wtorek, 7 maja 2013

Prolog


Czyli o tym, jak trafiłam do Niemiec.

***
       Czy wy też tak kiedyś mieliście, że jedna podjęta decyzja miała wpływ na całe wasze życie? Że gdyby nie to, wszystko potoczyłoby się inaczej? Nie poznalibyście ludzi, których znacie i nie doświadczylibyście nowych rzeczy. U mnie tak było… I muszę przyznać, że gdybym miała jeszcze raz ją podjąć, nie zawahałabym się i postąpiła tak samo. Choć momentami było ciężko, to jednak człowiek uczy się na swoich błędach i to przez całe życie. Czy czegoś żałuję? Na pewno nie.
       Bardzo dobrze pamiętam dzień, w którym dowiedziałam się, że mogę dokończyć ostatni semestr studiów w Niemczech. Choć wcale nie liczyłam na to, że mi się uda. Lecz kiedy stanęłam przed możliwością wyjazdu, ogarnęła mnie panika.  Jestem osobą z dość silnym charakterem, która nie boi się wyzwań, ale pamiętam, że perspektywa zostawienia całego mojego życia – nawet na te pół roku- wydawała mi się być przerażająca. Pod tym względem byłam totalnym tchórzem. Nie licząc wakacji, nigdy nie wytknęłam nosa poza granice Polski. Ba, nie wyobrażałam sobie bym mogła mieszkać poza moim kochanym Trójmiastem, na które wiecznie narzekałam. Wielu moich znajomych wyjeżdżało za pracą do Anglii, czy zaczynali studia w innych miastach. Ja zawsze się tego bałam. Nie tego, że sobie nie poradzę, bo od zawsze potrafiłam wyjść bez szwanku nawet z beznadziejnych sytuacji, ale przede wszystkim obawiałam się samotności. Potwornej samotności i tęsknoty za bliskimi osobami. Choć wiedziałam, że oni zawsze ze mną będą, to jednak odległość wydawała mi się być olbrzymią przepaścią, z którą mogłabym sobie nie poradzić. Co więc skłoniło mnie od podjęcia takiej decyzji? Pokonanie własnego leku przed rozłąką.
         Podjęcie decyzji o wyjeździe sporo mnie kosztowało. Przez dobre kilka dni wyliczałam wszystkie za i przeciw. Zwykle działam na tak zwanym spontanie, ewentualnie po szybkiej analizie. Teraz jednak była to decyzja, którą musiałam dokładnie rozważyć. Nie da się ukryć tego, że była to dla mnie duża szansa, nie tylko na oderwanie się od jednego miejsca, które mnie wciągnęło, ale także na zdobycie nowych doświadczeń i poszerzenie horyzontów. Jak to powtarzała moja mama:  zawsze możesz wrócić do domu, a żałować, że nie skorzystałaś z okazji będziesz do końca życia. Spakowałam się, załatwiłam wszystkie niezbędne formalności, dogadałam się z wykładowcami, by móc wyjechać szybciej i wyruszyłam na spotkanie ze swoim nowym życiem.
         Dzień wyjazdu należał do najtrudniejszych ze wszystkich. Serce waliło mi, jak młot, kiedy żegnałam się z płaczącą mamą. Nawet tata uronił kilka łez – w końcu jego ukochana, mała córeczka ucieka mu z gniazda. Powstrzymywałam łzy. Nie mogłam się rozpłakać, bo wtedy może bym zrezygnowała z tego wszystkiego. Pomogli mi zapakować potrzebne rzeczy do samochodu. Kiedy ruszyłam, poczułam pustkę. Miałam wrażenie, że wszystko co mam zostawiam w domu i może nigdy tego nie odzyskam – co oczywiście było kompletną bzdurą, o której przekonałam się później. Po pokonaniu chyba z dwudziestu kilometrów poczułam, że dłużej nie wytrzymam. Musiałam zatrzymać się na poboczu i rozpłakałam się, jak małe dziecko. Ale nie zawróciłam. Kiedy się opanowałam, już śmielej nacisnęłam pedał gazu i ruszyłam przed siebie, czując się znacznie pewniej i znacznie silniej niż wcześniej.
         Myślałam, że podróż do Dortmundu nigdy się nie skończy. W przerwach musiałam dzwonić do rodziców, aby oznajmić im, że nadal jestem cała i zdrowa. Mama nie była zachwycona tym, że postanowiłam wybrać się do Niemczech własnym samochodem. Ja natomiast przyzwyczajona do swojego ukochanego autka, nie wyobrażałam sobie poruszania się tam komunikacją miejską. W końcu po jedenastu godzinach, zmęczona, ale zadowolona dotarłam na miejsce.
         Podjęta decyzja o wyjeździe nie tylko pomogła pokonać lęk przed rozłąką. Musiałam stawić czoła nowym wyzwaniom.  Sprawiła też, że niemożliwe stało się możliwe. Wcześniej byłam przekonana, że poza swoim miastem nie jest możliwe mieć bliskich ludzi przy sobie. Teraz wiem, że przyjaciół można mieć wszędzie. Trzeba się tylko na nich otworzyć. Wcześniej nie wierzyłam, że studia zapewnią mi pracę w wybranym zawodzie. Teraz wiem, że trzeba walczyć o marzenia i wciągać po nie rękę, kiedy nadarza się ku temu okazja. Wtedy jest wielce prawdopodobne, że ci się uda. I najważniejsza rzecz… Wyjazd do Niemiec sprawił, że na nowo odkryłam uczucie, o którym zapomniałam. Zostało zepchnięte na bardzo daleki plan. Jednak nie da się przed nim uciekać w nieskończoność. To właśnie tam stanęłam z nim w oko w oko i pozwoliłam, aby to serce, a nie rozum przejęło nad tym kontrolę. 
***

