piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 14

"Czytanie gazet należy zaczynać od działu sportowego. Wiadomości sportowe odnotowują sukcesy ludzi, pierwsze stronice - porażki ludzi". 
Earl Warren

18 luty 2011 roku

          Nieszczęsny pocałunek… Przeklęty i nieszczęsny drugi pocałunek w walentynki sprawił, że zaczynałam wątpić w moją umiejętność stanowczego odmawiania, jakiegoś bliższego kontaktu. Bliższego kontaktu z Łukaszem. W końcu niedawno stawiałam na relacje czysto koleżeńską. A teraz? Piszczek tymi swoimi błękitnymi patrzałami i szerokim uśmiechem sprawia, że mój mózg przestaje funkcjonować normalnie. Że zmienia się on w kompletną papkę. Próbowałam go rozgryźć. Jak on to robi, że tak na mnie działa? Czy tylko na mnie? Powoli zaczyna mnie to przerastać i przerażać jednocześnie.
         Mimo wszystko dzisiaj od samego rana nie miałam czasu rozmyślać nad Piszczkiem, który robi z moim mózgiem, co chce. Dzisiaj, bowiem wybiła godzina zero i do Dortmundu przylatuje moja przyjaciółka. Cały błogi weekend spędzimy razem. Już nie mogę się doczekać.
         Niestety los jest okrutny. Nawet wtedy, kiedy jestem cała podekscytowana odwiedzinami najlepszej kumpeli, Ktoś u góry sprytnie ściąga na mnie temat Łukasza. Podstępem i to wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewam.

         Już wcześniej poprosiłam Paula o możliwość opuszczenia pracy szybciej. Nasłuchał się, jak to się doczekać przyjazdu Julki nie mogę i chyba dla świętego spokoju wyraził zgodę. Może też wolał, abym nie siedziała w pracy cała zdenerwowana, że moja kumpela zgubi się w nieznanym mieście? A może po prostu jest dobrodusznym kierownikiem? Tylko on zna odpowiedź. Tylko on zna prawdę. Co nie zmienia faktu, że uciekam z klubu pszczółek punktualnie o pierwszej.
         Oczywiście szybsze wyjście z pracy nie spowodowało zmniejszenia roboty do wykonania. Po prostu musiałam dzisiaj wyrobić się z wykończeniami rozpoczętych już projektów. A trochę tego było. Od samego początku narzuciłam sobie dobre tempo i nie wiem, co musiałoby się stać, aby to co miałam w planach mi nie wyszło.
- Zajedziesz się- skomentował Bastian, spoglądając na mnie z sąsiedniego biurka.
- Jeśli dzisiaj tego nie skończę, to nici z mojego wolnego weekendu i szybszego wyjścia – odparłam, grzebiąc w papierach. – A po za tym, stanie nam organizacja i nie ruszymy dalej. Mam ten nieszczęsny bal na głowie i Paul by mnie zabił, gdybym dała ciała.
- On zawsze się ekscytuje tym całym balem, a co roku i tak wszystko jest picuś glancuś.
- Mam nadzieję, że i teraz tak będzie.
- Będzie. A w razie czego – wskazał na siebie – służę pomocą.
- Dzięki – odpowiedziałam, posyłając mu szybki uśmiech, a następnie drukując kolejną partię papierzysk, które Paul przedstawi prezesowi.
        Co jakiś czas zerkałam na zegarek. Minuty upływały w miarę powoli, a ja miałam coraz większą pewność, że ze wszystkim zdążę. I tak było. Około dwunastej miałam wszystko przygotowane, posegregowane, wydrukowane i gotowe do przekazania dalej. Byłam niesamowicie z siebie dumna i zadowolona, co nie uszło uwadze Bastiana. Mój dobry nastrój przeszedł też na niego, bo pozwolił mi się dosiąść do swojego komputera i pogrzebać w jego ulubionym programie graficznym. A tam jest mnóstwo funkcji i przyborów, których do tej pory nie umiem odróżnić i nie wiem, do czego służą. Choć znam podstawy znanych wszystkim programów graficznym, to jednak Bastian stanowi za wysoki próg do przeskoczenia.
- Można to trochę przesunąć, tak jak było wcześniej? – zapytałam, pukając palcem w monitor. Bastian zerknął na mnie. – Aaa… tak. Nie dotykać ekranu brudnymi łapami.
- Ciężko zapamiętać?
- Tak. – Bastian przekręcił oczami. – To da się to przesunąć?
- Pewnie. Jeszcze nic nie zapisałem, więc możemy bawić się plakatem do woli… Tak lepiej?
- Bomba – odpowiedziałam, unosząc kciuk do góry.
        Nagle do naszego pokoju wleciał uśmiechnięty od ucha do ucha Markus. Rzucił jakąś teczkę na stół i podszedł do nas. Z dziwnym wyrazem twarzy – jakby z nutką rozbawienia na tle ciekawości – pomachał mi jakąś gazetą przed nosem. Zdążyłam wyłapać tylko tyle, że jest to jedno z lokalnych pism.
- Odbyłem naprawdę ciekawą rozmowę – zaczął, wlepiając we mnie niebieskie oczy, w których teraz widać już było czystą ciekawość.
- Ja nic nie zrobiłam – odpowiedziałam odruchowo, na co Bastian wybuchł gromkim śmiechem.
- Lena twoja mina w tej chwili jest bezcenna – rzucił Markus. – Ale myślę, że ten króciutki artykuł z mnóstwem zdjęć może cię zaciekawić.
        Nie muszę mówić, że serce prawie podeszło mi do gardła? No, właśnie, bo podeszło. Szybko starałam się zanalizować każdą możliwą sytuację, w której mogłabym się narazić klubowi. Niestety nic nie przychodziło mi do głowy. Starałam się ukryć fakt, że byłam po prostu przerażona. Jak najpewniej sięgnęłam po gazetę.
- Dział sportowy – podpowiedział Markus, dokładnie przyglądając się mojej twarzy. Bastian też zaciekawił się tajemniczym artykułem i jak tylko otworzyłam gazetę, poczułam jak zagląda mi przez ramię.
         Przerzucałam stronę za stroną, aż doszłam do sportu. Przerzuciłam kolejną i wtedy omal oczy nie wyleciały mi z orbit. Markus nie kłamał. Był tam niewielki artykuł i mnóstwo zdjęć. W sumie wszystko zajmowało całe dwie strony.
- Ja pierdolę – wydusiłam z siebie, a chłopaki ryknęli śmiechem. Tak… Im było do śmiechu, mi – nie koniecznie. Cały materiał poświęcili Piszczkowi i jego tajemniczej dziewczynie – czyli mnie. Dziennikarz piszący swój kilkunasto linijkowy tekst, spekulował kim ja mogę być, a także oczywiście wychwalał umiejętności piłkarza. Złapał nas podczas naszego walentynkowego wyjścia i zaczął pstrykać zdjęcia na rynku, o czym żadne z nas nie wiedziało. Na całe szczęście zdjęcia nie ukazywały całej mojej twarzy, ale każdy kto mnie zna, zorientuje się kto jest tajemniczą nieznajomą. Miałam ochotę uciec i schować się głęboko pod ziemią.
- Co tam nowa lasko Piszczka – odparł Bastian, pukając mnie w ramię.
- Nie jestem żadną jego laską – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Spokojnie – rzucił Markus. – Wiemy, że to bzdury, ale musiałem ci to pokazać. Mogłabyś dostać zawału na lotnisku, jakbyś przypadkiem to zobaczyła. I nie jest tak źle. Dziennikarze często swatają ludzi, choć gówno wiedzą o ich relacjach.
- To wiem – powiedziałam i ciężko westchnęłam. Rzuciłam gazetę na biurko z nieukrywaną odrazą.
- A teraz powtórz za mną – zaczął Markus i wyprostował się. – Markus jesteś zajebistym kolegą z pracy. Uwielbiam cię.
- Bo? – zapytałam, unosząc brwi do góry.
- Najpierw powtórz.
- Ale, czemu?
- Powtórz.
- Jezu… Już. – Odchrząknęłam i spojrzałam na niego. Czy tylko mnie to się wydaje bezsensowne? Ale po tej akcji z gazetą jest mi wszystko jedno. – Markus jesteś zajebistym kolegą z pracy. Uwielbiam cię.
- Świetnie – rzucił i klasnął w dłonie. – A teraz słuchaj, uśmiechnij się i nie obrażaj na cały świat. – Prychnęłam pod nosem z niezadowoleniem. Byłam pewna, że Markus robi sobie ze mnie klasyczne jaja. – Znam kolesia, który to napisał.
- Podaj mi jego namiary, a go zatłukę – rzuciłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nie dziwię się czemu jestem gejem. Wy kobiety jesteście mega trudne w obsłudze – skwitował, sięgając po gazetę. – Jeszcze nie skończyłem…
- Dobra…
- Znam tego całego Maxa. Jest nowy w tej gazecie, przeszedł z jakiegoś malutkiego pisemka, którego czytało może garstka ludzi.
- Mam mu współczuć? – Markus zgromił mnie wzrokiem. – Dobra, już nic nie mówię.
- Dlatego nie ma jeszcze odpowiedniego warsztatu. W takim wypadku, jak ten – pomachał gazetą. – Powinien zasięgnąć jakiegoś wiarygodnego źródła, który potwierdzi mu tą informację. Szczególnie jeśli pracuje się w takim dzienniku, a nie w tabloidzie. – Starałam się mu nie przerywać, ale strasznie mnie korciło. – Chłopak niestety zamiast przed puszczeniem materiału, zadzwonił do mnie po.
- Do ciebie?
- Mówiłem, że się znamy? – Kiwnęłam głową. – Właśnie. Wie też gdzie pracuję i czym się zajmuję. Gdy się dowiedziałem o tym – znów machnął gazetą – od razu podałem mu rzetelne informacje.
- Co mu powiedziałeś?
- Że ty i Łukasz, a także Kuba jesteście dobrymi znajomymi i to NORMALNE, że spotykacie się na mieście. A to, że wyszliście w walentynki o niczym nie świadczy. Poleciłem też mu skorzystanie z rad jakiegoś doświadczonego dziennikarza z jego redakcji, bo wywinie jeszcze komuś taki numer i ten ktoś może się wkurzyć. Obiecał zamieścić jutro sprostowanie. Oprócz tego, jako rzecznik tego zacnego klubu, wiem kto jest dobrym kąskiem dla mediów. Piszczek, jak na razie uchodzi za osobę spokojną, unikającą rozgłosu i bezkonfliktową, więc nie jest pożywnym mięchem. Mogę się założyć, że jego nowa miłość nie zostanie pochwycona dalej i nikt nie będzie tego tematu drążył. Gdyby może częściej imprezował, miał bujne życie towarzyskie i trójkę dzieciaków na boku, to pewnie był by to rozchwytywany temat.
- Uwielbiam cię – rzuciłam i lekko uśmiechnęłam.
- Tak jestem zarąbisty.
- Jesteś – odparłam. 
         Markus mnie uspokoił i ochota zakopania się pod ziemią, minęła. Odetchnęłam z ulgą i miałam nadzieję, że jego słowa się sprawdzą. Że nikt nie zwróci na ten artykuł uwagi, a jeśli już zwróci, to jutro przeczyta sprostowanie. 

         Postanowiłam nie pchać się do środka, tak więc umówiłam się z Julką, że poczekam na nią przed głównym wejściem lotniska. Jej samolot wylądował niemalże punktualnie, ale ja i tak byłam szybciej i zdążyłam nieco zmarznąć.
         Poprawiając szalik, musiałam zejść na bok, aby nie stratował mnie tłum wychodzących i wchodzących klientów lotniska. Wśród nich szukałam Julki. Silny wiatr wyciskał mi łzy z oczu, więc nic dziwnego, że ludzie zlewali się w jedno, tworząc jedną dużą kolorową plamę.
         Nagle usłyszałam dziki pisk i głos przyjaciółki wypowiadający moje imię. Coś ciężkiego rzuciło się na mnie, a ja zobaczyłam pęk brązowych włosów, które wychodziły jej spod czapki. Julka oderwała się ode mnie, przyjrzała się mi uważniej i raz jeszcze uściskała.
- W końcu jesteś – powiedziałam.
- Nie mogłam się doczekać.
- Ja tak samo.
- Mów, co się tu dzieje – rzuciła i zaczęła się rozglądać. – Ale tu zimno.
- Zima daje się nam we znaki.
         Julka przeniosła na mnie swoje brązowe oczy i uśmiechnęła się szeroko. Złapała za walizkę i obie ruszyłyśmy w stronę samochodu.
- Pomyślałam sobie, że najpierw pojedziemy po zakupy, a potem do domu – odparłam, otwierając bagażnik.
- Pasuje.
- Niedaleko jest większy hipermarket. Mamy więc chwilę czasu, aby skomponować sobie jadłospis na ten weekend.
- Jakieś piwko na wieczór?
- Chętnie – odpowiedziałam i kiwnęłam głową.

***
        Po treningu weszli do szatni. Poszli pod prysznic, a następnie rozprawiając o zbliżającym się meczu, ubierali się. Kuba ociągał się. Wiedział, że Łukasz na niego zaczeka – zawsze czekał. Zależało mu, aby zostali sami. W końcu kiedy Roman Weidenfeller złapał za torbę i wyszedł, szatnia była ich.
        Błaszczykowski usiadł i zaczął nakładać buty, a potem szybko wiązać sznurówki. Czuł na sobie wzrok Piszczka, który dawał mu nieme znaki, że ma ruszyć tyłek i najnormalniej w świecie się pospieszyć.
- Serio, Kuba – rzucił Łukasz, przekręcając oczami. - Ruchy.
- A co, chcesz zdążyć na dobranockę?
- A co? Zapraszasz na jakąś fajną baję?
         Kuba uśmiechnął się, poprawił dres, który miał na sobie i wstał z miejsca. Zmierzył swojego przyjaciela wzrokiem i odwrócił się w stronę torby. Z bocznej kieszeni wyciągnął zwiniętą gazetę. Pukając nią o nogę, spojrzał na Piszczka i znów uśmiechnął się szeroko.
- No, co? – wydusił Łukasz.
- Jestem twoim najlepszym kumplem?
- Jesteś, ale wiedz, że teraz wystawiasz moją cierpliwość na ciężką próbę. Chce mi się jeść i padam na twarz!
- To powiedz mi jedno – zaczął Błaszczykowski. – Dlaczego ja o takich ważnych sprawach z twojego życia dowiaduję się z prasy?
        Łukasz spojrzał na niego, jak na kosmitę. Następnie podszedł i wyrwał mu gazetę z ręki. Kuba zachichotał pod nosem. Piszczek ze stoickim spokojem zaczął przewracać strony dziennika. W końcu nieco zrezygnowany i wierzący w to, że Kuba robi go w konia, dotarł do działu sportowego. Przerzucił jedną z jego stron i uniósł brwi do góry.
- O!- wydusił z siebie.
- O? – powtórzy Kuba, zezując na niego. – Tylko tyle?
- Właśnie dowiedziałem się, że mam tajemniczą dziewczynę w postaci Leny, więc daj mi to przetrawić.
- Jak to dowiedziałeś się?
- Kuba – jęknął Łukasz. – To nie prawda.
- Jak to nie? – zapytał Błaszczu, nie udając zaskoczenia.
- Co ty się tak ciśniesz?
- Bo, ja… Bo… - Zerknął na kumpla i prychnął pod nosem. – Bo uważam, że byście do siebie pasowali.
- Tak, fajnie wychodzimy razem na zdjęciach – rzucił Piszczek. – Zbieramy się? – Wpakował gazetę do swojej torby.
- Ale… Jeny… Jesteś beznadziejny – skwitował Błaszczu. Piszczek zaczął się śmiać. – Zresztą byłem pewny, że to rzetelna gazeta i że nie piszą bzdur.
- Jak widać piszą. Lena pewnie się wkurzy.
- A może nie?
- Myślisz?
- Czas pokaże. – Kuba wziął swoją torbę i ponownie spojrzał na przyjaciela. – Powiedziałbyś mi, nie?
- O czym?
- Jakbyś kogoś miał.
- A czemu miałbym ci nie powiedzieć? Żadna tajemnica. – Widząc zaciśnięte wargi Kuby, który analizował jego słowa, szybko dodał. – Byłbyś pierwszy. Pierwszy byś wiedział.
        Na twarzy Kuby pojawił się szeroki uśmiech. Łukasz wiedział, że Błaszczykowski jest ciekawski, jeśli chodzi o jego osobę – przeważnie przy innych potrafił się pohamować. Wiedział też, jak udobruchać kumpla, aby ten nie wiercił mu dziury w brzuchu o dokładne i szczegółowe informacje. Z drugiej strony, czemu miałby cokolwiek przed nim ukrywać, skoro oboje mówią sobie wszystko. Tak było odkąd się zakumplowali  i jak na razie nic się pod tym względem nie zmieniło.

***
        Dość późno zjadłyśmy kolację. Aby przyjemniej się sprzątało, postanowiłyśmy wypić przed wybranym filmem- horror, którego jeszcze żadna z nas nie widziała – jedno z wcześniej kupionych piw. Siedziałyśmy więc naprzeciwko siebie, pochylając się nad brudnymi talerzami i gadałyśmy.  Gadałyśmy o wszystkim: o uczelni, o naszych wspólnych znajomych, rodzinach, o wszystkich chwilach, które upłynęły na wspólnej zabawie pod każdą postacią.
- Strasznie jest bez ciebie nudno – stwierdziła Julka, podciągając kolana niemalże pod samą brodę. – Że też ci wybaczyłam to, że tak po prostu zostawiłaś mnie w Polsce.
- Szybko minie – odpowiedziałam ze śmiechem, biorąc kolejny łyk piwa.
- To się okaże.
- Też mi tu jest nudno bez ciebie – powiedziałam i wstałam ze swojego miejsca. Klepnęłam ją dla otuchy w ramię, a ona udała, że płacze. Po chwili obie śmiałyśmy się w najlepsze.
        Złożyłam talerze na kupkę i zaniosłam je do kuchni. Następnie wróciłam i spojrzałam na Julkę, która gapiła się w telewizor, starając się zrozumieć język niemiecki. Było to niewykonalne, bo jedyne co znała to, to jak się przedstawić i powiedzieć dzień dobry.
- Edukujesz się? – zapytałam ze śmiechem.
- Podziwiam twoją głowę. Ja bym tego wszystkiego nie ogarnęła.
- Obiecaj jedno – powiedziałam, zerkając w jej stronę.
- Co?
- Będziesz mnie częściej odwiedzać?
- Postaram się.
- Ekstra.
- Pójdziemy jutro na mecz?
- A chcesz?
- Pewnie.
- Załatwione.
        Nagle w pokoju rozbrzmiał dźwięk dzwoniącego telefonu. Podeszłam do szafki i chwyciłam za drącą się cegłę. Na wyświetlaczu pojawiło się jego imię, a ja przypomniałam sobie o tym nieszczęsnym artykule… Nie wspominałam o nim Julce, nie pokazywałam go nikomu. Chciałam, jak najszybciej zapomnieć. Odbierając telefon, miałam nadzieję, że Łukasz go nie widział.
- Tak?
- Cześć. Nie przeszkadzam?
- Nie.
        Julka raptownie odwróciła się i wlepiła we mnie brązowe oczy. Na jej twarzy pojawiła się ciekawość, której nawet nie starała się ukryć.
- Będziesz jutro na meczu? – zapytał.
- Tak.
- Fajnie. – Odniosłam wrażenie, że przy wypowiadaniu tego słowa, uśmiechnął się.
- Dzwonisz, aby mnie sprawdzić, czy mam jeszcze ochotę na was patrzeć?
- Nie jestem z tych, co narzucają ścisłą kontrolę.
- Dobrze wiedzieć.
- Przy okazji – powiedział, a jego głos zabrzmiał poważniej. – Nie wiem czy widziałaś, ale w dzienniku pojawił się artykuł…
- Widziałam – odparłam, przerywając mu. – Markus załatwił sprostowanie. Pojawi się jutro.
- O… Ok. A… i przepraszam za to.
- Za co?
- Za ten cały artykuł.
- Daj spokój, to nie twoja wina.
- Nie chciałbym, abyś…
- Co? Walnęła focha? – Usłyszałam jego śmiech. – Rozmawiam z tobą, więc jest w porządku – dodałam i również zaśmiałam się. – Udajmy, że tego nie było.
- Ok.
- Fajnie. Powodzenia na meczu.
- Dzięki. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
        Odłączyłam się, odłożyłam telefon na miejsce i odwróciłam się w stronę Julki, która niemalże wisiała na krześle. W dalszym ciągu z ciekawością wpatrywała się we mnie.
- On? – wydusiła z siebie.
- Zależy jaki on.
- No, Lena!
- Tak – odpowiedziałam dla świętego spokoju. – To był Łukasz.
- Jezu – mruknęła, wracając do poprzedniej pozycji. – Że też z tobą wytrzymuje. Co chwilę mu przerywałaś.
- Wcale nie.
- Słyszałam. – Przekręciłam oczami i spojrzałam na Julkę z politowaniem. – Jak będziesz tak się do nich odnosić, to nigdy nie znajdziesz faceta.
- I dobrze. Nie są do niczego potrzebni.
- Jasne – rzuciła, zerkając na mnie. – Pogadamy za parę lat.


***
Kolejna część za nami. Jak widać do Dortmundu zawitała też Julka, więc Lena nie będzie sama. Mam nadzieję, że ta część przypadła wam do gustu. 













Na koniec nasz (mam nadzieję :)) ulubiony bromance - czyli ponownie Kuba i Łukasz w wersji przytulaski na meczu. 

Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. Nono fajne mają gazety w tym Dortmundzie :)
    Muszę po raz kolejny mówić że świetny rozdział ? I tak to wiesz :) więc się nie rozpisuje. Uwielbiam Kubę! Naprawdę świetnie wykreowałaś postać i jego stosunki z Piszczem :)
    No i bardzo podoba mi się nowy nagłówek!
    Pozdrwiam! ;*

    let---it---go.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :) Rozdział cudowny :) wciąga mnie to opowiadanie coraz bardziej i często zaglądam z nadzieją, że jest już następny rozdział :) Przyjaźń między Kubą i Łukaszem świetnie przedstawiona . Uwielbiam ich i w rzeczywistości i w Twoim opowiadaniu :) relacja Leny i Łukasza coraz bardziej intrygująca :) Czekam na nexta :)
    Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie muszę mówić jak mnie bawi to wszystko na linii Kuba - Łukasz. Oni są nienormalni. I Błaszczek to fajnie wymyślił.
    Coś czuję, że Lena niedługo zmieni swoje podejście do związków męsko-damskich :) I ja to wiem. Dlatego czekam niecierpliwie co będzie na meczu i co zrobi Julka na meczu bo czuję, że coś zrobi:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawialam sie gdzie jest ten nowy rozdzial i dopiero teraz uswiadomilam sobie ze tego nie przeczytalam. Lubie Julke jest taka swojska haha teraz bedzie smiesznie ;) ale w sumie co sie Lena tak spina artykul zly ale pocalunek byl pewnie mr ;p uwilbiam pogawedki kuby i lukasza sa rozwalajacy moglabym je czytac i czytac :D pozdrawiam Katherine

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam Cię na przedostatni rozdział na corka-trenera.blogspot.com
    I z tego miejsca chciałam Ci podziękować za czas który spędziłaś na moim blogu bo wbrew pozorom komentarze dają kopa <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że jedno opowiadanie przeczytam w tak krótkim czasie. Przez ciebie zaczęłam lubić Łukasza Piszczka, do którego jakoś średnio pałałam sympatią. Świetny blog! Przyjemnie się czyta i ugh... czekam na więcej bo wciąga :) + bardzo ładnie rozłożony blog ;)

    W międzyczasie zapraszam do siebie. Nie ma tam jeszcze nic prócz przedstawienia postaci, ale niedługo powinno się coś pojawić :)
    http://the-highest-win-is-love.blogspot.com

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominowałam Cię do Liebster Award. Szczegóły tutaj http://naprzeciw-marzeniom.blogspot.com/2014/05/liebster-award.html. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń