O tym, że warto wierzyć w siebie.
***
11 styczeń 2011
roku
Tej nocy nie
miałam żadnego proroczego snu. W ogóle o niczym nie śniłam. Wydawało mi się, że
zasnęłam, a po minucie musiałam już wstawać. Prawdopodobnie było to spowodowane
tym, że tuż przed zaśnięciem dopadł mnie olbrzymi stres, który wiązał się z
moją rozmową o pracę. Miałam niecały jeden dzień, aby się do tego psychicznie
przygotować. I byłam pewna, że mi się to udało. Jednak kiedy tylko położyłam
się do łóżka, zaczęłam się denerwować. Paul wydawał się być całkiem normalnym i
miłym facetem. Z drugiej strony w pracy mógł mieć całkiem inne oblicze. Nie
wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
Stres minął, kiedy
tylko otworzyłam oczy i wyłączyłam budzik. Całkiem spokojna i opanowana szykowałam
się do wyjścia. Pijąc poranną kawę, przeglądałam pocztę i słuchałam niemieckich
wiadomości, które leciały w telewizji. Potem prasowanie ubrań oraz poranna
toaleta. W trakcie nakładania makijażu, zjadłam śniadanie. Podczas tych
czynności, które praktycznie zawsze wykonywałam w podobnej kolejności, nie
myślałam, że obawy z wczoraj ponownie wrócą. Ale wróciły prawie natychmiast,
gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi do mieszkania.
Na parkingu
przed blokiem, nie było prawie w ogóle samochodów. Większość moich niemieckich
sąsiadów wybyła już do pracy. Grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kluczy,
podeszłam do mojego niebieskiego Peugeota 206 z 1999 roku. Było to moje
ukochane cacko, na które samodzielnie zarobiłam. I do tej pory byłam z tego
bardzo dumna, że potrafiłam to zrobić. Starałam się, jak najlepiej dbać o
samochód, aby służył mi, jak najdłużej. W końcu nie zarabiałam w Polsce tyle,
by móc pozwolić sobie na ciągłe zmiany pojazdów.
Powtarzając
sobie, że w końcu ogarnę burdel, jaki zapanował w mojej torbie, znalazłam
klucze. Z triumfem na twarzy wsiadłam do środka. Zapięłam pas. Włożyłam klucz
do stacyjki. Już miałam go przekręcić, kiedy dopadło mnie wczorajsze
zdenerwowanie. Poczułam na plecach przebiegający dreszcz i złapałam się
kurczowo kierownicy.
- Lena, co ty
najlepszego wyrabiasz – pomyślałam, kręcąc głową. – Przecież nie masz szans na
dostanie tej pracy. Pójdziesz i się zbłaźnisz. Tak pewnie będzie.
Podskoczyłam,
kiedy w samochodzie rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu komórkowego. Spojrzałam
na torebkę, jakby miała zaraz wybuchnąć. Przez chwilę wahałam się, czy po
prostu nie uciec z powrotem do domu. W końcu wyciągnęłam komórkę i odebrałam.
- Tak?
- W porządku?
Masz głos, jakby coś się stało – powiedziała Julia.
- Nic się nie
dzieje.
- Jasne, bo ci
uwierzę. Gadaj, co się dzieje. – Wzięłam głęboki oddech.
- Czy ja
powinnam się w to pakować?
- W co?
- W tą całą
pracę. Jestem pewna, że zgłosili się ludzie z dużym doświadczeniem. Ja nie mam
żadnego. I…
- Zapomniałaś,
co ci powiedział ten cały Paul?
- No, nie.
- Więc właśnie.
Ty się naprawdę do tego nadajesz. Jedź i pokaż, na co cię stać. Bo jeśli nie
pojedziesz, to wiesz, czym to się skończy.
- Tak. Będę mieć
wyrzuty do końca życia, że nie spróbowałam.
- Właśnie.
Dlatego zaciśnij tyłek i pokaż się z najlepszej swojej strony. Potem koniecznie
daj mi znać, jak ci poszło – powiedziała, a po chwili dodała. – Lena jesteś
tam?
- Tak. Po prostu
się zamyśliłam.
- I co?
- Chyba masz
rację.
- To już drugi
raz w ciągu dwóch dni, kiedy przyznajesz mi rację. Co oni ci w tych Niemczech
zrobili? – Zaśmiałam się. – Jedź, bo nie możesz się spóźnić. I koniecznie…
- Tak, dam ci
znać.
- Ekstra. To do
usłyszenia.
- Dzięki.
- Od tego mnie masz.
– I rozłączyła się. Wzięłam kolejny głęboki oddech i włożyłam telefon z
powrotem do torebki. Włączyłam mojego niezawodnego GPS-a, bez którego dojazd do
Dortmundu byłby katastrofą i wprowadziłam adres siedziby klubu BVB. Odpaliłam
silnik i po chwili, wyjechałam na ulicę, włączając się do ruchu.
Podróż zajęła mi
prawie pół godziny. W końcu z daleka zobaczyłam wysoki płot, zbudowany z
drewnianych i metalowych części. Gdzieś w oddali zamajaczył mi wysoki budynek z
mnóstwem szerokich, prostokątnych okien. Zwolniłam, podjeżdżając do czarno
żółtego szlabanu. Tuż obok mieściła się duża budka z ochroną. Zatrzymałam się.
Szczupły strażnik, otworzył okno i wychylił się w moją stronę. Zrobiłam to
samo.
- Pani godność?
– zapytał, przeciągając sylaby.
- Lena Błaszczykowska.
Spojrzał gdzieś w bok, gdzie prawdopodobnie musiał mieścić się jego komputer.
Pokiwał głową, a następnie znów zwrócił się do mnie.
- Witamy w
Dortmund-Brackel – powiedział z uśmiechem, podnosząc szlaban. Odwzajemniłam
uśmiech i wjechałam w strefę Borussii.
Cały teren był olbrzymi. Oprócz
biurowca, znajdowało się tu całe centrum szkoleniowe klubu – w tym jedenaście
boisk oraz cały system odbudowy fizycznej. To właśnie tutaj trenują wszystkie
drużyny BVB. Nie widać było tu prawie w ogóle śniegu. Wszystko było tak
zgarnięte i dopieszczone, że wydawać by się mogło, że teren klubu znajduje się
w całkiem innej strefie klimatycznej.
Zatrzymałam się
na wielkim parkingu, który znajdował się niedaleko głównego wejścia do budynku.
Wzięłam kilka głębszych oddechów, dodając sobie jednocześnie pewności, że jakoś
to będzie. Chwyciłam za torebkę i
wysiadłam z samochodu. Spojrzałam przed siebie. Gdzieś w oddali zobaczyłam, że
jakieś dwie drużyny trenują na sąsiednich boiskach. Zarzuciłam torebkę na
ramię, zamknęłam auto i ruszyłam w stronę szklanych drzwi.
Weszłam do środka i
podeszłam do informacji, aby dowiedzieć się, jak dostać się na trzecie piętro.
Nie miałam, bowiem czasu na błądzenie po całym budynku. Mężczyzna – również z
ochrony- po sprawdzeniu moich danych, wytłumaczył mi, gdzie znajdę schody i
windy. Podziękowałam i ruszyłam długim szarym korytarzem. Wszyscy mijani przeze
mnie ludzie, byli płci brzydkiej i spoglądali na mnie, jak na intruza. Z
pewnością prezentowali podobny pogląd, jak reszta facetów, że kobiety nie znają
się na piłce nożnej. I uważali, że kobiety nie powinny mieszać się w sprawy ich
klubu. To dodało mi tylko więcej energii i pewności siebie. Jeszcze bardziej
zapragnęłam dostać tę robotę. W końcu nie ma nic przyjemniejszego od łamania zakorzenionych
stereotypów.
Wjechałam windą
na trzecie piętro. Ponownie przywitał mnie szary i długi korytarz. Spoglądając
na tabliczki z informacjami, zaczęłam szukać pokoju trzydzieści osiem.
- Lena? –
Usłyszałam za plecami nieznany mi głos. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w
twarz z wysokim brązowookim chłopakiem. Na jego twarzy
malował się szeroki uśmiech, odsłaniający bielusieńkie zęby. Miał czarne
krótkie włosy, postawione lekko na żel. Mężczyźni, których spotkałam po drodze
ubrani byli w dopasowane koszule i ciemne dżinsy. Wszystko było w stonowanych
odcieniach. On natomiast miał jasne spodnie i luźną, rzucającą się w oczy
czerwoną koszulkę z krzykliwym żółtym napisem Ich bin der Meister. Pod pachą
trzymał duży czarny segregator. Był tak oderwany od tej szarej rzeczywistości,
że musiałam kilkakrotnie zamrugać oczami, aby przekonać się, że nie mam zwidów.
- Jesteś Lena? – zapytał po raz kolejny.
- Tak. Skąd…
- Skąd wiem?
Paul powiedział, że przyjdziesz. Pewnie już zauważyłaś, że na korytarzach nie
pojawiają się kobiety, więc łatwo domyśliłem się, że to musisz być ty.
- Nie ma tu
kobiet? – wypaliłam nie mogąc się powstrzymać.
- Oprócz pań,
które pracują w bufecie na parterze, to nie. Nawet prezes ma męską sekretarkę –
dodał ze śmiechem. – Jestem Bastian Volkens.
- Lena
Błaszczykowska. – Podaliśmy sobie ręce.
- Jak Kuba?
- Dokładnie.
- Jesteście
spokrewnieni?
- Nie.
- Nie powiem,
ale fajnie będzie mieć w zespole dziewczynę, więc postaraj się dostać tą pracę
– powiedział, nadal uśmiechając się szeroko.
- Spróbuję.
- To chodźmy.
Paul już na ciebie czeka.
Ruszył wzdłuż korytarza. Z każdym jego krokiem,
pobrzękiwały zawieszone przy pasku klucze. Poszłam za nim, wsłuchując się w ten
dźwięk. Bastian zatrzymał się przed drzwiami z numerem trzydzieści osiem.
- Chwila prawdy
– rzucił przez ramię. Otworzył drzwi i wszedł do środka. – Paul! Zobacz, kogo
znalazłem na korytarzu!
Powoli wsunęłam
się do pokoju i zrobiłam wielkie oczy. Gabinety marketingowców i PR-owców,
które widziałam w filmach, wyglądały przy tym, jak sztywne więzienia dla ludzi
pracujących za biurkiem. Bo muszę przyznać, że nigdy nie byłam w jakimkolwiek
dziale marketingu. Dlatego moje wyobrażenie o tym miejscu budowałam na
podstawie tego, co widziałam w telewizji czy w kinie. Zawsze przeważały tam
białe łyse ściany, ciemne biurka z komputerami, na których panował idealny
porządek oraz regały z książkami, teczkami i segregatorami. W pokoju, który
należał do Paula i jego zespołu było całkiem inaczej. Było to pomieszczenie w
kształcie litery T. Tu na białych ścianach wisiały kolorowe proporce, szaliki
oraz plakaty – wszystkie w tych samych klubowych barwach. Pod drugiej stronie,
też na ścianie, tuż przy drzwiach poprzyczepiane były kolorowe kartki. Z
pewnością pracowano nad jakimś projektem.
Słońce z łatwością wdzierało się przez olbrzymie okna, oświetlając
zawalone papierami, teczkami i kolorowymi ulotkami trzy biurka. Tylko jedno
wyglądało na opuszczone, jakby nikt przy nim nie pracował. Na podłodze
znajdował się zielonkawy dywan, imitujący swoim odcieniem murawę boiska. Przy
drzwiach znajdowała się także duża szafa z suwanymi drzwiami. Przy wejściu, na
całej ścianie stał brązowy regał, również zawalony papierami, książkami i
segregatorami. Naprzeciwko regału stała długa skórzana kanapa, fotel oraz
szklany okrągły stolik. Miałam wrażenie, że panuje tu totalny, ale kolorowy
chaos. Chaos, który zespół Paula potrafi jakimś cudem ogarnąć.
- Miło cię
widzieć – powiedział Paul, podchodząc do mnie. On też ubrany był w luźną
zieloną koszulkę i jasne dżinsy. W swoich czarnych spodniach i białej koszuli, wyglądałam
przy nim, jak szefowa, która wita się ze swoim podwładnym.
- Ciebie
również.
- Poznałaś już
Bastiana?
- Tak.
Poznaliśmy się – odpowiedział za mnie.
- Pracuje w
marketingu i public relations – poinformował mnie Paul. – Zaraz też poznasz naszego
rzecznika. Niedługo powinien tu być. Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty? Coli?
- Może być cola.
Paul kiwnął głową i ruszył w stronę drzwi. Otworzył je i wszedł do
sąsiedniego pomieszczenia.
- Tam mamy taki
nasz mały magazyn połączony z pomieszczeniem gospodarczym. Jest tam zlew, mała
lodówka i czajnik oraz chyba tona papierzysk – wytłumaczył Bastian. Następnie
rozejrzał się po pokoju. – Nie myśl, że jesteśmy bałaganiarze. To kontrolowany
chaos.
Kiedy wybuchłam
śmiechem, Paul wrócił. Podał mi zimną puszkę coli i utkwił we mnie zaciekawione
spojrzenie.
- To może zanim
zjawi się Markus, opowiem ci trochę o nas – powiedział Paul. Zgarnął trochę
papierzysk i usiadł na brzegu swojego biurka. Wskazał mi głową sofę. Usiadłam.
- Nasz zespół
składa się z czterech osób. Tą czwartą możesz być ty – odparł, wskazując na
mnie ręką. – Ja, jako wasz mega wymagający dyrektor tyran. – Bastian
zachichotał. – Sprawuję kontrolę nad wszystkim, co w naszym dziale się dzieje.
Kontaktuję się też z innymi działami, aby wszystko ładnie i sprawnie chodziło.
Markus jest rzecznikiem i on odpowiada za kontakty z mediami. Bastian
najczęściej pracuje ze mną przy zadaniach marketingowych i PR-owych. Przeważnie
zwiewa, gdy ma coś zrobić dla Markusa.
- Bo ja wiem,
czy mnie nie wystawi na pożarcie tym hienom?
- Jest grafikiem
z wykształcenia i świetnie radzi sobie z komputerami – ciągnął Paul, ignorując
Bastiana. – Czwarta osoba zajmuje identyczne stanowisko, co on. Też bardziej
będzie pracować przy różnych projektach i organizacji, niż z mediami. Ale
czasem zdarzyć się tak może, że Markus będzie potrzebował jeszcze kogoś,
dlatego musi być to osoba, która nie będzie się tego bać.
- Ja się nie
boję – wtrącił Bastian. Paul zaśmiał się. – Po prostu się na tym nie znam.
- Tak sobie
wmawiaj – odpowiedział Paul, a ja uśmiechnęłam się. – Mam nadzieję, że ty nie
będziesz mieć obaw, jeśli będziesz musiała wejść w relację z mediami.
- Nie –
odpowiedziałam z pewnością w głosie. – Przez rok pracowałam na pół etatu, jako
reporter w gazecie. Stałam po tej drugiej stronie, więc wiem miej więcej, czego
mogę się spodziewać.
- Super – rzucił
Paul.
Drzwi otworzyły się. Do środka wszedł mężczyzna, w koszuli w niebiesko białą kratę z krótkim rękawkiem. Przejechał
dłonią po brązowych włosach. Poprawił okulary w grubych czarnych oprawkach i
spojrzał na mnie. Widziałam jego duże niebieskie oczy. Uśmiechnął się i
podszedł do mnie.
- Markus Krause
– powiedział, podając mi rękę.
- Lena
Błaszczykowska.
- Jak Kuba?
- Tak.
- Nie są
spokrewnieni – rzucił Paul, widząc, że Markus otwiera usta.
- A, spoko –
odparł. – Długo czekacie?
- Trochę –
odpowiedział Paul.
- Sorry. To, co
zaczynamy?
- Tak. – Paul
zszedł z biurka i spojrzał na mnie z uśmiechem. – Lena, pora na twój test
umiejętności. Gotowa?
- Bardziej już
nie będę.
Okazało się, że
każdy z nich przygotował dla mnie po jednym zadaniu. W taki sposób sprawdzali
umiejętności kandydatów. Na pierwszy ogień poszło graficzne zadanie Bastiana.
Miałam stworzyć zarys plakatu, który zachęcałyby do zapisania dzieciaków do
klubu Borussii. W tym zadaniu wykorzystałam maskotkę klubową oraz dzieciaki już
będące w klubie. Do tego hasło odnoszące się do ich marzeń, które pokazywałoby
jednocześnie, że piłka może być prawdziwą pasją. Wszystko to złożone z prostych
słów, które trafiłyby do dzieci. Miałam na to pół godziny. Po zaprezentowaniu
swojego pomysłu, Bastian pokazał mi uniesiony kciuk do góry.
Następnie Markus
sprawdził moją wiedzę na temat klubu, bombardując mnie pytaniami, które często
mogą paść z ust dziennikarzy. Jeśli czegoś nie wiedziałam, lałam tak zwaną
wodę.
- Niezła ściema
– podsumował Markus ze śmiechem. – Ale gdybym nie wiedział, jak jest naprawdę
to bym to kupił.
- Obiecuję, że
jak dostanę tą pracę, to będę z newsami na bieżąco – powiedziałam z uśmiechem.
- Trzymam cię za
słowo, bo nie znasz dnia ani godziny, w której zechcę cię sprawdzić.
Ostatnie zadanie
należało do Paula. I to właśnie ono wisiało na ścianie przy drzwiach. Cała
trójka twierdziła, że bardzo często właśnie na nim wykładali się kandydaci.
Dotyczyło zarządzania w sytuacji kryzysowej. Paul stworzył fikcyjny, ale głośny
problem, z którym nasz dział musi się zmierzyć. Ja miałam się wcielić w osobę
decyzyjną i sporządzić plan działania. Mogłam wykorzystać wszystkie znane mi
techniki. Miałam na to pół godziny. Tak, więc analizowałam każdy fragment
tekstu, wykresu i statystyk, aby w głowie stworzyć zarys planu. W końcu pewna
tego, co powinnam w danej sytuacji zrobić, odwróciłam się do pozostałych i
zaprezentowałam rozwiązanie, aby klub nie był narażony na duże straty
wizerunkowe.
- Ładnie –
stwierdził Paul. – Wprowadziłbym kilka zmian, ale jest naprawdę dobrze. Podoba
mi się twój tok myślenia.
- Skąd ją
wytrzasnąłeś Paul – zaśmiał się Bastian.
- Masz jeszcze,
jakieś asy w rękawie, o których nam nie powiedziałaś lub których nam nie
pokazałaś? – zapytał Markus.
- Mogę się też
przydać w kontaktach z obcokrajowcami lub z zagranicznymi mediami.
- Znasz jakieś
języki obce? – zapytał Bastian.
- Posługuję się
biegle w mowie i piśmie polskim, niemieckim, angielskim, rosyjskim, włoskim,
hiszpańskim i francuskim. Mam też plan, aby rozpocząć naukę języka chińskiego
lub japońskiego.
- Tobie się
nudziło? – Zaśmiał się Paul. – Nie miałaś, co robić, więc wkuwałaś języki obce?
- Mam bardzo
dobrą pamięć do języków. Nie muszę zakuwać. Słówka same mi wchodzą do głowy –
powiedziałam z uśmiechem.
- Fajnie –
skwitował Bastian. – Chodzący żywy słownik.
- Raczej
chodzący translator – rzucił Markus. – Mogłaby robić za tłumacza.
- Było naprawdę
dobrze – powiedział Paul, podchodząc do mnie. Uścisnął moją dłoń. – Naradzimy
się, podsumujemy wszystko i zobaczymy, co dalej. Jeszcze dzisiaj damy ci znać,
czy praca będzie twoja.
- Ok.
Wyszłam z
budynku, poprawiając pospiesznie szalik. Teraz, kiedy wynurzyłam się z ciepłego
klubowego budynku, poczułam, że na dworze zrobiło się jeszcze zimniej niż było
wcześniej. Z dyndającą torebką w lewej ręce, zlokalizowałam swój samochód.
Podchodząc do niego, spojrzałam na przednią oponę. Przekrzywiłam głowę, aby
lepiej się przyjrzeć.
- Cholera –
syknęłam pod nosem. Właśnie podziwiałam piękną gumę, którą złapałam. Możliwe,
że pojawiła się w czasie jazdy. Jednak byłam na tyle przejęta całą tą rozmową,
że najnormalniej w świecie nie zwróciłam uwagi na to, że mam klasycznego kapcia
w lewej oponie.
Klnąc pod nosem,
wrzuciłam torebkę na siedzenie. Następnie podeszłam do bagażnika. Zaczęłam
wyciągać potrzebne mi rzeczy. Już nie raz zmieniałam oponę, więc wiedziałam, co
robić. Muszę jednak przyznać, że nie należało to do moich ulubionych zajęć.
- No, kur…
- Może ci pomóc?
– Podskoczyłam, uderzając się czołem o bok bagażnika. Syknęłam z bólu.
– Nic ci
się nie stało?
Wyprostowałam się, pocierając ręką pulsujące miejsce.
Odwróciłam się i spojrzałam na młodego chłopaka w czarno żółtym dresie. Na jego
piersi widniało logo Borussii. Szatyn był ode mnie nieco wyższy, a jego brązowe
oczy miały w sobie wesołe ogniki. Widać było, że bawi go ta cała sytuacja.
- Jest w
porządku – powiedziałam, wyciągając koło.
- Pomogę ci.
- Dzięki, ale
jestem dużą dziewczynką i wiem, jak zmienić koło – warknęłam.
- Ej, nie musisz
się od razu denerwować – rzucił i ruszył za mną. Przetoczyłam oponę na przód
samochodu.
- Nie denerwuję
się.
Kucnęłam przy samochodzie. Chłopak stanął tuż obok, opierając się o jego
bok. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i w dalszym ciągu uśmiechał się szeroko.
Prychnęłam cicho pod nosem i zabrałam się za zmianę koła. Jednak dość szybko
napotkałam przeszkodę. Śruby były tak mocno zakręcone, że nie chciały się
ruszyć. Wstałam i już chciałam użyć do pomocy nogi, kiedy chłopak odciągnął
mnie na bok.
- Zrobisz sobie
krzywdę – powiedział stanowczym głosem. – Dasz sobie pomóc, czy nadal będziesz
udawać damskiego terminatora?
- Ja…
- Tak, wiem.
Umiesz zmieniać kolo. Wierzę ci na słowo. Ale ja – wskazał na siebie i znów się
uśmiechnął. – Jestem dżentelmenem i nie pozwolę, aby kobieta się męczyła przy
takim prymitywnym zajęciu.
- Ujęła mnie
twoja postawa. Jestem w szoku.
Mrugnął do mnie i złapał za klucz.
Zamieniliśmy się miejscami. Teraz to on zajmował się kołem, a ja oparłam się o
bok samochodu i uważnie go obserwowałam. W ruch poszedł lewarek i opona
zapasowa.
- Zaraz będzie
po sprawie – odezwał się.
- Właśnie widzę.
Dzięki.
- Jestem Mario.
- Wiem. Mario
Götze, młody i utalentowany zawodnik Borussii – wyrecytowałam, a ten uśmiechnął
się. – Przynajmniej tak piszą – dodałam ze złośliwym uśmieszkiem, wzruszając
jednocześnie ramionami.
- Bo z powrotem
założę ci tamtą oponę.
- Dobra, dobra.
Luz.
- A ty?
- Co ja?
- Poznam twoje
imię?
- Lena.
- Więc, co tu
robisz Lena? – zapytał, zakręcając ostatnią śrubę. Następnie wyprostował się i
spojrzał na mnie.
- Chciałam
podejrzeć was pod prysznicem.
- Udało ci się?
- Nie, bo nie
znalazłam szatni. – Mario wybuchł śmiechem. Pomógł mi załadować wszystkie
rzeczy do bagażnika.
- Następnym
razem pokażę ci, gdzie znajdziesz szatnie – powiedział, kiedy zamknęłam
bagażnik.
- Tak? Skąd
wiesz, że jeszcze się zobaczymy?
- Mam
przeczucie.
- To się okaże.
– Minęłam go i otworzyłam drzwi od samochodu. – Wielkie dzięki za pomoc.
- Nie ma, za co.
- Powodzenia w
kopaniu piłki.
- Dzięki.
Wsiadłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Włożyłam kluczyk do stacyjki i
odpaliłam silnik. Mario pomachał do mnie. Odmachałam i ruszyłam w stronę
szlabanu.
Wieczorem
zadzwonił Paul. Cała rozmowa przebiegła na spokojnie, choć w środku czułam, że
jeszcze chwila, a emocje wezmą górę. Zrobiło mi się gorąco. Zapragnęłam, jak
najszybciej zadzwonić do rodziców i poinformować ich o mojej nowej pracy. Bo
Paul postanowił mnie przyjąć. Mnie, dziewczynę bez doświadczenia, ale za to z
głową na karku, która – jak to powiedział – zna się na tym fachu.
- Od kiedy
możesz zacząć? – zapytał.
- Od zaraz –
palnęłam, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Bez przesady.
My też czasem sypiamy. Może być jutro?
- Jak
najbardziej.
- W takim razie
do zobaczenia. Zaczynamy od dziewiątej. Miłej nocy.
- Dzięki i
nawzajem.
- UDAŁO SIĘ! – krzyknęłam, kiedy Paul się rozłączył. Następnie rzuciłam się w stronę
komputera. Musiałam powiadomić Julkę. Jednocześnie wykręcałam numer do
rodziców.
- Mamo, nie
uwierzysz - powiedziałam, wystukując hasło na klawiaturze. – Po prostu nie uwierzysz…
***
Kolejna część za nami. Ten rozdział wyszedł całkiem długi, ale postanowiłam go nie dzielić. Następny prawdopodobnie pojawi się za dwa tygodnie, bo mam egzaminy do zdania.
A jak je zdam, to będę tańczyć taniec zwycięstwa, jak trener Klopp :D
Pozdrawiam!
No i dostała pracę, tak myślałam :D
OdpowiedzUsuńUbawiło mnie to pytanie, czy Błaszczykowska tak jak Kuba i czy to rodzina. Na miejscu Leny bym się lekko zirytowała, bo ileż można.
Jestem ciekawa jak jej się ułoży współpraca z Paulem i resztą ekipy, oraz zawodnikami BVB.
Pozdrawiam i życzę zdania egzaminu :)
Ja tak samo, ale jak widać Lena przejawia, jak na razie spokój i opanowanie :) Powolutku będzie się toczyć to jej życie w Dortmundzie, a odnośnie kontaktów z resztą - to się okaże :)
UsuńDzięki :) Mam nadzieję, że zdam wszystkie hehe
Ja się tam nie stresuje przed rozmową o pracę… bo do tej pory byłam na dwóch -,- w każdym razie, gdybym miała swój wóz też bym o niego dbała i dziwią mnie ludzie, którzy w samochodach mają syf jak w chlewie.
OdpowiedzUsuńSię zestresowała, dobrze, że Julka nad nią czuwa ;) Matko boska jedenaście boisk!? Po jednym dla jednego zawodnika… prawie :D
Dobre pytanie, nudziło jej się? ;) Fakt, też bym się nauczyła hiszpańskiego i włoskiego, niemiecki to nie moja bajka od podstawówki się go uczyłam a z Niemcem bym się nie dogadała chyba, ze po angielsku :D Dobra za dużo gadam hehe
Ten koleś co jej pomaga jest słodki ;D
Wiedziałam, ze robotę dostanie. Paul na nią chyba leci ;)
Swoją drogą nazwisko trenera zawsze mnie rozwala haha
Katherine
Ja jakoś nigdy nie stresowałam się przed rozmową o pracę. Ani nawet w trakcie. Nie wiem, ale jakoś to wtedy zawsze po mnie spływa - choć nie wiem czemu hehe :D
UsuńTak niektórzy to potrafią zasyfić samochód, że aż strach wsiąść by czegoś nie złapać :p
Ja nigdy nie miałam łba do języków obcych (niemieckiego mimo wieloletniej nauki nie opanowałam :D ) dlatego postanowiłam, że moja bohaterka będzie mieć do nich głowę. Choć nie powiem, że chciałabym znać duuuużo języków obcych, ale wiem, że to nie dla mnie i pogodziłam się z tym :) Musi mi starczyć polski i angielski.
Przez chwilę musiałam się zastanowić, gdzie jej i kto jej pomagał - zaćmienie umysłu :D - ale już wiem, że chodzi o Maria. Tak słodziak :D
Paul na nią leci? Aż się sama zdziwiłam :D
żadnych asów w rękawie nie ma, taka już jest Polka. I doistała tą pracę, choć powiem Ci, że czułabym sie dziwnie. Absolutnie dziwnie :D i mówię to ja, człowiek z lasu :)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię czemu się zestresowała. Sama też bym miała stresa. Coś czuje, że i tak dobrze jej pójdzie. Ci cali marketingowcy wydają się być naprawdę sympatyczni. Mam nadzieję, że Lena dostanie tą pracę. O i jest i Mario. Fajnie ze sobą rozmawiają :D. I tak! Dostała tą pracę. Czekam na kolejną notkę. Życzę powodzenia na egzaminach - obiecałaś i będę czekać na twój taniec ala Klopp :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam M.
U mnie i Martiny pojawiły się nowości na prawie wszystkich blogach, więc jeśli będziesz miała czas i chęci. I bardzo przepraszam za spam :D
OdpowiedzUsuń