wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 3

O przeznaczeniu i o otwieraniu się na innych.

18 stycznia 2011 roku

       Minął tydzień. Dokładnie tydzień odkąd zaczęłam robotę w Borussii. I muszę przyznać, że ta praca mi się podobała. Zawsze dążyłam do tego, aby zamiast siedzieć za biurkiem, biegać i zdobywać materiały. Ciekawiła mnie typowo dziennikarska robota. Chciałam być panią redaktor, która będzie robiła coś dla innych. Jednak kiedy poznałam na własnej skórze, jak to jest pracować w dziale marketingu i pr-u, musiałam przyznać, że wcale nie wypada gorzej od pracy dziennikarza. Oczywiście są to dwa różne zawody, ale oba stawiają wiele wyzwań do pokonania. A ja od zawsze lubiłam pokonywać kolejne szczeble w dążeniu do celu.
        Trafiłam też do dobrej ekipy. Z Paulem, Markusem i Bastianem dogadywałam się naprawdę bardzo dobrze. Choć są to zaledwie początki naszej współpracy. Bardzo szybko wrzucili mnie na głęboką wodę. Tylko przez pierwsze dwa dni, przyglądałam się i pomagałam któremuś z nich. Teraz muszę działać na własną rękę. Oczywiście chłopaki zawsze służą mi pomocą, ale przeważnie moja duma bierze górę i staram się radzić sobie sama. Pracując nad czymś, każdy ma określone zadania do wykonania. Nikt nie może nawalić, bo wtedy cały projekt szlag trafi. Sama byłam zdziwiona, że tak szybko nasza współpraca, zaczęła się tak płynnie układać. Już po tygodniu cała nasza czwórka działała, jak jeden organizm. To też dlatego, że pozostali nie dawali mi odczuć, że jestem tu nowa, tylko od razu traktowali, jak jedną z nich. Jakbym była tu od dawna. I tak też się czuję, gdy wchodzę do budynku.
        Chyba czwartego dnia mojej pracy, poznałam prezesa BVB. Reinhard Rauball niemiecki polityk, a także prawnik z wykształcenia, był mile zaskoczony widząc, że w jego szeregach znalazł się ktoś płci żeńskiej. Mianował mnie Panną Leną i od tej pory tak się do mnie zwraca. Nie powiem, ale kojarzy mi się to w dość dziwny sposób, ale postanowiłam nie zgłaszać jakiegokolwiek sprzeciwu. Być może coś by się prezesowi nie spodobało i musiałabym opuścić szeregi marketingowców. A tego nie chciałam.
         Praca wciągnęła mnie na tyle, że przez tydzień kompletnie zaprzestałam jakiejkolwiek nauki, czy robienia projektów na zaliczenie. Z myślą, że będę musiała nadrobić zaległości, zaczęłam starannie obmyślać plan dnia, aby bez zbędnego stresu ze wszystkim zdążyć. I dziś zamierzałam wcielić ten plan w życie.
        Oprócz tego zdałam sobie sprawę, że niemalże cały Dortmund żyje piłką nożną. Przechadzając się po mieście, nie trudno było zauważyć czarno żółte barwy, w których paradowali dumni mieszkańcy. Z tego przywiązania zdałam sobie sprawę dopiero po otrzymaniu pracy w BVB. Wcześniej, jakoś nie zwracałam na to uwagi. I sama się dziwiłam, że mój mózg był na to obojętny, bo przecież takie rzeczy rzucają się w oczy.

***
        Kuba po raz kolejny zamrugał, nie odrywając niebieskich oczu od swojego najlepszego kumpla, który prowadził swoje ukochane granatowe Audi S8. Łukasz przed chwilą wymamrotał coś pod nosem i Błaszczykowski w ogóle go nie zrozumiał. Czekał więc, aż Piszczek odezwie się po raz kolejny, ale równie dobrze mógł czekać na przyjście lata w styczniu. Łukasz po prostu uciął temat, dając jednocześnie kumplowi znak żeby się od niego odczepił.
- Wiesz, że jestem upierdliwy – powiedział Kuba ze złośliwym uśmiechem.
- Przypomnij mi, czemu dzisiaj wożę twoje dupsko na trening? – odpowiedział Łukasz, zerkając na niego.
- Sugerujesz mi, że jak nie przestanę cię przyciskać, to mnie wysadzisz?
- Coś w tym stylu.
- Miałbyś mnie na sumieniu – odparł, machając mu palcem tuż obok ucha.
- Jakoś przeżyję.
- Jasne. Zasmarkałbyś się za mną. A co byś powiedział mojej żonie?
- Ona byłaby współwinna. Zabrała ci samochód i skazała mnie na twoje towarzystwo – powiedział złośliwie Łukasz, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Ale wracając do tematu…
- Kuba- jęknął Piszczek. – Weź się odczep.
- Odkąd ta cała…
- Nic nie mów – rzucił.
- Złamała ci serducho – dokończył Kuba, jakby Piszczek w ogóle się nie odezwał. – Strasznie zdziadziałeś. Serio. Zaszywasz się w tym swoim domku i pykasz w te swoje gry na konsoli mając w dupie cały świat. Minął już rok.
- I co?
- Sugeruję, że powinieneś wziąć się w garść i otworzyć się na ludzi.
- Gadasz, jakbym miał nie po kolei w głowie.
- Gadam tak, bo człowiek to stworzenie stadne Piszczu. Potrzebuje kontaktu z drugą osobą.
- Ta… Bo ja się niby izoluję?
- A kiedy ostatnio wyszedłeś gdzieś na miasto? I nie mówię tu o jakiś sprawach do załatwienia, ale od tak, dla rozrywki?
- W ostatnią niedzielę byłem w restauracji.
- Tak, bo przyjechali do ciebie rodzice – mruknął Kuba, przewracając oczami. – Może sprecyzuję pytanie. Kiedy wyszedłeś gdzieś bez kumpli z drużyny i bez rodziców?
        Łukasz zacisnął palce na kierownicy. Kuba wałkował ten temat od jakiegoś czasu, doprowadzając go do białej gorączki. Rozumiał, że przyjaciel się o niego martwi, ale on naprawdę nie potrzebował ciągłego ględzenia o tym, że czas leczy rany i że trzeba się otworzyć na innych. Doceniał starania Kuby, ale czasami miał tego dość. Ostatni jego związek nie należał do udanych i Łukasz w dalszym ciągu, na swój sposób, go odchorowywał. Wiedział jednak, że w końcu podniesie się i zacznie znów żyć, jak dawniej, ale nadal potrzebował trochę czasu.
- Czekam – powiedział Kuba, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Jezu… nie wiem – odpowiedział dla świętego spokoju.
- No, widzisz. A to dowodzi tego, że co? Że mam rację. Musisz znaleźć sobie nową pannę.
- Błagam…
- Jesteś facetem, twoja fizjologia ci to nakazuje.
- Skończmy już, bo się nakręcasz.
- Bo inaczej zacznę cię swatać. A ty nie chcesz bym cię swatał – powiedział Kuba z nutką groźby w głosie. Łukasz zerknął na niego, a następnie przekręcił oczami. – To, co wpadniesz dzisiaj do nas na obiad?
-Zależy –rzucił Piszczek, wlepiając niebieskie oczy w drogę.
- Zależy, od czego?
- O tego, co ugotuje Agata – rzucił ze śmiechem. Kuba prychnął pod nosem i również spojrzał przed siebie. 

***
       Borussia zorganizowała konkurs fotograficzny dla kibiców. Mieli pokazać, jak kibicują swojej ulubionej drużynie. Zdjęcia można przesyłać przez dwa tygodnie. Potem zawodnicy wybiorą najlepszą trójkę, która zgarnie nagrody. I muszę powiedzieć, że zainteresowanie jest ogromne, a pomysłowość ludzi jest niezwykła. Jako, że zostałam oddelegowana do tego zadania, tak więc od wczoraj segreguję i zapisuję zdjęcia, które trafiają na specjalną skrzynkę mailową. A jest, co przeglądać.
 - Serio?! – warknęłam, wskazując obiema dłońmi na monitor. 
        Była jedenasta, a ja zdążyłam przebrnąć przez pięćdziesiąt maili, które spłynęły do nas od rana. Teraz, kiedy odświeżyłam stronę, znalazłam kolejną setkę nowych wiadomości.
- Litości –syknęłam, zezując na komputer. Miałam już dość. Choć zdjęcia były naprawdę świetne, to jednak monotonia tego zajęcia była potworna.
- Wiesz, co?- Usłyszałam głos Bastiana. 
        Odwróciłam się w jego stronę.  W naszym pokoju byliśmy tylko my. Paul miał jakieś zebranie, a Marcus zdobywał informację o dziecięcej drużynie, aby potem napisać tekst na stronę internetową.
- Co? –warknęłam.
- Zauważyłem, że jak się wkurzasz, to mówisz po polsku – powiedział z uśmiechem. – Co tam znowu ci się stało?
- Maile… Wszędzie maile.
       Bastian zaśmiał się i spojrzał na zegarek. Następnie wstał, przeciągnął się i podszedł do mojego biurka. Podniosłam głowę, spoglądając na jego promienną twarz.
- Co?- wydusiłam z siebie.
- Trzeba się od stresować. Pora na kawusie i jedzonko.
- Dobrze gadasz. – Odsunęłam krzesło i również wstałam. – Idziemy na sałatkę z kurczaka?
- Myślałem raczej o omlecie.
- Może być.
- Chyba, że mają dzisiaj coś nowego.
- Okaże się na dole.
- Kto ostatni w bufecie ten stawia żarcie! – rzucił Bastian i pognał w stronę drzwi. Wyleciał na korytarz i tyle go widziałam. Wzięłam głęboki oddech, złapałam za klucze od naszego pokoju i ruszyłam w stronę drzwi.

       - Daj spokój, czego się ciśniesz? – zapytałam, unosząc brwi do góry. Wracaliśmy z Bastianem z bufetu i dalej wałkowaliśmy temat piłki nożnej. Mijane korytarze były puste. Pozostali pracownicy pozaszywali się w swoich gabinetach albo tkwili na jakiś spotkaniach.
- Ja po prostu lubię ligę angielską – dodałam, a Bastian machnął na mnie ręką.
- Co mają angole, czego nie mamy my?
- Grają inną piłkę. Zresztą od zawsze kibicowałam FC Liverpoolowi. Steven Gerrard jest najlepszy.
- Nie gadam z tobą – powiedział, wkładając ręce do kieszeni. Prychnęłam pod nosem. – Pracujesz w BVB. Powinnaś kochać ten klub.
- O proszę cię. To żaden argument. Czy, jak bym pracowała w Realu to też musiałabym kochać ten klub?
- Dobra… Chyba nie dojdziemy w tej kwestii do porozumienia – rzucił z uśmiechem. - Widziałaś chociaż mecz Borussii?
- Tak, w…
- Chodzi mi na żywo.
- To nie.
- To koniecznie musisz się wybrać. Wiesz… Poczuć tą atmosferę na stadionie. Wczuć się. Stać się częścią całości.
- Jasne. Kiedyś wpadnę. 
       Bastian spojrzał na mnie, jak na kosmitkę. On urodził się w Dortmundzie i od małego kibicował tej drużynie. Nie dziwiłam się więc, czemu mówi o klubie z taką czcią. Pokiwałam tylko głową mając nadzieję, że przestanie się mnie czepiać.
- Spotkamy się w pokoju. Muszę do łazienki- rzucił, skręcając w drugi korytarz.
- Nie utop się tylko- powiedziałam i zachichotałam pod nosem. Bastian obrzucił mnie morderczym spojrzeniem, a następnie uśmiechnął się.
- W razie, czego będę wołał o pomoc.
- Może będziesz miał szczęście i ktoś cię usłyszy – odparłam i ruszyłam dalej. 
        Skręciłam w prawo, aby dostać się do schodów. Z daleka zobaczyłam, że ktoś wychodzi z pokoju trenera, którego gabinet mieścił się w połowie korytarza. Z każdym krokiem twarz blondyna robiła się coraz bardziej wyraźna. W końcu rozpoznałam go.
- Lena? – zapytał ze zdziwieniem, robiąc przy tym wielkie oczy.
- Cześć Łukasz – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Co ty tu robisz?
- Pracuję.
- Serio? Czemu mi nie powiedziałaś?
- Bo wtedy jeszcze nie miałam tej pracy – odpowiedziałam. Piszczek uśmiechnął się i przyjrzał się mi uważniej.
- Dobrze mówisz po polsku – stwierdził, bo od samego początku nasza rozmowa prowadzona była w naszym ojczystym języku.
- Może dlatego, że posługuję się nim od urodzenia – odpowiedziałam. – Jestem Polką.
- Serio? – Wyrwało mu się po raz kolejny. – Byłem przekonany, że jesteś Niemką.
- Byłeś na dywaniku w trenera Kloppa? – zapytałam ze śmiechem.
- Coś w tym stylu – odpowiedział, dotykając palcami swoich blond włosów, które postawione miał do góry.
- Muszę wracać do pracy – rzuciłam, przypominając sobie o Bastianie, który mógł skorzystać z windy i teraz czekać na mnie pod drzwiami naszego pokoju. – Do zobaczenia.
        Posłałam mu jeszcze jeden uśmiech, a następnie minęłam go. Zdążyłam zrobić kilka kroków do przodu, kiedy Łukasz odezwał się po raz kolejny.
- Lena poczekaj. – Odwróciłam się. – Wiszę ci kawę.
- Przecież mówiłam, że nie musisz, bo tego dziadostwa wypić się nie dało. – Łukasz zaśmiał się. – Więc nic mi nie wisisz.
- To może zabiorę cię na super ekstra kawę?
- Znasz jakieś fajne miejsce?
- Całkiem możliwe.
- Zgoda – odpowiedziałam, kiwając głową. – Jeśli dobrze pójdzie, to skończę o czwartej.
- Spotkajmy się na głównym placu, przy fontannie. Wiesz gdzie to jest?
- Wiem.
- Piąta?
- Pasuje. To do zobaczenia. – Odwróciłam się i ruszyłam w stronę schodów.
- Do zobaczenia. – Usłyszałam głos Łukasza za plecami.

***
        Trening dobiegł końca. Cała drużyna zeszła do szatni, aby doprowadzić się do stanu używalności. Potem po krótkich rozmowach, każdy zaczął rozchodzić się w swoje strony. Większość zawodników skierowała się w stronę parkingu.
         Łukasz z Kubą zatrzymali się przy granatowym samochodzie. Wrzucili torby do bagażnika. Osłaniając się przed mroźnym wiatrem, wsiedli do środka. Piszczek od razu uruchomił silnik i włączył ogrzewanie.
- Ale piździ – rzucił Błaszczykowski, pocierając dłonie o siebie, aby nieco je rozgrzać. Spojrzał na Łukasza, który z uśmiechem na ustach ruszył w stronę szlabanu. 
– Co ty się tak szczerzysz? Powiesz mi w końcu, o co chodzi?
- Bo?
- Chcę wiedzieć – powiedział Kuba, akcentując wyraźnie każdy wyraz.
- Ale jesteś ciekawski.
- Tak już mam. To powiesz mi, co się stało?
- Nie wpadnę dzisiaj do ciebie na obiad – rzucił Łukasz, nie odrywając wzroku od drogi.
- Ponieważ?
- Umówiłem się na kawę.
- Co zrobiłeś?
- Umówiłem się na kawę – powtórzył Piszczek.
- Kiedy ty to zrobiłeś?
- Dzisiaj.
- To się domyślam, ale jak, gdzie, z kim i jakim cudem?
- Jak, jakim cudem?
- Przecież w Borussii prawie nie ma kobiet. Nie licząc babek z bufetu. Chyba nie umówiłeś się, z którąś z nich? Są przecież od ciebie dużo starsze i pewnie mają mężów. Chyba, że mają nowy nabytek, o którym nie wiem? Albo – zerknął na Łukasza, a jego usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu. – Albo umówiłeś się z facetem i dlatego nie chcesz mi o tym powiedzieć. Do gejów nic przecież nie mam, ale mógłbyś mi powiedzieć. Jestem twoim najlepszym kumplem.
- Kuba padło ci na głowę od tego mrozu - skwitował Piszczek, przewracając oczami. – I nie jestem gejem.
- To z kim się umówiłeś? No, powiedz…
- Ma na imię Lena.
- Lena? Jaka Lena?
- Po prostu Lena.
- Nie znasz jej nazwiska?
- No, nie.
- Pracuje w klubie?
- Tak.
- Co robi?
- Nie wiem. – Kuba wlepił w niego niebieskie oczy.
- Ile ma lat?
- Nie wiem.
- Dostałeś od niej numer telefonu?
- No, nie.
- Pięknie – zacmokał Kuba. – Jak się skontaktujecie, gdy jednemu z was coś wypadnie?
- O tym nie pomyślałem.
- Pięknie – powtórzył Błaszczykowski. – A co o niej wiesz?
- Jest Polką.
- I tyle? – Łukasz pokiwał głową. – Ekstra. Naprawdę ekstra.
- Nie mieliśmy czasu bardziej się poznać – powiedział po chwili ciszy.
- Spoko. Może dzisiaj dowiesz się o niej więcej. Chyba, że okaże się psychopatką i będę musiał jechać, aby rozpoznać cię w prosektorium.
- Kuba tobie powinni odłączyć telewizję i internet, bo siada ci na głowę.
- Różnie to bywa – rzucił Błaszczykowski. – Dasz znać, jak było na tej kawie?
- Ta… I tak nie mam wyjścia, bo nie dasz mi żyć.
- I słusznie –odparł Kuba i uśmiechnął się szeroko.

***
       Wpadłam do domu, otrzepując się ze śniegu. Klnąc pod nosem, zrzuciłam z siebie kurtkę. Pod blokiem nie znalazłam miejsca parkingowego i musiałam postawić samochód nieco dalej. Wysiadłam akurat w tym momencie, kiedy zerwał się mocny wiatr. Wiatr uczesał mnie na nowo, powodując to, że teraz wyglądałam, jakby uderzył we mnie piorun. 
        Z zaciśniętymi ustami wleciałam do łazienki. Spojrzałam w lustro i skrzywiłam się. Już chciałam złapać za szczotkę, kiedy usłyszał dzwoniący telefon. Wróciłam do przedpokoju i wyciągnęłam z torebki komórkę. Zerknęłam szybko na wyświetlacz i wróciłam do łazienki.
- Julka – zaczęłam, łapiąc wolną ręką szczotkę do włosów. – To nie jest najlepszy moment.
- Co robisz?
- Próbuję się uczesać. Wyglądam, jak jakaś zmora z bagien. Zmora z bagien, rozumiesz?! Pieprzona dortmundzka pogoda!
- Ktoś tu się wkurzył – zaświergotała ze śmiechem. – Już po pracy?
- No.
- To, po co ten stres. Nikt już cię oglądać nie będzie.
- Jestem umówiona na kawę – poinformowałam ją, rozczesując brązowe włosy, które powoli wracały do swojego poprzedniego stanu.
- Uła… Z kim?
- Z Łukaszem.
- Tym Łukaszem?
- A no…
- To fakt, lepiej się doprowadź do normalnego stanu.
- Mam pół godziny. Nie chcę się spóźnić.
- Jasne. Zadzwoń, jak wrócisz. Chcę znać wszystkie szczegóły.
- To tylko kawa – jęknęłam.
- No i? Szczegóły Lena!
- Pewnie.
- To do usłyszenia.
- Pa.  – Odłączyłam się. Położyłam telefon na pralce i zabrałam się za rozczesywanie włosów.

       Pędziłam na spotkanie. Nie należałam do osób spóźnialskich, choć nieraz mi się to zdarzało. Na szczęście bardzo rzadko. Nienawidziłam się spóźniać, a w tym przypadku nawet nie mogłam uprzedzić Łukasza, bo nie wymieniliśmy się numerami telefonów. Od mojej dzielnicy do głównego placu było z dziesięć minut drogi. Uznałam, że szybciej będzie piechotą niż samochodem. Nie byłam pewna, czy o tej porze w centrum miasta znajdę wolne miejsce parkingowe. Tak więc robiąc slalom między pieszymi, zaciskając rękę na kapturze, który chronił mnie przed mroźnym wiatrem, dotarłam w końcu na plac. 
       Z daleka dostrzegłam sylwetkę piłkarza. Stał odwrócony plecami, tuż przy fontannie. Rozpędziłam się jeszcze bardziej, nie zwracając uwagi na oblodzony chodnik. Kiedy dzieliło nas kilka kroków, poślizgnęłam się i runęłam na ziemię. Z ust wypłynęło soczyste kurwa mać. Wtedy Łukasz odwrócił się. Spojrzał na mnie i zaczął się śmiać.
- Nic ci się nie stało? – zapytał z uśmiechem, podając mi rękę. Dźwignęłam się na nogi.
- Zaliczałam w swoim życiu gorsze upadki – odparłam, rozcierając tylną część ciała, która ucierpiała najmocniej. Nie muszę mówić, że ludzie, którzy mieli okazję widzieć moją wielką glebę, mieli niezły ubaw. Całkowicie ich zignorowałam.
- Niezłe wejście smoka.
- Tylko nie myśl, że padam ci do stóp. To był czysty wypadek.
- Zobaczymy.
        Nasunęłam z powrotem kaptur na głowę, który w czasie mojego pechowego piruetu, zjechał mi z głowy. Podniosłam wzrok i spojrzałam w niebieskie tęczówki Piszczka, który w dalszym ciągu chichotał pod nosem.
- Bardzo śmieszne – mruknęłam, ale i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Najlepsza była kwestia po.
- Zareagowałam, jak typowy Polak – rzuciłam, a następnie dodałam. – Możemy już iść? Zaczyna gorzej wiać.
- Trzeba nosić czapkę.
- I mówi to ten, co nie ma szalika.
- Zgubiłem go.
- A ja nie lubię czapek. Idziemy?
- Jasne.

        Zatrzymaliśmy się przed Plätzchen Roxy. Łukasz podszedł do drzwi i otworzył je. Przepuścił mnie, abym mogła wejść pierwsza. Gdy tylko minęłam próg, uderzył mnie zapach słodkich wypieków. W powietrzu dało się też wychwycić zapach kawy, czekolady oraz owocowych herbat. Przy ladzie, za oszkloną lodówką, znajdowały się różnego rodzaju łakocie. Od galaretkowych deserów, po koktajle, kończąc na ciasteczkach, pączkach, ciastach i tortach. Niewielkie drewniane stoliczki stały pod oknami i w kącie sali. Towarzyszyły im ciemne okrągłe krzesła.
- Zajmijmy sobie miejsce – usłyszałam Łukasza, który przerwał moje gapienie się na ciacha, które wyglądały tak apetycznie, że miało się ochotę zjeść je wszystkie. Bez słowa poszłam za nim. 
        Zatrzymaliśmy się prawie na samym końcu sali. Łukasz ściągnął czapkę i kurtkę, wieszając rzeczy na oparciu krzesła. Zrobiłam to samo. Usiedliśmy w tym samym momencie. Przesunął mi kartę z menu pod oczy.
- Na co masz ochotę? – zapytał. 
        Przeleciałam wzrokiem kartę, a następnie podniosłam głowę do góry. Piszczek uśmiechał się, a ja zagapiłam się w te jego niesamowicie błękitne oczy. Potrząsnęłam lekko głową wracając do rzeczywistości.
- Kawa z mlekiem. Zjemy jakieś ciacho?
- Właśnie to samo chciałem zaproponować.
- Ekstra. To dla mnie kawa z mlekiem i kawałek ciasta czekoladowego.
- Pójdę zamówić. 
        Wstał z miejsca i ruszył w stronę lady. Obejrzałam się za nim, a kiedy spojrzał w moją stronę, odwróciłam się czując, pojawiające się na twarzy wypieki.
- Weź się w garść – prychnęłam pod nosem. – To tylko facet.
        Łukasz wrócił i usiadł na swoim miejscu. Już chciałam się odezwać, ale z mojej torebki wydobył się dźwięk dzwonka. Przekręciłam oczami i zaczęłam poszukiwania telefonu. W końcu wyciągnęłam służbową komórkę. Numer należał do polskiego abonenta i wyglądał dziwnie znajomo.
- Przepraszam, ale muszę odebrać.
- Spoko.
- Lena Błaszczykowska – przedstawiłam się. Łukasz zrobił wielkie oczy. – Słucham?
- Czemu nie odbierasz?
- Jezu tato –jęknęłam. – Myślałam, że to z pracy. Czemu dzwonisz na ten numer?
- Na swój prywatny nie odbierasz.
- Jak to? – Zajrzałam do torebki. – Szlak by to. Zapomniałam telefonu.
- Myślałem, że coś się stało.
- Czy to jakaś pilna sprawa?
- Chciałem o tak pogadać.
- Czy mogę oddzwonić? Zaraz mam ważne spotkanie.
- Myślałem, że już skończyłaś pracę.
- W tej robocie nigdy nie wiesz, co ci wypadnie.
- Jasne słonko. Odezwij się wieczorem.
- Oczywiście. Pa tato.
- Pa skarbie. 
        Odłączyłam się i wrzuciłam telefon do torebki. Przeniosłam wzrok na rozbawionego Łukasza. Kelnerka przyniosła nam zamówione ciasta i kawę.
- Co? – wydusiłam z siebie.
- Ładnie to tak kłamać?
- A ładnie byłby tak wisieć na telefonie przez piętnaście minut? Zasnąłbyś mi tu- odpowiedziałam, przysuwając bliżej siebie filiżankę z parującą kawą. –Jak tata się rozgada, to jest gorszy od baby.
- Jesteś Błaszczykowska?
- Ale nie jestem spokrewniona z… - Zaczęłam z automatu. Odkąd przybyłam do Dortmundu każdy mnie o to pyta, więc zdążyłam się już przyzwyczaić.
- Wiem. Kuba by mi powiedział, gdyby ktoś z jego rodziny zaczął pracę w Borussii – wtrącił Łukasz.
         Spojrzałam na czekoladowe ciasto, które miałam przed sobą. Wyglądało apetycznie. Trójwarstwowy czekoladowy biszkopt z białą masą o smaku wanilii i wiórkami kokosowymi. Na wierzchu polany toffi. Chwyciłam za łyżeczkę. Zjadałam kawałek. Rozpływało się w ustach i było naprawdę smaczne.
- Kuba to twój kumpel?
- Dokładnie.
- Długo się znacie?
- Jakieś osiem lat. Poznaliśmy się w Zabrzu, jak mieliśmy po osiemnaście lat.
- Nieźle. I teraz wylądowaliście w Borussii.
- A ciebie, co sprowadza do Dortmundu?
- Głównie to studia. Mogę dokończyć tu ostatni rok licencjatu. Nawet nie przypuszczałam, że po przyjeździe tak szybko znajdę tu pracę. Ba, ja nawet tej pracy nie szukałam. Ona sama do mnie przyszła.
- Była ci przeznaczona – odparł ze śmiechem Łukasz.
- Właśnie. Dobrze powiedziane. To, co opowiesz mi coś o sobie żebym mogła cię lepiej poznać, czy mam strzelać pytaniami? – zapytałam i uśmiechnęłam się.
- A co chcesz wiedzieć?
- To, co mogę wiedzieć. Obiecuję, że moje dziennikarskie zapędy będę trzymać w ryzach i nie będę wścibska.
- Jesteś dziennikarką? – zapytał, unosząc brwi do góry.
- W Gdańsku przez rok pracowałam w gazecie. Potem musiałam zrezygnować, bo wyjeżdżałam do Niemiec. Teraz pracuję w marketingu.
- U nas w Borussii?
- Tak.