Można powiedzieć, że Lexi wraca do korzeni. Serio :) Nie wiedzieliście tego, ale pierwszym moim opowiadaniem, które ileś tam lat temu, pojawiło się na blogu, było opowiadaniem o sportowcach. Dokładniej o żużlowcach. Wolę nie myśleć o tym, jakie było beznadziejne :D Teraz obiecując jakieś kolejne love story mojej kochanej M. pomyślałam, czemu by nie wykorzystać do tego piłkarzy - bo o piłkarzach jeszcze nie pisałam (byli aktorzy i piosenkarze, na dysku mam siatkarzy, którzy raczej nie ujrzą światła dziennego, no i  jest jeszcze ff o moim kochanym SPN). Nie wiedziałam tylko, których wybrać. Jako, że Borussia Dortmund jest teraz na fali, to postanowiłam wysłać moją bohaterkę do Niemiec. Chociaż z początku pomyślałam o Anglii, bo to tamtą piłkę lubię najbardziej. Mam nadzieję, że opowiadaniem wam się spodoba i nie pogonicie mnie stąd. :) 

M. ten prolog dedykowany jest tobie. W końcu się zmobilizowałam, uznając, że magisterka nie zając - nie ucieknie i że dobrze mi zrobi dzień wolnego od niej. Przed wami dortmundzkie love story - bo tak je nazywam :D Pozdrawiam!

14 komentarzy:

  1. ot jaki paradoks :P ja nie.lubie piłki nożnej ale zostanę. Bo kreujesz naprawdę ciekawe postacie.
    Zobaczymy jak poradzi sobie w Dortmundzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh nie da się lubić wszystkiego:) Cieszę się, że chcesz zostać. Dzięki za miłe słowa :)

      Usuń
  2. No to coś nowego ^^ O sportowcach się nie spodziewałam, jestem już tak przesiąknięta wampirami itd., że to jest aż niepokojące hehe Na piłce się w ogóle nie znam (choć brat grał w lokalnym klubie, a i nawet się pochwale, że brat Wasilewskiego był u nas bramkarzem ;P )
    Prolog w pierwszej osobie napisany świetnie, rozdziały też będziesz tak pisać? Pasuje tu ten styl.
    Fakt, lepiej żałować, ze się nie udało niż żałować, że się nie próbowało. Chociaż ja jestem jak główna bohaterka. Chojrak w gadaniu, a gdybym miała wyjechać to nie wiem czy bym się zdecydowała (na pewno nie do Niemiec mam awersje do tego języka ;D ) Ciekawe jak sobie poradzi na nieznanych wodach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu mnie to nie dziwi. Hehe, ale oczywiście nie mówię, że nie mam wymyślonych innych historii na podstawie SPN. Bo są i całkiem możliwe, że kiedyś pojawią się na blogu.
      Dzięki :) Powiem tylko, że tak. Co prawda pierwszy rozdział napisałam już w trzeciej, ale później zmieniłam go. Więc zostaję przy pierwszej, tylko momentami będę przechodzić na 3. Nie powiem, ale trochę to trwało zanim znów przestawiłam się na 1 osobę. Pewnie będzie to widać w pierwszym rozdziale.
      To się okaże, czy sobie poradzi czy nie :D Hehe
      Dzięki za komentarz :)

      Usuń
    2. Uuuu ja zawsze jestem chętna! :D
      E tam! Jak dla mnie prolog to zapowiedź świetnego opowiadania w 1 osobie :D

      Usuń
    3. Ej, nie słodź mi tak, bo się zaaaczerwienię :D heheh A tak serio to się okaże czy będzie "takie świetne" :)

      Usuń
    4. Ja słodzić? Nieee ja tylko podstępem próbuje cie nakłonić do kolejnego opowiadania haha Nie no żartuje ;P Wiesz jeśli chodzi o takie "normalne" opowiadania to ciężko jest mnie zadowolić, bo takie żyje jest czasem nudne jak flaki z olejem, a czytanie po raz setny opowiadania o jakimś boysbandzie wychodzi mi bokiem, tu jest coś nowego i pierwszy raz będę czytać opowiadanie o sportowcach :)

      Usuń
    5. Wiedziałam, wiedziałam, że jest drugie dno heheh :D Jak kolejnego, że nowego całkiem oprócz tych dwóch? O popieram, czasem się na taki trafi, że ma się wrażenie, że już się z milion razy czytało. Zawsze musi być ten pierwszy raz i fajnie że u mnie :D I mam nadzieję, że nie będą to flaki z olejem :)

      Usuń
  3. W końcu, w końcu, w końcu!!! Po pierwsze dzięki za dedykację. Po drugie szykuje się ciekawa historia. Jak widzę ruszyłaś za modą na BVB heheh :D Choć myślałam, że jak weźmiesz się za opowiadanie z piłką nożną w tle, to główna bohaterka wyląduje w Liverpoolu. Podoba mi się zestawienie bohaterów. Błaszczykowska? Zobaczymy, jak to będzie.
    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, co trzeba od czasu do czasu iść za tłumem :D I tak potwierdzam na początku pomyślałam o Liverpoolu. Cieszę się. Mam tylko nadzieję, że jakoś ich "ożywię" i każdy będzie inny, a nie jakiś taki sztuczny i sztywny. A no... Błaszczykowska. :D

      Usuń
  4. Hej, przybyłam tutaj po tym jak w moim Spamie umieściłaś wiadomość o ankiecie. Wypełniłam, także możesz ją wykorzystać do magisterki. Co do opowiadania, to o BVB jest faktycznie kilka blogów, ale nie powiedziałabym, żeby byli szczególnie na fali. Moim skromnym zdaniem przeważają opowieści z Realem i Barceloną w tle. A z Borussi to wiadomo Lewy, którego szczerze nie znoszę!
    Co do Twojego prologu, to zapowiada się całkiem obiecująco. Ja na miejscu głównej bohaterki zawróciłabym do domu, do mamy :)
    Dodam Cię do czytanych.
    Pozdrawiam serdecznie Fiolka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i dzięki za wypełnioną ankietę :) Z tą falą to nie do końca sprecyzowałam, bo chodziło mi o ogólną falę w mediach, a nie na blogach. Heh jesteś kolejną osobą, która nie lubi Lewego :) Zobaczymy, jak to opowiadanie mi wyjdzie. :) Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Fajne opowiadanie czy bedzie wiecej ich?
    Zapraszam do mnie licze na komentarz
    http://monikagotze.blogspot.com/2013/05/rozdzia-7.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam tu tak przez przypadek i od razu zajrzałam do zakładki z bohaterami. Jest o BVB, więc bardzo się cieszę. Prolog mnie zaciekawił, zastanawiam się kto był tą miłością, do której bohaterka wróciła... Czekam na jedynkę! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń