niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 1

O tym, jak nieraz sny łączą się z rzeczywistością.

***
10 styczeń 2011 roku, Dortmund - Niemcy

         Błądziłam po budynku, czując zapach świeżo skoszonej trawy. Pod drugiej stronie dostrzegam unoszący się dym. Tajemniczy budynek zaczyna płonąć, a ja nie wiem, jak się z niego wydostać. W końcu dostrzegam jakiś ruch. 
         Z kłębów dymu wyłania się człowiek przebrany za pszczołę. Łapie za rękę i w podskokach prowadzi do sali pełnej luster. Kiedy spoglądam w swoje odbicie, widzę, że jestem ubrana w białą koszulkę z orzełkiem na piersi. 
         W pewnym momencie lustra pękają, a ja stoję pośrodku boiska. Ktoś coś do mnie krzyczy. Rozglądam się dookoła, ale nie widzę twarzy pozostałych osób, tylko ich sylwetki. Pod nogami mam piłkę. Zaczynam z nią biec w kierunku, w którym wskazuje mi trener. 
         Nagle moje spodenki zmieniają się w długą spódnicę. Potykam się o nią i nie mogąc złapać równowagi, przewracam się na plecy.

         Usiadłam na łóżku i przetarłam pospiesznie oczy. Znowu miałam ten sam dziwny sen. Odkąd przyjechałam do Niemiec, wciąż śnię o tym samym. I zawsze kończy się to upadkiem oraz przyspieszonym pulsem. 
         Wstałam z łóżka. Podeszłam do stołu, na którym zostawiłam komputer. Włączyłam go i ruszyłam w stronę kuchni. Z rana zawsze muszę zaserwować sobie porządną dawkę kofeiny, aby zacząć normalnie funkcjonować. Nastawiłam wodę, a następnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam tu od trzech dni, a już moje mieszkanie wyglądało, jak po dobrej imprezie. W kuchni walały się brudne naczynia, a w pokoju porozwalane były papiery, notatki i ubrania. Z postanowieniem, że dzisiaj posprzątam swoją małą kawalerkę, zrobiłam kawę i wróciłam do pokoju. 
         Usiadłam przy stole. Przyciągnęłam laptopa bliżej siebie i odpaliłam program. Po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk. Miałam rozmowę. Kliknęłam i na ekranie zobaczyłam uśmiechniętą  twarz przyjaciółki.
- Julka, a ty nie w pracy? – zapytałam, rozglądają się w poszukiwaniu spinki. W końcu znalazłam ją na drugim końcu stołu. Chwyciłam ją i byle jak, spięłam brązowe włosy.
- O dwunastej mam zajęcia na uczelni – wyjaśniła, nachylając się w stronę kamerki. – Lena wyglądasz, jak siedem nieszczęść.
- Wielkie dzięki – odparłam i upiłam trochę kawy. – Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do spania w tym mieszkaniu.
- Wszystko przed tobą – powiedziała z uśmiechem. – Po twojej minie wnioskuję, że coś się stało.
- Znowu śniły mi się te pierdoły.
- Sprawdź w senniku, co oznaczają.
- Nie wierzę w takie rzeczy. – Julka machnęła ręką i przekręciła oczami. – Co tam u ciebie?
- Nic się nie zmieniło. No, oprócz tego, że zeszło mi ze dwa kilo, ale to prawdopodobnie ze stresu, bo mój szef ostatnio dostaje palmy.
- Kochany pan Jurek – zaśmiałam się. – Co znowu wymyślił?
- Pozmieniał nam menu. Dodał jakieś wymyślne desery, których nazw nawet nie umiem wymówić. – Wybuchłam śmiechem. – Tak, śmiej się, że to ty masz łeb do języków obcych, a nie ja.
- To po jakiemu to?
- Na pewno nie po Angielsku – skwitowała Julka, wzruszając ramionami. – Ale mam to gdzieś. Lepiej opowiadaj, jak Dortmund.
- Nadal stoi – powiedziałam, siorbiąc kawę. – Dzisiaj też chcę się przejść. Muszę poznać to miasto przed rozpoczęciem semestru.
- Masz jeszcze kupę czasu.
- Wiem. Całe szczęście, że udało mi się wyjechać szybciej. Choć nie powiem, ale niektórym wykładowcom nie spodobało się to, że ominę końcowe zajęcia.
- To tylko miesiąc. Na początku lutego jest sesja.
- Wiem, ale postanowili mi trochę dowalić i pozadawali dodatkowe rzeczy do robienia. Jak to powiedzieli, będzie to miało wpływ na twoją ocenę końcową.
- Gadanie. A co do twojego snu…
- Serio? Nadal chcesz to wałkować?
- Tak tylko się zastanawiam – ciągnęła zamyślona. – Jakby to zinterpretować, to śni ci się reprezentacja Polski w piłkę nożną.
- Myślisz, że dostanę powołanie do kadry?
- Wiesz…. Jednego Błaszczykowskiego już mają, to chyba im starczy. Ale może będziesz pracować przy Euro 2012.
- Prorocze sny mówisz?
- Tak sobie tylko myślę. Na pewno będzie to coś związane z piłką nożną. Nazwisko już masz – odparła złośliwie, a ja przewróciłam oczami. – Ale oprócz boiska i strojów, jest jeszcze zapach skoszonej trawy.
- I płonący budynek.
- Może to być nawiązanie do problemu, z którym się zetkniesz.
- Czy ty mi czytasz jakiś sennik, czy co? – zapytałam podejrzliwie.
- Nie. Wymyślam to na poczekaniu.
- Dobra jesteś. Nadajesz się do tych wróżbitów z telewizji – odparłam, opierając głowę o rękę. – A co powiesz o kostiumie pszczoły?
- Uważaj na pszczoły – zaśmiała się.
- Jest styczeń.
- To w wakacje uważaj na pszczoły. – Znów przekręciłam oczami. – Muszę już kończyć. Zgadamy się.
- Pewnie.
- Miłego zwiedzania.
- Dzięki. Miłego dnia na uczelni.
- Spadaj – rzuciła Julka ze śmiechem i rozłączyła się. 
       Wzięłam głęboki oddech i odsunęłam od siebie komputer. Powoli wstałam i ruszyłam do łazienki. Musiałam doprowadzić się do stanu używalności, jeśli chciałam pokazać się ludziom na ulicy. Kiedy weszłam do środka, od razu spojrzałam na wiszące nad umywalką lustro. W moich brązowych oczach widniało zmęczenie, a blada twarz jeszcze bardziej odzwierciedlała ten stan. Wyskoczyłam z piżamy i weszłam pod prysznic, licząc na to, że po nim zyskam więcej energii.

        Wyszłam z kawiarni, ściskając w ręku parujący tekturowy kubek. Poczułam na policzkach mroźny wiatr. Dzisiaj w Dortmundzie było naprawdę zimno. Do tego od czasu do czasu posypywał drobniutki śnieg. Przed wyjściem opatuliłam się szczelnie szalikiem, ale mimo wszystko poczułam przechodzący po plecach dreszcz. 
         Upiłam łyk i skrzywiłam się. Choć napój nieco mnie rozgrzał, to jednak w smaku nie przypominał kawy. Przyrzekając sobie, że już nigdy nie zajrzę do tego lokalu, ruszyłam wolno przed siebie. Co jakiś czas patrzyłam pod nogi, nie chcąc zaliczyć upadku na lodzie. Po mimo tego, że chodniki posypane zostały piachem, to i tak gdzieniegdzie było ślisko. 
         Poprawiłam torbę z komputerem, którą miałam na ramieniu i skręciłam w prawo, wychodząc na główny plac miasta. Zrobiłam wielkie oczy, gdy mijający mnie mężczyzna poślizgnął się. Wpadł na mnie, uderzając mnie w bok. Zdążyłam tylko mocniej zacisnąć palce na torbie. Kubek wypadł mi z dłoni. Instynktownie wolną ręką złapałam się jego ramienia. O dziwo oboje zdołaliśmy utrzymać równowagę. Puściłam nieznajomego i podniosłam głowę do góry,
- Przepraszam – powiedział.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam. Spojrzałam na rozlaną kawę. – Nie oberwałeś? – zapytałam, wskazując na parujący napój, który roztapiał śnieg. Przejechał dłońmi po czarnej kurtce.
- Nie. Odkupię ci kawę.
- Nie musisz. Była paskudna. 
         Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się. Odwzajemnił uśmiech i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Dostrzegłam jego niesamowicie niebieskie tęczówki. Włosy ukryte miał pod czarną wełnianą czapką. Był ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów wyższy. Widziałam go wielokrotnie w telewizji i zawsze uważałam, że jest dość przystojnym mężczyzną. Stojąc z nim oko w oko, musiałam przyznać, że prezentuje się lepiej. Przekręcił w dłoniach klucze i wtedy zauważyłam breloczek w kształcie pszczoły.
- Fajny – rzuciłam, wskazując na jego dłoń.
- Maskotka klubu.
- Domyśliłam się.
- Jestem Łukasz.
- Lena. – Podaliśmy sobie ręce. – Muszę już iść. Miło było cię poznać.
- Ciebie również.
- Uważaj, bo tam dalej też jest ślisko. – Minęłam go i już zamierzałam iść dalej, kiedy Łukasz odezwał się po raz kolejny.
- Dzięki. -Wziął głęboki oddech i chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak ja uśmiechnęłam się tylko, machnęłam mu ręką na pożegnanie i ruszyłam przed siebie, pragnąć znaleźć jakieś cieplejsze miejsce, w którym mogłabym się ogrzać.

       Siedziałam w dużej, ale przytulnej kawiarni. Była pora obiadowa i większość Niemców przebywała albo u siebie w domu albo w restauracjach lub barach z fast foodem. Tutaj klientów było niewielu. Za oknem znów sypał śnieg, a w środku unosił się zapach świeżo parzonej kawy i czekolady. 
        Zawzięcie stukałam w klawisze komputera. Musiałam w końcu dopracować kampanię reklamową, którą miałam wykonać na zaliczenie ćwiczeń z marketingu i reklamy. Obok mnie stała filiżanka z parującą kawą, która smakowała o niebo lepiej od poprzedniej, zakupionej w poprzednim lokalu oraz talerz z dużym naleśnikiem z czekoladą i bitą śmietaną. Jak na razie Cafe Lux stało się moim lokalem numer jeden. W kawiarni, bowiem było spokojnie i nic nie rozpraszało mojej uwagi.
        Prychnęłam pod nosem i skasowałam ostatnie zdanie. Prezentacja nabierała już odpowiedniego kształtu, ale czegoś jej brakowało. Musiałam przecież sprostać wygórowanym oczekiwaniom wykładowcy, który surowo oceniał swoich studentów.
- Szlak by to – mruknęłam pod nosem, kiedy tabelka z budżetem rozjechała się po całej stronie.
- Wejdź w układ tabel. 
         Podskoczyłam, słysząc za plecami męski głos. Powoli odwróciłam się i spojrzałam na uśmiechniętego mężczyznę. Z pod czarnych brwi, spoglądały na mnie zielone, bystre oczy. Przejechał dłonią po krótkich czarnych włosach. Był przystojnym typem bad boya, za którym szaleją dziewczyny. Pokiwał głową i wskazał palcem na monitor.
- Układy tabel – powtórzył. 
        Jakby w zwolnionym tempie, odwróciłam się i zrobiłam, co mi kazał. Ustawiłam wszystko, co trzeba i tabela wróciła do swojego dawnego kształtu.
- Dzięki. Zmieniło mi się przez przypadek i spanikowałam – powiedziałam z uśmiechem.
- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, ale od jakiegoś czasu cię obserwuję. – Zacisnęłam usta, ale w dalszym ciągu wpatrywałam się w jego zielone tęczówki. – Od razu mówię, że nie jestem jakimś psychopatą.
- Psychopaci właśnie tak mówią – odpowiedziałam, a nieznajomy wybuchł śmiechem.
- Mogę się przysiąść?
- Jeśli nie chowasz siekiery za plecami, to tak. 
        Mężczyzna podniósł ręce do góry, a następnie wstał z miejsca. Był wysoki i dobrze zbudowany. Zaczęłam zastanawiać się, czy znów nie trafiłam na jakiegoś sportowca. Położył kurtkę obok i usiadł naprzeciwko mnie.
- Jestem Paul.
- Lena. Powiesz mi, co cię tak zainteresowało? – zapytałam. Byłam przekonana, że zaraz usłyszę jakiś kiepski tekst na podryw i już obmyślałam plan, jak go spławić.
- To, co właśnie robisz – odpowiedział, wskazując komputer. – Wygląda ciekawie. Przypomina mi projekt i plan jakieś kampanii promującej. Piszesz w innym języku i nic nie mogłem zrozumieć.    
        Zrobiłam duże oczy. W ogóle nie spodziewałam się czegoś takiego. Zawsze przyciągałam, jakiś nudziarzy, którzy produkowali się licząc na to, że zyskają chwilową nową zabawkę. Dlatego nie zdziwiło mnie to, że Paul zaczął się śmiać. Musiałam mieć naprawdę głupi wyraz twarzy, kiedy tak się w niego wpatrywałam.
- Zaskoczona?
- Troszeczkę. – Przesunęłam komputer, aby mógł lepiej widzieć ekran. – Robię pracę zaliczeniową na zajęcia. Jest to projekt kampanii reklamowej nowej marki rowerów.
- Ciekawy temat.
- Narzucony z góry. Tekst jest po Polsku, bo jestem studentką z Polski.
- Wszystko jasne. Mogę zobaczyć? – Wskazał na monitor.
- Jasne.
- Przetłumaczysz mi, co nie co? – Kiwnęłam głową. – O, ten fragment tutaj.
- Poszczególne etapy kampanii?
- Aha… No, i jak możesz to jeszcze plan budżetu.
- Jasne, czemu nie. – Nachyliłam się w jego stronę i zaczęłam tłumaczenie.
        Paul, co jakiś czas wskazywał nowe fragmenty tekstu, aż w końcu poznał całą moją pracę. Potem poprosił bym opowiedziała mu coś jeszcze o moim projekcie. Przedstawiłam mu, więc dodatkowe pomysły, na które wpadłam, ale z których zrezygnowałam z uwagi na doktora, który z pewnością by ich nie poprał. Paul był całkiem innego zdania. Uznał je za świeże spojrzenie i ciekawe rozwiązania, które zainteresują odbiorców. Potem przeszłam do poprawek, które zamierzałam wprowadzić.
- Interesujesz się marketingiem? – zapytałam, kiedy Paul skomentował mój budżet.
- Nawet bardzo – powiedział. – Mam z nim styczność od dziewięciu lat.
- Pracujesz w marketingu?
- Tak. Muszę nieskromnie przyznać, że mam trzydziestkę na karku i całkiem niezłą posadkę. – Uniosłam brwi do góry. Nie wyglądał na pana biegającego w garniturze i to pod krawatem, ale najwidoczniej na to się zanosiło.
- Bardzo jesteś tajemniczy.
- Ile masz lat? – wypalił, a na mojej twarzy pojawiło się zaskoczenie.
- W tym roku stuknie mi dwadzieścia dwa – odpowiedziałam.
- Świetnie. 
        Nachylił się i zaczął grzebać w kurtce. Wyjął skórzany, elegancki portfel. Otworzył go, złapał za wizytówkę i podął mi ją. Oderwałam wzrok od jego twarzy i spojrzałam na prostokącik w dłoni. 

Paul Weiss
Dyrektor działu marketingu, PR i rzecznictwa prasowego
Ballspielverein Borussia 09 e.V. Dortmund

         Poniżej znajdował się jego e-mail oraz numer telefonu do biura, na komórkę i faks, a także logo klubu. Przeczytałam wizytówkę kilka razy z rzędu, bezdźwięcznie poruszając ustami. W końcu oderwałam wzrok od prostokątnej kartki i spojrzałam na niego.
- Muszę przyznać, że nie tego się spodziewałam – powiedziałam, kiwając głową. – Ile miałeś lat zaczynając tam pracę?
- Dwadzieścia jeden. Byłem jeszcze studentem. Po prawie pięciu latach, kiedy odszedł poprzedni dyrektor, postanowiłem kandydować na jego stanowisko i udało się.
- Nieźle.
- Trochę szczęścia – skwitował Paul, wzruszając ramionami. Wyciągnęłam rękę z wizytówką w jego stronę. – Weź ją. Może ci się przyda.
- Dzięki.
- Ale… Rozmowa zeszła na mnie, a tu chodzi o ciebie.
- O mnie? A co ja zrobiłam?
- Mamy coś na sumieniu? – Zaśmiał się Paul. – Chodzi o to, że nie bez powodu wypytywałem cię o wszystkie te rzeczy. Masz wiedzę, potencjał i głowę na karku, ale co najważniejsze – masę świeżych pomysłów. Bardzo dobrze rozumiesz cały mechanizm marketingu i wiesz, co i jak użyć, aby było dobrze. Do tego widać, że jesteś pewna siebie i nie boisz się wyzwań.
- Wow… Szybko oceniasz ludzi.
- Ma się ten instynkt – odparł, pukając się palcem po nosie. – I mogę się założyć, że się nie mylę, co do ciebie.
- Do czego zmierzasz?
- Zwolniło się u mnie jedno miejsce. Myślę, że będziesz się idealnie do tej roboty nadawać.
- U ciebie? – wydusiłam z siebie.
- Co prawda sprawdzam kandydatów już od tygodnia. Większość to raczej nieporozumienie, jednak mam dwóch upatrzonych ludzi, ale myślę, że i ty możesz spróbować. – Uśmiechnął się. – Nie rób takiej miny, mówię poważnie. Wystarczy, że zmiażdżysz pozostałą dwójkę i praca jest twoja.
- Zmiażdżysz?
- Ej, to tylko przenośnia. Nie każę ci się z nimi bić. Po prostu pokażesz mi jeszcze coś, czego mi dzisiaj nie pokazałaś, a nuż może ci się uda. To jak będzie?
         Spoglądałam to na niego, to na komputer, jakby miał mi pomóc podjąć decyzję. Analizowałam wszystkie za i przeciw. Byłam studentką, miałam na karku sesję. Teraz dołożyłabym sobie dodatkowej roboty. Ale przecież w Polsce też pracowałam i uczyłam się jednocześnie. Jednak tam była to całkiem inna praca. Praca, która nie wymagała ode mnie aż takiego zaangażowania, jak ta w marketingu. Z drugiej jednak strony stoi przede mną olbrzymia szansa na zdobycie wymarzonej pracy w wyuczonym zawodzie. Zdobyłabym potrzebne doświadczenie, poszerzyła wiedzę i odkryła nowe tajniki. Eh… Jakby mi się udało, to jak ładnie taka posada wyglądałaby w CV. Poczułam, że na mojej twarzy widnieje szeroki uśmiech. Wróciłam do rzeczywistości.
- Zgoda. Z chęcią spróbuję.
- Super – powiedział zadowolony. – Umówmy się na jutro na jedenastą.
        Wyjął kolejną wizytówkę, a następnie złapał za leżący na stole długopis. Zaczął szybko coś pisać, a następnie podał mi kartkę.
- Będę czekał na ciebie w biurze. Tu masz adres – wskazał palcem. – Zapisałem ci też numer piętra i pokoju, w którym mnie znajdziesz.
        Trzymając w ręku długopis, wyciągnął niewielki notesik. Przewrócił kilka stron i spojrzał na mnie. Jego dłoń zawisła kilka milimetrów nad kartką.
- Podaj mi swoje nazwisko. Przekaże je ochronie, to nie będziesz miała problemu z wejściem na teren.
- Widzę bezpieczeństwo przede wszystkim – powiedziałam z uśmiechem.
- Tak. W końcu oprócz dużego biurowca, znajdują się tam też boiska do treningów, na których trenuje nie tylko pierwszy skład Borussii, ale przede wszystkim dzieciaki. A twoje nazwisko to?
- Błaszczykowska.
- Jak?
- Błaszczykowska – powtórzyłam.
- Jak Kuba?
- Dokładnie.
- Jesteście spokrewnieni?
- Nie. Przypadkowa zbieżność nazwisk. – Paul pokiwał głową i zanotował moje dane.

        Weszłam do domu, zamykając stopą drzwi. Przeszłam do kuchni. Postawiłam na ziemi ciężkie siatki z zakupami. Zaczęłam je rozpakowywać, kiedy zabrzmiał dźwięk oznajmujący przyjście nowej wiadomości. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz.

Wejdź na kompa.

         Włożyłam ser, który trzymałam w ręku, do lodówki i przeszłam do pokoju. Wyjęłam z torby komputer i uruchomiłam go. Po chwili już wchodziłam na swoje konto. Zanim zdążyłam wyszukać Julkę w kontaktach, ona odezwała się pierwsza.
- Pali się?- zapytałam.
- Mam informację od twojego promotora.
- To się nie pali – skwitowałam, ściągając buty. – Co chciał?
- Sypnął mu się komputer. Jutro odbiera nowego i kazał ci przekazać, że masz mu wysłać jeszcze raz poprawiony rozdział. Sam by się do ciebie zgłosił, ale na tamtym złomie miał zapisany twój e-mail.
- Spoko. Dzięki. Ciekawe, że wiedział, do kogo powinien się zgłosić.
- Widział nas wielokrotnie razem na uczelni. Dobrze myślał, że się kumplujemy.
- Tyle, że studiujesz inny kierunek.
- Nasza buda jest mała – skwitowała Julia ze śmiechem. – Jak dzionek? Dortmund nadal stoi?
- Zapamiętaj teraz to, co ci powiem – zaczęłam.- Niechętnie przyznaję ci rację.
- Cud, prawdziwy cud. W czym miałam rację?
- Z moim snem. – I opowiedziałam jej o tym, co się dzisiaj stało. Kiedy skończyłam, Julia wpatrywała się we mnie z podniesionymi brwiami.
- Lenka może ty jesteś jakieś medium?
- Ta… Jasnowidz.
- A nie? Łukasz Piszczek i ten jego brelok z pszczołą, potem ten cały Paul, który jest dyrektorem w Borussii…
- To jak skomentujesz płonący budynek?
- Że ta praca będzie ciężka, ale satysfakcjonująca albo że będziesz tak harować, że sypać się będą iskry – odpowiedziała pewnym głosem.
- Jestem Jasnowidz pełną gębą – odparłam i zaśmiałam się.
- Przepowiedz mi coś. 
         Wzięłam głęboki oddech i przyłożyłam palce do skroni. Zmarszczyłam nos. Udałam, że nad czymś intensywnie myślę, a potem odezwałam się tajemniczym głosem.
- Tak… Widzę to wyraźnie…
- Co? – zapytała Julia, śmiejąc się.
- A to, że przyjedziesz do mnie do Niemiec w przerwie międzysemestralnej!
- To nie żadne wróżby. Mówiłam ci to przed twoim wyjazdem.
- Się czepiasz.

***
TA DA!!! Pierwszy rozdział dortmundzkiego love story za nami. Właśnie poznaliście Lenę i mam nadzieję, że chociaż trochę dziewczyna da się lubić :). Nie powiem, ale jeszcze mam problemy z pisaniem w pierwszej osobie, bo mój mózg z przyzwyczajenia już chyba zmienia wszystko na osobę trzecią. Ale jakoś daję radę :D 

Dla tych co jeszcze nie zdążyli wypełnić mojej boskiej ankiety do magisterki dla czytelników, a chcieliby uczynić mi ten zaszczyt i odpowiedzieć na przygotowane pytania, zapraszam pod TEN LINK. 

Wszystkim tym, którzy wypełnili już moją ankietę bardzo, bardzo dziękuję :)

















I na koniec ja i dortmundzka pszczoła pozdrawiamy blogowe pszczółki. Do następnego :) 

19 komentarzy:

  1. Lubię zapach świeżo skoszonej trawy ;) Normalnie myślałam, że mam jakieś zwidy jak w obserwowanych we fragmencie tego rozdziały pokazało mi się zdjęcia pszczoły haha
    Ja też w sennik nie wierze ;P Ale widać, że masz do czynienia z uczelniami wyższymi ;p
    Co Ty chcesz? Świetnie piszesz w 1 osobie, a to rozmowa Leny z Julką jest świetna haha
    Wiesz, co... Łukasz w Twoim opowiadaniu wydaje się przystojniejszy niż w reklamie samochodu (tam wygląda na takiego lalusia, tylko się nie obrażaj ;P ) O i to racja, psychopata tak mówi :D Szczeeeerze, to Paul jest podejrzany. A może jednak nie... dyrektor, no nieźle.
    Nieźle trafiła, można pozazdrości. Ta pszczoooła i tak jest najlepsiejsza ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe nieźle. Jak widać zwidów nie miałaś, bo pszczoła jest :D Serio widać, to po opowiadaniu? Nieźle, bo ja bym na to nie wpadła :)
      O wielkie dzięki. Bo tak przyzwyczaiłam się przez SPN do trzeciej, że musiałam, że pisząc w pierwszej zawale niektóre rzeczy. Ale widać, jakoś daję radę.
      Hehe laluś :D Nie mam co się obrażać. Każdy ma przecież swoje zdanie :)
      Jak widać Paul psychopatą nie był, ale... jeszcze wszystko przed nim, może któregoś dnia będzie biegał po Dortmundzie z siekierą hehe :D
      Pszczółka musiała być :) Jak natrafiłam na nią na youtube to musiałam zrobić z niej animację, bo fajnie pasuje do tekstu :D

      Usuń
    2. Chociaż tyle dobrze ;) No widać, większość nie ma pojęcia jak przebiega sesja itd.
      A tam, jak się pisze w 1 osobie to można się wczuć, lepiej emocje opisać, w 3 osobie jest gorzej pod tym względem (ale lepiej pod względem atrakcyjności, bo sie nie skupiamy na jednej postaci)
      Nooo mniemam, że go na takiego zrobili ;)
      A może to będzie jakiś psyychol jak Kubuś Rozpruwacz? ;) Dobra, bo ktoś mnie zacznie podejrzewać, że z psychiatryka zwiałam :D
      Pasuje, pasuje :D Jest taka żółta i ruchliwa, a jaka zadowolona z siebie :D

      Usuń
    3. No fakt, widać różnicę, jak się czyta. Ale serio nigdy jakoś tak nie zwróciłam na to uwagi. To fakt - podpisuję się pod twoimi słowami rękami i nogami hehe w pierwszej osobie łatwiej o emocje, ale w trzeciej można "kierować" nie tylko jedną osobą, ale pokazać drugą i trzecią.
      Pewnie tak hehe oni tam wszyscy jacyś tacy wygładzeni i wycyckani są :D
      Kuba Rozpruwacz :D Nie no obiecałam sobie żadnych kryminalnych wątków, żadnych wampirów i żadnych (z całym smutkiem) kochanych braci W. więc będzie to spokojne opowiadanie bez kung fu i tym podobne :D

      Usuń
    4. Pewnie wcześniej też bym tego nie zauważyła (prawdę mówiąc u nas w szkole jest tak namieszane, że ja sama wszystkiego jeszcze nie łapie ;D )
      No właśnie, dlatego ja w przypadku smaku-szeptu pomieszałam 1 os i 3 os, chociaż akurat SPN pisze mi się rewelacyjnie w 1 os ;)
      Dokładnie! Aż się dziwnie na nich patrzy ;D
      Ciekawe jakbyś sceny kung fu opisała, ja tego nigdy nie potrafiłam ;D

      Usuń
    5. Pokaż mi jedną uczelnię wyższą gdzie nie ma burdelu ehhehe :) W tej, jak i w poprzedniej uczelni też był bałagan i ciężko było się połapać :D
      U mnie też będzie mieszanka 1 i 3 osoby. A SPN u mnie lepiej mi się pisze w 3, ale to może też wynikać z przyzwyczajenia po prostu.
      Hehe nie ma to, jak są zmachani i umazani trawą na boisku hahah :D
      Właśnie... Jako takie sceny bijatyki to każda z nas miała, ale kung fu? Trzeba by było kiedyś próbować. Sama nie wiem, coś w stylu "wytoczył cios wściekłego byka i z pół obrotu powalił przeciwnika na ziemię. ten zataczając się w taktyce wijącej się żmii oddał cios" :D Ale wątpię by ktoś zrozumiał, o co mi chodzi :D

      Usuń
    6. W sumie fakt ;)
      Noo to już co innego, a nie tacy picuś glancuś ;D
      Haha dooobre, już mam kawalątek kung gu napisany ;)

      Usuń
    7. Dokładnie :)
      Tak? Piszesz kung fu? No, to koniecznie się podziel tym fragmentem, bo chcę zobaczyć, jak wyszło :D

      Usuń
    8. tfu nie ja mam ty masz hahaha Ja i kung fu :D chociaż jak zaczynałam pisać (od FF Buffy haha) to musiałam trochę takiej akcji dodać aleeee jak czytałam te stare wypociny to się za głowę łapała :D

      Usuń
    9. Kung fu to nie moja działka :D O Buffy - fajnie. Hehe a weź sobie wyobraź pierwsze opowiadanie. To jest dopiero śmiech na sali, co nieraz powychodziło :D Ja to bym musiała się kiedyś dokopać do swojego pierwszego i zobaczyć, co tam nawywijałam :)

      Usuń
    10. Nooo matko te teksty tam, a dialogi - dwa słowa - i człowiek zadowolony :D A jak już na blog sie wrzucało to była radocha ze 100 wejść ;D

      Usuń
  2. Ja też nie wierzę w sny, ale bohaterce jak widać się one sprawdzają. Prawie wszystko się sprawdziło, tylko ciekawi nie o co chodzi z tym płonącym budynkiem. Mam nadzieję, że nic złego się nie wdarzy!
    Lena to ma szczęście. Najpierw spotkała Łukasza później ta praca...
    Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam :)

    PS. Dziękuję za komentarze na moich blogach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :)
      A tak sobie wymyśliłam żeby Lena od samego początku jakiś dramatów nie przechodziła, tylko żeby jakoś jej się życie na spokojnie ułożyło. Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Choć jeszcze nie znam do końca Leny, to zaczynam ją lubić. Szczęściara z niej, nie ma co. Najpierw Piszczek, potem spotkanie Paula i propozycja pracy w BVB - a tak bała się tam jechać :) Mam nadzieję, że uda jej się dostać tą robotę. Pozdrawiam i czekam na kolejną część. M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać, że animacja pszczoły wymiata :D

      Usuń
    2. I dobrze, bo chciałam stworzyć bohaterkę, którą da się w jakiś sposób lubić :) Ta, ale czy dalej też będzie tak happy? - pokaże życie :D
      No, ba pszczółka widzę gwiazdą tej notki :D

      Usuń
  4. A ja w sny wierzę,bo w większości mi się sprawdzają. Np jeśli chodzi o typowanie wyniku meczu :-P Fajnie,że opko o Piszczku,bo o nim dobrych historii jest boleśnie mało a jak jakieś się pojawią to tendencyjne i nudne. Też mam w planach coś o Łukaszu napisać,jak tylko skończę Kubę :-D A rozdział intrygujący,zwłaszcza zaś Paul.
    PS. Informuj mnie o nowościach i doradzam założenie zakładki ze Spamem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O no proszę :) Mam nadzieję, że dobre wyniki przyśnią ci się na sobotni mecz ;D Mam nadzieję, że nie wyjdzie mi nudne opowiadanie :)
      Widziałam i czekam na jego początek.
      Widzę, że Paul jak na razie cieszy się największym zainteresowaniem :)
      Pozdrawiam i będę informować.

      Usuń
  5. witam :) Trafiłam tu dopiero dzisiaj i muszę stwierdzić, że bardzo się cieszę z tego powodu. przeczytałam zaledwie pierwszy rozdział ( zaraz idę dalej) i muszę stwierdzić, że bardzo mnie wciągnął. Mnie również ciszy wątek Piszczka gdyż... no coż bardzo go lubię i faktycznie dobrych opowiadań o nim jest jak na lekarstwo. To zapowiada się ciekawie więc kończę pisanie i... zabieram się za czytanie :) O moich odczuciach nie omieszkam poinformować w następnych komentarzach :) Pozdro

    OdpowiedzUsuń