        Łukasz okazał się być naprawdę sympatyczną, zabawną, a jednocześnie spokojną osobą. Rozmowa wciągnęła nas na tyle, że zapomnieliśmy o upływającym czasie. Zaśmiewałam się z przezabawnych sytuacji, które notorycznie pojawiają się na treningach, czy w szatni, a on mógł poznać śmieszne sytuacje z mojego życia. Głównie z życia studenckiego. Poruszyliśmy też temat muzyki, filmów i książek, które najbardziej lubimy. W końcu po zjedzeniu kolejnych słodkości – ja postawiłam na ciasto jogurtowe z truskawkami, a on na klasyczny niemiecki sernik – przyszedł czas na pożegnanie. 
        Wyszliśmy z ciepłej cukierni, na dortmundzki zimowy chłód. Zaciągnęłam kaptur na głowę i oboje ruszyliśmy w stronę głównego placu. Zatrzymaliśmy się niedaleko fontanny, przy której zaliczyłam upadek.
- Będę uciekać – powiedziałam, spoglądając na niego.
- Podrzucę cię – zaoferował.
- Nie dzięki. Mieszkam niedaleko. Będę szybciej piechotą.
- Chyba, że po drodze zamarzniesz.
- Nic mi nie będzie. Dzięki za zaproszenie. Naprawdę świetnie się bawiłam.
- Ja również. Powtórzymy to kiedyś?
- Czemu nie – odpowiedziałam z uśmiechem. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.

 ***
Rozdział jest długi, ale to tak w ramach rekompensaty za tak długi okres niepisania, za który przepraszam. Najpierw egzaminy, a potem praca do napisania i w końcu egzamin dyplomowy uniemożliwił mi dodanie rozdziału na czas. Teraz jednak po zakończeniu edukacji będę mieć więcej czasu na pisanie i mam nadzieję, że takie długie przestoje nie będą już się pojawiać. Postaram się też, jak najszybciej nadrobić zaległość u was, aby być "na bieżąco".
 













A chłopaki z Borussii też się cieszą, że Lexi w końcu została magistrem i może w końcu poświęcić więcej czasu na historię o nich. Pozdrawiam :)

13 komentarzy:

  1. Uwielbiam długie rozdziały a ten był bardzo ciekawy. Znajomość Leny i Łukasza zaczyna się całkiem obiecująco a jego mina, gdy usłyszał nazwisko Kuby. Dobrze, że wszystko jej się układa, chociaż praca jest ciężka.
    I to co najbardziej podoba mi się to relacje Kuby i Piszczka.
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się cieszę, bo niektórych długie rozdziały odstraszają. No, łatwo w pracy to nie ma. Hehe to tym bardziej się cieszę, bo chciałam ich przedstawić, jako normalnych najlepszych kumpli, którzy mimo, że denerwują się na wzajem, to jednak zawsze mogą na siebie liczyć - i mam nadzieję, że choć trochę mi się udało w tym kierunku pójść.

      Usuń
  2. Kuba - bądź moim Bogiem. Błaszczykowski jest mistrzem w wierceniu dziury w brzuchu. sytuacja w samochodzie rozbawiła mnie do łez. a Piszczek niech sie tak nie spina bo jeszcze dostanie odcisków.
    Widać, że Lena strasznie sie już wczuła. Nawet uczelnia unika jej nie jak praca. I dogaduje sie z kolegami. Mam słabość do imienia Bastian *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że Kuba przypadł do gustu. I dobrze, bo trzeba trochę śmiechu wnieść, a oni się do tego nadają. Muszę przyznać, że mi to imię się strasznie podoba :)

      Usuń
  3. Nareszcie doczekałam się rozdziału! :). Jest świetny i w niektórych momentach można się pośmiać :D. Cieszę się, że Lena umówiła się z Piszczkiem. Oby było więcej takich wypadów.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tyle trzeba było czekać. Cieszę się, że rozdział się spodobał. No, można przewidzieć, że tych dwoje spotka się nie raz. Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. http://ensuenoo.blogspot.com/ Zapraszam bardzo serdecznie na nowe, zupełnie nieoczekiwanie rozpoczęte opowiadanie o Ikerze Casillasie pt Ensueno :D
    Pozdrawiam serdecznie Fiolka :)

    PS> Przepraszam za SPAM! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem możesz mnie zabić :P Tak jakoś wyszło, że jestem dopiero teraz (rozdział dłuuuugi musiałam znaleźć więcej czasu :D )
    Lena ma świetną robotę. Dobrze, że dokazuje się ze wszystkimi, bo gdyby miała w pracy kwas to byłoby kiepsko.
    Uuu no i są nasi piłkarze ;) Haha ich przegadywanie przypomina mi „pogadanki” Deana i Sama :D Lubię ich, są śmieszni ;D
    Ta, nawet ja bym się wściekła siedząc tyle czasu przez lapatokiem haha Ale niech się cieszy ma fajnego kolegę, który jak Dean przepada za jedzeniem – jak mniemam – więc, szybko odciągnie ją od pracy, chociaż na moment :D
    Ta, mój brat grał w klubie w czwartej lidze i ja byłam może na dwóch meczach, zawsze wolałam grać w osiedlową piłkę, niż oglądać mecze ;D
    Nazwisko tego trenera zawsze sprawia, że mam ochotę się śmiać haha
    Uu umówili się :D Pasują do siebie!
    Hahaha matko jak oni tzn Kuba i Piszczu sobie pogadali, oni są jak stare małżeństwo :D
    No też bym się śmiała, chociaż raczej taki poślizg nie był przyjemny ;) Oj ja na miejscu Leny nie oderwałabym wzroku od tych smakołyków.
    Oni się serio w Zabrzu poznali, czy tak to wymyśliłaś? Że też wcześniej o nich nie słyszałam, miałabym do nich bliżej ;D Oooo chociaż nie, lepszy jest fakt, że dziadki Jareda są z Katowic... dobra bo trooochę zmieniłam temat :D
    Oni są świetni, serio pasują do siebie i bardzo lubię Twojego Łukasza jest inny niż go sobie wyobrażałam po tej chorej reklamie samochodu hahaha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps: mój opóźniony zapłon przynajmniej nadrabiam długością komentarza,a co ;D

      Usuń
    2. Spoko nie zamierzam nikogo ukatrupiać - na razie ahaha :D
      Nie ma, jak mieć kwasy w pracy i to w dodatku tak daleko od domu. Na szczęście nieco ulżyłam mojej bohaterce i wrzuciłam ją w dość miłą atmosferę pracy.
      Chciałam ich pokazać, jako dobraną parę kumpli, którzy sobie docinają :D
      Ja kiedyś lubiłam grać, a teraz już się do tego nie nadaje - jestem za stara, ale oglądać dalej lubię, no i grać w nią na kompie - niezły relaks, o ile się wygrywa :D
      Nie mogę idealizować mojej bohaterki żeby nie była przesłodzona, dlatego zrobiłam z niej małą pokrakę w tym odcinku, co się na lodzie bez gracji przewraca. Zresztą w moim mniemaniu daleko jej do jakieś Mary Sue - przynajmniej mi się tak zdaje.
      Gdzieś czytałam, że się poznali w Zabrzu, więc prawdopodobnie jest to informacja autentyczna :D
      Cieszę się, że go lubisz :) Oby był taki fajny w dalszej części :)

      Usuń
    3. Ale ona za te kwasy przynajmniej ma kase haha to było dobre ;D
      I dobrze, choć nie wiem czy tacy są, ale wyszło fajnie :D Przyjemnie się o nich czyta :D
      No ja też! Teraz to co najwyżej mogę pograć z chrześnicą, a i tak ona mnie ogrywa ;D Jak się wygrywa to jest gitara, gorzej jak się nie wygrywa wtedy słyszę np tekst mojej chrześnic "to jest głupie" :D
      Przypuszczam, że gdyby była przesłodzona, to bym jej nie lubiła, a tak można ją nawet polubić, zwłaszcza jak się wywala haha
      No to ja się wiecej o nich dowiem u Ciebie niż w mediach ;D
      Spoko, pewnie będzie coraz lepiej :D

      Usuń
  6. http://ensuenoo.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział na nowym opowiadaniu o Ikerze- Ensueno - Pozdrawiam :)
    Pojawił się także rozdział na Siostrzyczkach. - I znowu przepraszam za Spam, strasznie nie lubię śmiecić pod rozdziałami :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam i muszę powiedzieć, że coraz bardziej się cieszę, że trafiłam tutaj. Jak do tej pory muszę stwierdzić, że opowiadanie jest coraz ciekawsze. Szczerze... fenomenalnie piszesz :) opowiadanie jest świeże, nieprzesłodzone... barwne, opisy są świetne :) czytając czuję się jakbym tam była i obserwowała wszystko z boku . Ja mam nadzieję, ze kiedyś dojdę do takiej wprawy w pisaniu jaką masz teraz Ty :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń