O przeznaczeniu i o otwieraniu się na innych.
18 stycznia 2011
roku
Minął tydzień.
Dokładnie tydzień odkąd zaczęłam robotę w Borussii. I muszę przyznać, że ta
praca mi się podobała. Zawsze dążyłam do tego, aby zamiast siedzieć za
biurkiem, biegać i zdobywać materiały. Ciekawiła mnie typowo dziennikarska
robota. Chciałam być panią redaktor, która będzie robiła coś dla innych. Jednak
kiedy poznałam na własnej skórze, jak to jest pracować w dziale marketingu i
pr-u, musiałam przyznać, że wcale nie wypada gorzej od pracy dziennikarza.
Oczywiście są to dwa różne zawody, ale oba stawiają wiele wyzwań do pokonania.
A ja od zawsze lubiłam pokonywać kolejne szczeble w dążeniu do celu.
Trafiłam też do
dobrej ekipy. Z Paulem, Markusem i Bastianem dogadywałam się naprawdę bardzo
dobrze. Choć są to zaledwie początki naszej współpracy. Bardzo szybko wrzucili
mnie na głęboką wodę. Tylko przez pierwsze dwa dni, przyglądałam się i
pomagałam któremuś z nich. Teraz muszę działać na własną rękę. Oczywiście
chłopaki zawsze służą mi pomocą, ale przeważnie moja duma bierze górę i staram
się radzić sobie sama. Pracując nad czymś, każdy ma określone zadania do wykonania.
Nikt nie może nawalić, bo wtedy cały projekt szlag trafi. Sama byłam zdziwiona,
że tak szybko nasza współpraca, zaczęła się tak płynnie układać. Już po
tygodniu cała nasza czwórka działała, jak jeden organizm. To też dlatego, że
pozostali nie dawali mi odczuć, że jestem tu nowa, tylko od razu traktowali,
jak jedną z nich. Jakbym była tu od dawna. I tak też się czuję, gdy wchodzę do
budynku.
Chyba czwartego
dnia mojej pracy, poznałam prezesa BVB. Reinhard Rauball niemiecki polityk, a
także prawnik z wykształcenia, był mile zaskoczony widząc, że w jego szeregach
znalazł się ktoś płci żeńskiej. Mianował mnie Panną Leną i od tej pory tak się
do mnie zwraca. Nie powiem, ale kojarzy mi się to w dość dziwny sposób, ale
postanowiłam nie zgłaszać jakiegokolwiek sprzeciwu. Być może coś by się
prezesowi nie spodobało i musiałabym opuścić szeregi marketingowców. A tego nie
chciałam.
Praca wciągnęła
mnie na tyle, że przez tydzień kompletnie zaprzestałam jakiejkolwiek nauki, czy
robienia projektów na zaliczenie. Z myślą, że będę musiała nadrobić zaległości,
zaczęłam starannie obmyślać plan dnia, aby bez zbędnego stresu ze wszystkim
zdążyć. I dziś zamierzałam wcielić ten plan w życie.
Oprócz tego
zdałam sobie sprawę, że niemalże cały Dortmund żyje piłką nożną. Przechadzając
się po mieście, nie trudno było zauważyć czarno żółte barwy, w których
paradowali dumni mieszkańcy. Z tego przywiązania zdałam sobie sprawę dopiero po
otrzymaniu pracy w BVB. Wcześniej, jakoś nie zwracałam na to uwagi. I sama się
dziwiłam, że mój mózg był na to obojętny, bo przecież takie rzeczy rzucają się
w oczy.
***
Kuba po raz
kolejny zamrugał, nie odrywając niebieskich oczu od swojego najlepszego kumpla,
który prowadził swoje ukochane granatowe Audi S8. Łukasz przed chwilą
wymamrotał coś pod nosem i Błaszczykowski w ogóle go nie zrozumiał. Czekał
więc, aż Piszczek odezwie się po raz kolejny, ale równie dobrze mógł czekać na przyjście
lata w styczniu. Łukasz po prostu uciął temat, dając jednocześnie kumplowi znak
żeby się od niego odczepił.
- Wiesz, że
jestem upierdliwy – powiedział Kuba ze złośliwym uśmiechem.
- Przypomnij mi,
czemu dzisiaj wożę twoje dupsko na trening? – odpowiedział Łukasz, zerkając na
niego.
- Sugerujesz mi,
że jak nie przestanę cię przyciskać, to mnie wysadzisz?
- Coś w tym
stylu.
- Miałbyś mnie
na sumieniu – odparł, machając mu palcem tuż obok ucha.
- Jakoś
przeżyję.
- Jasne.
Zasmarkałbyś się za mną. A co byś powiedział mojej żonie?
- Ona byłaby
współwinna. Zabrała ci samochód i skazała mnie na twoje towarzystwo –
powiedział złośliwie Łukasz, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Ale wracając
do tematu…
- Kuba- jęknął
Piszczek. – Weź się odczep.
- Odkąd ta cała…
- Nic nie mów –
rzucił.
- Złamała ci
serducho – dokończył Kuba, jakby Piszczek w ogóle się nie odezwał. – Strasznie
zdziadziałeś. Serio. Zaszywasz się w tym swoim domku i pykasz w te swoje gry na
konsoli mając w dupie cały świat. Minął już rok.
- I co?
- Sugeruję, że
powinieneś wziąć się w garść i otworzyć się na ludzi.
- Gadasz, jakbym
miał nie po kolei w głowie.
- Gadam tak, bo
człowiek to stworzenie stadne Piszczu. Potrzebuje kontaktu z drugą osobą.
- Ta… Bo ja się
niby izoluję?
- A kiedy
ostatnio wyszedłeś gdzieś na miasto? I nie mówię tu o jakiś sprawach do
załatwienia, ale od tak, dla rozrywki?
- W ostatnią
niedzielę byłem w restauracji.
- Tak, bo
przyjechali do ciebie rodzice – mruknął Kuba, przewracając oczami. – Może sprecyzuję
pytanie. Kiedy wyszedłeś gdzieś bez kumpli z drużyny i bez rodziców?
Łukasz zacisnął
palce na kierownicy. Kuba wałkował ten temat od jakiegoś czasu, doprowadzając
go do białej gorączki. Rozumiał, że przyjaciel się o niego martwi, ale on
naprawdę nie potrzebował ciągłego ględzenia o tym, że czas leczy rany i że
trzeba się otworzyć na innych. Doceniał starania Kuby, ale czasami miał tego
dość. Ostatni jego związek nie należał do udanych i Łukasz w dalszym ciągu, na
swój sposób, go odchorowywał. Wiedział jednak, że w końcu podniesie się i
zacznie znów żyć, jak dawniej, ale nadal potrzebował trochę czasu.
- Czekam –
powiedział Kuba, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Jezu… nie wiem
– odpowiedział dla świętego spokoju.
- No, widzisz. A
to dowodzi tego, że co? Że mam rację. Musisz znaleźć sobie nową pannę.
- Błagam…
- Jesteś
facetem, twoja fizjologia ci to nakazuje.
- Skończmy już,
bo się nakręcasz.
- Bo inaczej
zacznę cię swatać. A ty nie chcesz bym cię swatał – powiedział Kuba z nutką
groźby w głosie. Łukasz zerknął na niego, a następnie przekręcił oczami. – To,
co wpadniesz dzisiaj do nas na obiad?
-Zależy –rzucił
Piszczek, wlepiając niebieskie oczy w drogę.
- Zależy, od
czego?
- O tego, co
ugotuje Agata – rzucił ze śmiechem. Kuba prychnął pod nosem i również spojrzał
przed siebie.
***
Borussia
zorganizowała konkurs fotograficzny dla kibiców. Mieli pokazać, jak kibicują
swojej ulubionej drużynie. Zdjęcia można przesyłać przez dwa tygodnie. Potem
zawodnicy wybiorą najlepszą trójkę, która zgarnie nagrody. I muszę powiedzieć,
że zainteresowanie jest ogromne, a pomysłowość ludzi jest niezwykła. Jako, że
zostałam oddelegowana do tego zadania, tak więc od wczoraj segreguję i zapisuję
zdjęcia, które trafiają na specjalną skrzynkę mailową. A jest, co przeglądać.
- Serio?! – warknęłam, wskazując obiema dłońmi
na monitor.
Była jedenasta, a ja zdążyłam przebrnąć przez pięćdziesiąt maili,
które spłynęły do nas od rana. Teraz, kiedy odświeżyłam stronę, znalazłam
kolejną setkę nowych wiadomości.
- Litości –syknęłam,
zezując na komputer. Miałam już dość. Choć zdjęcia były naprawdę świetne, to
jednak monotonia tego zajęcia była potworna.
- Wiesz, co?- Usłyszałam
głos Bastiana.
Odwróciłam się w jego stronę. W naszym pokoju byliśmy tylko my. Paul miał
jakieś zebranie, a Marcus zdobywał informację o dziecięcej drużynie, aby potem
napisać tekst na stronę internetową.
- Co?
–warknęłam.
- Zauważyłem, że
jak się wkurzasz, to mówisz po polsku – powiedział z uśmiechem. – Co tam znowu
ci się stało?
- Maile…
Wszędzie maile.
Bastian zaśmiał
się i spojrzał na zegarek. Następnie wstał, przeciągnął się i podszedł do
mojego biurka. Podniosłam głowę, spoglądając na jego promienną twarz.
- Co?- wydusiłam
z siebie.
- Trzeba się od
stresować. Pora na kawusie i jedzonko.
- Dobrze gadasz.
– Odsunęłam krzesło i również wstałam. – Idziemy na sałatkę z kurczaka?
- Myślałem
raczej o omlecie.
- Może być.
- Chyba, że mają
dzisiaj coś nowego.
- Okaże się na
dole.
- Kto ostatni w
bufecie ten stawia żarcie! – rzucił Bastian i pognał w stronę drzwi. Wyleciał
na korytarz i tyle go widziałam. Wzięłam głęboki oddech, złapałam za klucze od
naszego pokoju i ruszyłam w stronę drzwi.
- Daj spokój,
czego się ciśniesz? – zapytałam, unosząc brwi do góry. Wracaliśmy z Bastianem z
bufetu i dalej wałkowaliśmy temat piłki nożnej. Mijane korytarze były puste.
Pozostali pracownicy pozaszywali się w swoich gabinetach albo tkwili na jakiś
spotkaniach.
- Ja po prostu
lubię ligę angielską – dodałam, a Bastian machnął na mnie ręką.
- Co mają angole,
czego nie mamy my?
- Grają inną
piłkę. Zresztą od zawsze kibicowałam FC Liverpoolowi. Steven Gerrard jest
najlepszy.
- Nie gadam z
tobą – powiedział, wkładając ręce do kieszeni. Prychnęłam pod nosem. –
Pracujesz w BVB. Powinnaś kochać ten klub.
- O proszę cię.
To żaden argument. Czy, jak bym pracowała w Realu to też musiałabym kochać ten
klub?
- Dobra… Chyba
nie dojdziemy w tej kwestii do porozumienia – rzucił z uśmiechem. - Widziałaś
chociaż mecz Borussii?
- Tak, w…
- Chodzi mi na
żywo.
- To nie.
- To koniecznie
musisz się wybrać. Wiesz… Poczuć tą atmosferę na stadionie. Wczuć się. Stać się
częścią całości.
- Jasne. Kiedyś
wpadnę.
Bastian spojrzał na mnie, jak na kosmitkę. On urodził się w
Dortmundzie i od małego kibicował tej drużynie. Nie dziwiłam się więc, czemu
mówi o klubie z taką czcią. Pokiwałam tylko głową mając nadzieję, że przestanie
się mnie czepiać.
- Spotkamy się w
pokoju. Muszę do łazienki- rzucił, skręcając w drugi korytarz.
- Nie utop się
tylko- powiedziałam i zachichotałam pod nosem. Bastian obrzucił mnie morderczym
spojrzeniem, a następnie uśmiechnął się.
- W razie, czego
będę wołał o pomoc.
- Może będziesz
miał szczęście i ktoś cię usłyszy – odparłam i ruszyłam dalej.
Skręciłam w
prawo, aby dostać się do schodów. Z daleka zobaczyłam, że ktoś wychodzi z
pokoju trenera, którego gabinet mieścił się w połowie korytarza. Z każdym
krokiem twarz blondyna robiła się coraz bardziej wyraźna. W końcu rozpoznałam
go.
- Lena? – zapytał
ze zdziwieniem, robiąc przy tym wielkie oczy.
- Cześć Łukasz –
odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Co ty tu
robisz?
- Pracuję.
- Serio? Czemu
mi nie powiedziałaś?
- Bo wtedy
jeszcze nie miałam tej pracy – odpowiedziałam. Piszczek uśmiechnął się i
przyjrzał się mi uważniej.
- Dobrze mówisz
po polsku – stwierdził, bo od samego początku nasza rozmowa prowadzona była w
naszym ojczystym języku.
- Może dlatego,
że posługuję się nim od urodzenia – odpowiedziałam. – Jestem Polką.
- Serio? –
Wyrwało mu się po raz kolejny. – Byłem przekonany, że jesteś Niemką.
- Byłeś na
dywaniku w trenera Kloppa? – zapytałam ze śmiechem.
- Coś w tym
stylu – odpowiedział, dotykając palcami swoich blond włosów, które postawione
miał do góry.
- Muszę wracać
do pracy – rzuciłam, przypominając sobie o Bastianie, który mógł skorzystać z
windy i teraz czekać na mnie pod drzwiami naszego pokoju. – Do zobaczenia.
Posłałam mu
jeszcze jeden uśmiech, a następnie minęłam go. Zdążyłam zrobić kilka kroków do
przodu, kiedy Łukasz odezwał się po raz kolejny.
- Lena poczekaj.
– Odwróciłam się. – Wiszę ci kawę.
- Przecież
mówiłam, że nie musisz, bo tego dziadostwa wypić się nie dało. – Łukasz zaśmiał
się. – Więc nic mi nie wisisz.
- To może
zabiorę cię na super ekstra kawę?
- Znasz jakieś
fajne miejsce?
- Całkiem
możliwe.
- Zgoda –
odpowiedziałam, kiwając głową. – Jeśli dobrze pójdzie, to skończę o czwartej.
- Spotkajmy się na
głównym placu, przy fontannie. Wiesz gdzie to jest?
- Wiem.
- Piąta?
- Pasuje. To do
zobaczenia. – Odwróciłam się i ruszyłam w stronę schodów.
- Do zobaczenia.
– Usłyszałam głos Łukasza za plecami.
***
Trening dobiegł
końca. Cała drużyna zeszła do szatni, aby doprowadzić się do stanu używalności.
Potem po krótkich rozmowach, każdy zaczął rozchodzić się w swoje strony.
Większość zawodników skierowała się w stronę parkingu.
Łukasz z Kubą
zatrzymali się przy granatowym samochodzie. Wrzucili torby do bagażnika.
Osłaniając się przed mroźnym wiatrem, wsiedli do środka. Piszczek od razu
uruchomił silnik i włączył ogrzewanie.
- Ale piździ –
rzucił Błaszczykowski, pocierając dłonie o siebie, aby nieco je rozgrzać.
Spojrzał na Łukasza, który z uśmiechem na ustach ruszył w stronę szlabanu.
– Co
ty się tak szczerzysz? Powiesz mi w końcu, o co chodzi?
- Bo?
- Chcę wiedzieć
– powiedział Kuba, akcentując wyraźnie każdy wyraz.
- Ale jesteś
ciekawski.
- Tak już mam. To
powiesz mi, co się stało?
- Nie wpadnę
dzisiaj do ciebie na obiad – rzucił Łukasz, nie odrywając wzroku od drogi.
- Ponieważ?
- Umówiłem się
na kawę.
- Co zrobiłeś?
- Umówiłem się
na kawę – powtórzył Piszczek.
- Kiedy ty to
zrobiłeś?
- Dzisiaj.
- To się
domyślam, ale jak, gdzie, z kim i jakim cudem?
- Jak, jakim
cudem?
- Przecież w
Borussii prawie nie ma kobiet. Nie licząc babek z bufetu. Chyba nie umówiłeś
się, z którąś z nich? Są przecież od ciebie dużo starsze i pewnie mają mężów.
Chyba, że mają nowy nabytek, o którym nie wiem? Albo – zerknął na Łukasza, a
jego usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu. – Albo umówiłeś się z facetem i
dlatego nie chcesz mi o tym powiedzieć. Do gejów nic przecież nie mam, ale
mógłbyś mi powiedzieć. Jestem twoim najlepszym kumplem.
- Kuba padło ci
na głowę od tego mrozu - skwitował Piszczek, przewracając oczami. – I nie
jestem gejem.
- To z kim się
umówiłeś? No, powiedz…
- Ma na imię
Lena.
- Lena? Jaka
Lena?
- Po prostu
Lena.
- Nie znasz jej
nazwiska?
- No, nie.
- Pracuje w
klubie?
- Tak.
- Co robi?
- Nie wiem. –
Kuba wlepił w niego niebieskie oczy.
- Ile ma lat?
- Nie wiem.
- Dostałeś od
niej numer telefonu?
- No, nie.
- Pięknie –
zacmokał Kuba. – Jak się skontaktujecie, gdy jednemu z was coś wypadnie?
- O tym nie
pomyślałem.
- Pięknie –
powtórzył Błaszczykowski. – A co o niej wiesz?
- Jest Polką.
- I tyle? –
Łukasz pokiwał głową. – Ekstra. Naprawdę ekstra.
- Nie mieliśmy
czasu bardziej się poznać – powiedział po chwili ciszy.
- Spoko. Może
dzisiaj dowiesz się o niej więcej. Chyba, że okaże się psychopatką i będę
musiał jechać, aby rozpoznać cię w prosektorium.
- Kuba tobie
powinni odłączyć telewizję i internet, bo siada ci na głowę.
- Różnie to bywa
– rzucił Błaszczykowski. – Dasz znać, jak było na tej kawie?
- Ta… I tak nie
mam wyjścia, bo nie dasz mi żyć.
- I słusznie
–odparł Kuba i uśmiechnął się szeroko.
***
Wpadłam do domu,
otrzepując się ze śniegu. Klnąc pod nosem, zrzuciłam z siebie kurtkę. Pod
blokiem nie znalazłam miejsca parkingowego i musiałam postawić samochód nieco
dalej. Wysiadłam akurat w tym momencie, kiedy zerwał się mocny wiatr. Wiatr
uczesał mnie na nowo, powodując to, że teraz wyglądałam, jakby uderzył we mnie
piorun.
Z zaciśniętymi ustami wleciałam do łazienki. Spojrzałam w lustro i
skrzywiłam się. Już chciałam złapać za szczotkę, kiedy usłyszał dzwoniący
telefon. Wróciłam do przedpokoju i wyciągnęłam z torebki komórkę. Zerknęłam
szybko na wyświetlacz i wróciłam do łazienki.
- Julka –
zaczęłam, łapiąc wolną ręką szczotkę do włosów. – To nie jest najlepszy moment.
- Co robisz?
- Próbuję się
uczesać. Wyglądam, jak jakaś zmora z bagien. Zmora z bagien, rozumiesz?!
Pieprzona dortmundzka pogoda!
- Ktoś tu się
wkurzył – zaświergotała ze śmiechem. – Już po pracy?
- No.
- To, po co ten
stres. Nikt już cię oglądać nie będzie.
- Jestem
umówiona na kawę – poinformowałam ją, rozczesując brązowe włosy, które powoli
wracały do swojego poprzedniego stanu.
- Uła… Z kim?
- Z Łukaszem.
- Tym Łukaszem?
- A no…
- To fakt,
lepiej się doprowadź do normalnego stanu.
- Mam pół
godziny. Nie chcę się spóźnić.
- Jasne.
Zadzwoń, jak wrócisz. Chcę znać wszystkie szczegóły.
- To tylko kawa
– jęknęłam.
- No i?
Szczegóły Lena!
- Pewnie.
- To do
usłyszenia.
- Pa. – Odłączyłam się. Położyłam telefon na pralce
i zabrałam się za rozczesywanie włosów.
Pędziłam na
spotkanie. Nie należałam do osób spóźnialskich, choć nieraz mi się to zdarzało.
Na szczęście bardzo rzadko. Nienawidziłam się spóźniać, a w tym przypadku nawet
nie mogłam uprzedzić Łukasza, bo nie wymieniliśmy się numerami telefonów. Od
mojej dzielnicy do głównego placu było z dziesięć minut drogi. Uznałam, że
szybciej będzie piechotą niż samochodem. Nie byłam pewna, czy o tej porze w
centrum miasta znajdę wolne miejsce parkingowe. Tak więc robiąc slalom między
pieszymi, zaciskając rękę na kapturze, który chronił mnie przed mroźnym
wiatrem, dotarłam w końcu na plac.
Z daleka dostrzegłam sylwetkę piłkarza. Stał
odwrócony plecami, tuż przy fontannie. Rozpędziłam się jeszcze bardziej, nie
zwracając uwagi na oblodzony chodnik. Kiedy dzieliło nas kilka kroków,
poślizgnęłam się i runęłam na ziemię. Z ust wypłynęło soczyste kurwa mać. Wtedy
Łukasz odwrócił się. Spojrzał na mnie i zaczął się śmiać.
- Nic ci się nie
stało? – zapytał z uśmiechem, podając mi rękę. Dźwignęłam się na nogi.
- Zaliczałam w
swoim życiu gorsze upadki – odparłam, rozcierając tylną część ciała, która
ucierpiała najmocniej. Nie muszę mówić, że ludzie, którzy mieli okazję widzieć
moją wielką glebę, mieli niezły ubaw. Całkowicie ich zignorowałam.
- Niezłe wejście
smoka.
- Tylko nie
myśl, że padam ci do stóp. To był czysty wypadek.
- Zobaczymy.
Nasunęłam z
powrotem kaptur na głowę, który w czasie mojego pechowego piruetu, zjechał mi z
głowy. Podniosłam wzrok i spojrzałam w niebieskie tęczówki Piszczka, który w
dalszym ciągu chichotał pod nosem.
- Bardzo śmieszne
– mruknęłam, ale i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Najlepsza była
kwestia po.
- Zareagowałam,
jak typowy Polak – rzuciłam, a następnie dodałam. – Możemy już iść? Zaczyna
gorzej wiać.
- Trzeba nosić
czapkę.
- I mówi to ten,
co nie ma szalika.
- Zgubiłem go.
- A ja nie lubię
czapek. Idziemy?
- Jasne.
Zatrzymaliśmy
się przed Plätzchen Roxy. Łukasz podszedł do drzwi i otworzył je. Przepuścił
mnie, abym mogła wejść pierwsza. Gdy tylko minęłam próg, uderzył mnie zapach
słodkich wypieków. W powietrzu dało się też wychwycić zapach kawy, czekolady
oraz owocowych herbat. Przy ladzie, za oszkloną lodówką, znajdowały się różnego
rodzaju łakocie. Od galaretkowych deserów, po koktajle, kończąc na
ciasteczkach, pączkach, ciastach i tortach. Niewielkie drewniane stoliczki
stały pod oknami i w kącie sali. Towarzyszyły im ciemne okrągłe krzesła.
- Zajmijmy sobie
miejsce – usłyszałam Łukasza, który przerwał moje gapienie się na ciacha, które
wyglądały tak apetycznie, że miało się ochotę zjeść je wszystkie. Bez słowa
poszłam za nim.
Zatrzymaliśmy się prawie na samym końcu sali. Łukasz ściągnął
czapkę i kurtkę, wieszając rzeczy na oparciu krzesła. Zrobiłam to samo.
Usiedliśmy w tym samym momencie. Przesunął mi kartę z menu pod oczy.
- Na co masz
ochotę? – zapytał.
Przeleciałam wzrokiem kartę, a następnie podniosłam głowę do
góry. Piszczek uśmiechał się, a ja zagapiłam się w te jego niesamowicie
błękitne oczy. Potrząsnęłam lekko głową wracając do rzeczywistości.
- Kawa z
mlekiem. Zjemy jakieś ciacho?
- Właśnie to
samo chciałem zaproponować.
- Ekstra. To dla
mnie kawa z mlekiem i kawałek ciasta czekoladowego.
- Pójdę zamówić.
Wstał z miejsca i ruszył w stronę lady. Obejrzałam się za nim, a kiedy
spojrzał w moją stronę, odwróciłam się czując, pojawiające się na twarzy
wypieki.
- Weź się w
garść – prychnęłam pod nosem. – To tylko facet.
Łukasz wrócił i
usiadł na swoim miejscu. Już chciałam się odezwać, ale z mojej torebki wydobył
się dźwięk dzwonka. Przekręciłam oczami i zaczęłam poszukiwania telefonu. W
końcu wyciągnęłam służbową komórkę. Numer należał do polskiego abonenta i
wyglądał dziwnie znajomo.
- Przepraszam,
ale muszę odebrać.
- Spoko.
- Lena
Błaszczykowska – przedstawiłam się. Łukasz zrobił wielkie oczy. – Słucham?
- Czemu nie
odbierasz?
- Jezu tato
–jęknęłam. – Myślałam, że to z pracy. Czemu dzwonisz na ten numer?
- Na swój
prywatny nie odbierasz.
- Jak to? –
Zajrzałam do torebki. – Szlak by to. Zapomniałam telefonu.
- Myślałem, że
coś się stało.
- Czy to jakaś
pilna sprawa?
- Chciałem o tak
pogadać.
- Czy mogę oddzwonić? Zaraz mam ważne spotkanie.
- Myślałem, że
już skończyłaś pracę.
- W tej robocie
nigdy nie wiesz, co ci wypadnie.
- Jasne słonko.
Odezwij się wieczorem.
- Oczywiście. Pa
tato.
- Pa skarbie.
Odłączyłam się i wrzuciłam telefon do torebki. Przeniosłam wzrok na
rozbawionego Łukasza. Kelnerka przyniosła nam zamówione ciasta i kawę.
- Co? – wydusiłam z siebie.
- Ładnie to tak
kłamać?
- A ładnie byłby
tak wisieć na telefonie przez piętnaście minut? Zasnąłbyś mi tu- odpowiedziałam,
przysuwając bliżej siebie filiżankę z parującą kawą. –Jak tata się rozgada, to
jest gorszy od baby.
- Jesteś
Błaszczykowska?
- Ale nie jestem
spokrewniona z… - Zaczęłam z automatu. Odkąd przybyłam do Dortmundu każdy mnie
o to pyta, więc zdążyłam się już przyzwyczaić.
- Wiem. Kuba by
mi powiedział, gdyby ktoś z jego rodziny zaczął pracę w Borussii – wtrącił Łukasz.
Spojrzałam na
czekoladowe ciasto, które miałam przed sobą. Wyglądało apetycznie.
Trójwarstwowy czekoladowy biszkopt z białą masą o smaku wanilii i wiórkami
kokosowymi. Na wierzchu polany toffi. Chwyciłam za łyżeczkę. Zjadałam kawałek.
Rozpływało się w ustach i było naprawdę smaczne.
- Kuba to twój
kumpel?
- Dokładnie.
- Długo się
znacie?
- Jakieś osiem
lat. Poznaliśmy się w Zabrzu, jak mieliśmy po osiemnaście lat.
- Nieźle. I
teraz wylądowaliście w Borussii.
- A ciebie, co
sprowadza do Dortmundu?
- Głównie to
studia. Mogę dokończyć tu ostatni rok licencjatu. Nawet nie przypuszczałam, że
po przyjeździe tak szybko znajdę tu pracę. Ba, ja nawet tej pracy nie szukałam.
Ona sama do mnie przyszła.
- Była ci przeznaczona
– odparł ze śmiechem Łukasz.
- Właśnie.
Dobrze powiedziane. To, co opowiesz mi coś o sobie żebym mogła cię lepiej
poznać, czy mam strzelać pytaniami? – zapytałam i uśmiechnęłam się.
- A co chcesz
wiedzieć?
- To, co mogę
wiedzieć. Obiecuję, że moje dziennikarskie zapędy będę trzymać w ryzach i nie
będę wścibska.
- Jesteś
dziennikarką? – zapytał, unosząc brwi do góry.
- W Gdańsku
przez rok pracowałam w gazecie. Potem musiałam zrezygnować, bo wyjeżdżałam do Niemiec.
Teraz pracuję w marketingu.
- U nas w
Borussii?
- Tak.
Łukasz okazał
się być naprawdę sympatyczną, zabawną, a jednocześnie spokojną osobą. Rozmowa
wciągnęła nas na tyle, że zapomnieliśmy o upływającym czasie. Zaśmiewałam się z
przezabawnych sytuacji, które notorycznie pojawiają się na treningach, czy w
szatni, a on mógł poznać śmieszne sytuacje z mojego życia. Głównie z życia
studenckiego. Poruszyliśmy też temat muzyki, filmów i książek, które
najbardziej lubimy. W końcu po zjedzeniu kolejnych słodkości – ja postawiłam na
ciasto jogurtowe z truskawkami, a on na klasyczny niemiecki sernik – przyszedł
czas na pożegnanie.
Wyszliśmy z ciepłej cukierni, na dortmundzki zimowy chłód.
Zaciągnęłam kaptur na głowę i oboje ruszyliśmy w stronę głównego placu.
Zatrzymaliśmy się niedaleko fontanny, przy której zaliczyłam upadek.
- Będę uciekać –
powiedziałam, spoglądając na niego.
- Podrzucę cię –
zaoferował.
- Nie dzięki.
Mieszkam niedaleko. Będę szybciej piechotą.
- Chyba, że po
drodze zamarzniesz.
- Nic mi nie
będzie. Dzięki za zaproszenie. Naprawdę świetnie się bawiłam.
- Ja również. Powtórzymy
to kiedyś?
- Czemu nie –
odpowiedziałam z uśmiechem. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
***
Rozdział jest długi, ale to tak w ramach rekompensaty za tak długi okres niepisania, za który przepraszam. Najpierw egzaminy, a potem praca do napisania i w końcu egzamin dyplomowy uniemożliwił mi dodanie rozdziału na czas. Teraz jednak po zakończeniu edukacji będę mieć więcej czasu na pisanie i mam nadzieję, że takie długie przestoje nie będą już się pojawiać. Postaram się też, jak najszybciej nadrobić zaległość u was, aby być "na bieżąco".
A chłopaki z Borussii też się cieszą, że Lexi w końcu została magistrem i może w końcu poświęcić więcej czasu na historię o nich. Pozdrawiam :)
Uwielbiam długie rozdziały a ten był bardzo ciekawy. Znajomość Leny i Łukasza zaczyna się całkiem obiecująco a jego mina, gdy usłyszał nazwisko Kuby. Dobrze, że wszystko jej się układa, chociaż praca jest ciężka.
OdpowiedzUsuńI to co najbardziej podoba mi się to relacje Kuby i Piszczka.
Czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam :)
To się cieszę, bo niektórych długie rozdziały odstraszają. No, łatwo w pracy to nie ma. Hehe to tym bardziej się cieszę, bo chciałam ich przedstawić, jako normalnych najlepszych kumpli, którzy mimo, że denerwują się na wzajem, to jednak zawsze mogą na siebie liczyć - i mam nadzieję, że choć trochę mi się udało w tym kierunku pójść.
UsuńKuba - bądź moim Bogiem. Błaszczykowski jest mistrzem w wierceniu dziury w brzuchu. sytuacja w samochodzie rozbawiła mnie do łez. a Piszczek niech sie tak nie spina bo jeszcze dostanie odcisków.
OdpowiedzUsuńWidać, że Lena strasznie sie już wczuła. Nawet uczelnia unika jej nie jak praca. I dogaduje sie z kolegami. Mam słabość do imienia Bastian *.*
Widzę, że Kuba przypadł do gustu. I dobrze, bo trzeba trochę śmiechu wnieść, a oni się do tego nadają. Muszę przyznać, że mi to imię się strasznie podoba :)
UsuńNareszcie doczekałam się rozdziału! :). Jest świetny i w niektórych momentach można się pośmiać :D. Cieszę się, że Lena umówiła się z Piszczkiem. Oby było więcej takich wypadów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)
Przepraszam, że tyle trzeba było czekać. Cieszę się, że rozdział się spodobał. No, można przewidzieć, że tych dwoje spotka się nie raz. Pozdrawiam :)
Usuńhttp://ensuenoo.blogspot.com/ Zapraszam bardzo serdecznie na nowe, zupełnie nieoczekiwanie rozpoczęte opowiadanie o Ikerze Casillasie pt Ensueno :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Fiolka :)
PS> Przepraszam za SPAM! :D
Wiem możesz mnie zabić :P Tak jakoś wyszło, że jestem dopiero teraz (rozdział dłuuuugi musiałam znaleźć więcej czasu :D )
OdpowiedzUsuńLena ma świetną robotę. Dobrze, że dokazuje się ze wszystkimi, bo gdyby miała w pracy kwas to byłoby kiepsko.
Uuu no i są nasi piłkarze ;) Haha ich przegadywanie przypomina mi „pogadanki” Deana i Sama :D Lubię ich, są śmieszni ;D
Ta, nawet ja bym się wściekła siedząc tyle czasu przez lapatokiem haha Ale niech się cieszy ma fajnego kolegę, który jak Dean przepada za jedzeniem – jak mniemam – więc, szybko odciągnie ją od pracy, chociaż na moment :D
Ta, mój brat grał w klubie w czwartej lidze i ja byłam może na dwóch meczach, zawsze wolałam grać w osiedlową piłkę, niż oglądać mecze ;D
Nazwisko tego trenera zawsze sprawia, że mam ochotę się śmiać haha
Uu umówili się :D Pasują do siebie!
Hahaha matko jak oni tzn Kuba i Piszczu sobie pogadali, oni są jak stare małżeństwo :D
No też bym się śmiała, chociaż raczej taki poślizg nie był przyjemny ;) Oj ja na miejscu Leny nie oderwałabym wzroku od tych smakołyków.
Oni się serio w Zabrzu poznali, czy tak to wymyśliłaś? Że też wcześniej o nich nie słyszałam, miałabym do nich bliżej ;D Oooo chociaż nie, lepszy jest fakt, że dziadki Jareda są z Katowic... dobra bo trooochę zmieniłam temat :D
Oni są świetni, serio pasują do siebie i bardzo lubię Twojego Łukasza jest inny niż go sobie wyobrażałam po tej chorej reklamie samochodu hahaha
Ps: mój opóźniony zapłon przynajmniej nadrabiam długością komentarza,a co ;D
UsuńSpoko nie zamierzam nikogo ukatrupiać - na razie ahaha :D
UsuńNie ma, jak mieć kwasy w pracy i to w dodatku tak daleko od domu. Na szczęście nieco ulżyłam mojej bohaterce i wrzuciłam ją w dość miłą atmosferę pracy.
Chciałam ich pokazać, jako dobraną parę kumpli, którzy sobie docinają :D
Ja kiedyś lubiłam grać, a teraz już się do tego nie nadaje - jestem za stara, ale oglądać dalej lubię, no i grać w nią na kompie - niezły relaks, o ile się wygrywa :D
Nie mogę idealizować mojej bohaterki żeby nie była przesłodzona, dlatego zrobiłam z niej małą pokrakę w tym odcinku, co się na lodzie bez gracji przewraca. Zresztą w moim mniemaniu daleko jej do jakieś Mary Sue - przynajmniej mi się tak zdaje.
Gdzieś czytałam, że się poznali w Zabrzu, więc prawdopodobnie jest to informacja autentyczna :D
Cieszę się, że go lubisz :) Oby był taki fajny w dalszej części :)
Ale ona za te kwasy przynajmniej ma kase haha to było dobre ;D
UsuńI dobrze, choć nie wiem czy tacy są, ale wyszło fajnie :D Przyjemnie się o nich czyta :D
No ja też! Teraz to co najwyżej mogę pograć z chrześnicą, a i tak ona mnie ogrywa ;D Jak się wygrywa to jest gitara, gorzej jak się nie wygrywa wtedy słyszę np tekst mojej chrześnic "to jest głupie" :D
Przypuszczam, że gdyby była przesłodzona, to bym jej nie lubiła, a tak można ją nawet polubić, zwłaszcza jak się wywala haha
No to ja się wiecej o nich dowiem u Ciebie niż w mediach ;D
Spoko, pewnie będzie coraz lepiej :D
http://ensuenoo.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział na nowym opowiadaniu o Ikerze- Ensueno - Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPojawił się także rozdział na Siostrzyczkach. - I znowu przepraszam za Spam, strasznie nie lubię śmiecić pod rozdziałami :)
Czytam i muszę powiedzieć, że coraz bardziej się cieszę, że trafiłam tutaj. Jak do tej pory muszę stwierdzić, że opowiadanie jest coraz ciekawsze. Szczerze... fenomenalnie piszesz :) opowiadanie jest świeże, nieprzesłodzone... barwne, opisy są świetne :) czytając czuję się jakbym tam była i obserwowała wszystko z boku . Ja mam nadzieję, ze kiedyś dojdę do takiej wprawy w pisaniu jaką masz teraz Ty :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń