Bo z pracownikami też można się dobrze bawić.
19 stycznia 2011
roku
Przychodząc dziś
do pracy byłam pewna, że spędzę kolejne długie godziny na dłubaniu w mailach,
które kibice przysłali do nas w związku z konkursem. Jednak, jak tylko minęłam
próg naszego pokoju, zobaczyłam, jak bardzo się myliłam. Markus biegał od
telefonu do telefonu, odpowiadając na coraz głupsze pytania ze strony prasy.
Bastian starał się wykonywać kilka rzeczy na raz, a Paul pojawiał się i znikał,
kursując między innymi pracownikami, a naszym pokojem.
Cały ten chaos związany
był z organizowanym przez BVB corocznym balem charytatywnym, który odbędzie się
pod koniec lutego. Dodatkowo Marcel Schmelzer, piłkarz pierwszego składu nieco
narozrabiał i media strzeliły mu kilka fotek, jak bawi się z jakąś kobietą w
nocnym klubie, a potem rzuca się w stronę ochroniarza. Media narobiły szumu,
więc nie zdziwię się, jak powstanie sensacja na całe Niemcy, choć tak naprawdę
do niczego nie doszło. Okazało się bowiem, że obaj panowie znają się i tylko
się wygłupiali. Oprócz tego wydzwaniali do nas w sprawie meczy w niemieckiej
lidze, które BVB wygrywa. Chciano przede wszystkim pozyskać na wyłączność jakiś
wywiad – najlepiej z zawodnikiem ze składu wyjściowego lub z samym trenerem. Nie
muszę mówić, że cieszyłam się z tego, że miałam na późniejszą godzinę i nie
musiałam tkwić w tym bałaganie od rana.
Usiadłam przy
biurku. Zdążyłam wcisnąć guzik uruchamiający komputer, kiedy Paul rzucił mi na
biurko stertę papierów. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego,
pytającym wzrokiem.
- Trzeba
przyszykować plan imprezy, a także małą konferencje dla mediów. Tu masz
potrzebne materiały. To, co jeszcze nie zostało zaakceptowane jest podkreślone
żółtym kolorem.
Zadzwoniła jego
komórka. Paul przeklął pod nosem i wygrzebał komórkę z kieszeni. Spojrzał na
wyświetlacz, przejechał dłonią po czarnych włosach.
- Zaraz u pana
będę – powiedział i rozłączył się. Ciężko westchnął i znów skupił wzrok na
mnie. – Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Nie mamy czasu na błędy.
- Jasne. Dam
radę.
- Ekstra –
rzucił i ruszył w stronę drzwi. Po chwili już go nie było.
Wzruszyłam
ramionami i weszłam na pocztę. Maili znów było od groma. Postanowiłam zająć się
tym później, by najpierw przygotować plan imprezy. Przysunęłam pod nos zapisane
kartki i zaczęłam je przeglądać.
- Spierdalaj –
wysyczał Markus. Ja i Bastian podnieśliśmy głowy do góry. Mężczyzna siedział na
swoim biurku i rozmasowywał sobie kąciki oczu.
- Czy ty… -
zaczął Bastian, starając się powstrzymać śmiech.
- Nie. Ta hiena
zdążyła się rozłączyć.
- Ale by było,
gdyby to usłyszał. Już widzę te czołówki gazet: Markus Krause rzecznik prasowy
Borussii bardzo dosadnie odmawia współpracy z mediami – powiedziałam z
uśmiechem.
- Widać, że też
byłaś hieną – odparł Markus. – Nikt by tak szybko nie wymyślił czegoś tak
durnego.
- Też cię kocham
– skwitowałam, a Krause pokazał mi język. Zdążył zejść z biurka, kiedy ponownie
rozbrzmiał dźwięk jego telefonu.
- Jeśli znów
będą się dopytywać o Schmelzera albo o przeszczepione włosy Kloppa, to strzelę
sobie w łeb, jak mamę kocham – prychnął i podniósł słuchawkę.
- Zapowiada się
ciężki dzień – mruknęłam, grzebiąc w papierach, które dostałam od Paula.
- Jak tak dalej
pójdzie, to proponuję wieczorem małą terapię przy piwie – rzucił Bastian.
- Fajnie –
stwierdziłam, odrywając wzrok od małej czcionki. Markus pokazał kciuk do góry.
- To jesteśmy
wstępnie ustawieni – odparł Bastian i znów zaczął stukać w klawisze komputera.
Siedziałam w
naszym klubowym bufecie i zajadałam się makaronową zapiekanką z kurczakiem.
Jednocześnie też starałam się przyswoić trochę wiedzy, bo czas do sesji zbliżał
się nieubłaganie, a ja byłam daleko w tyle. Jeszcze wczoraj miałam ułożony plan
dnia, którego chciałam się trzymać. To właśnie w nim wieczorne godziny
przeznaczone były na naukę. Jednak ani razu mi nie wyszło. Wczoraj przeciągnęła
się kawa z Łukaszem, a dziś szykowało się wyjście na piwo. Dodatkowo będę
musiała wziąć trochę roboty do domu, bo w godzinach pracy nie uda mi się
wszystkiego ogarnąć. A zdjęcia do konkursu mogę segregować w moim przytulnym mieszkanku.
Wkuwałam właśnie
charakterystykę systemu medialnego Wielkiej Brytanii, kiedy poczułam, że ktoś
siada naprzeciwko mnie. Byłam pewna, że to nie żaden z „moich” ludzi, bo
doskonale wiedzieli, że podczas jedzenia będę się uczyć i obiecali mi nie
przeszkadzać. Rozproszona podniosłam głowę do góry. Zobaczyłam uśmiechniętą
twarz młodego piłkarza.
- Kogo ja widzę
– powiedział Mario. – A nie mówiłem, że jeszcze się spotkamy.
- Witam ponownie
– odpowiedziałam.
- Obmyślasz
strategię kolejnej akcji: podglądanie piłkarzy pod prysznicem?
- Próbuję
rozgryźć system wentylacyjny, abym mogła się nim przemieszczać.
- I jak ci
idzie?
- Kijowo. –
Mario zaśmiał się. Jego promienny uśmiech, który nie znikał z jego twarzy, był zaraźliwy,
więc nic dziwnego, że i ja się uśmiechnęłam.
- A tak serio
to, co robisz?
- Uczę się –
odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Uczysz się? – zapytał, unosząc brwi do góry. – Myślę, że są fajniejsze miejsca do nauki, niż
nasz bufet pełen rozpraszających boskich facetów.
- Pokaż mi
jednego boskiego w tym pomieszczeniu – rzuciłam złośliwie. Ponownie zaśmiał
się. – A tak naprawdę, to mam przerwę w czasie pracy i to jedyne dogodne
miejsce.
- Pracujesz tu?
- Dział
marketingu.
- Ekstra.
Otworzył puszkę z pepsi, a następnie przysunął bliżej siebie talerz z
makaronową zapiekanką z kurczaka. Jak widać, nie tylko ja skusiłam się na danie
dnia.
- A ty, co tu
robisz? Nudzisz się w domu?
- Niedługo mam
wizytę u fizjoterapeuty.
- Coś poważnego?
- Masaż rozluźniający.
Ostatnio łapią mnie skurcze. A potem mamy popołudniowy trening.
- Mam nadzieję,
że doprowadzą cię do normalnego stanu.
- Zobaczymy. –
Nachylił się w moją stronę. – Co tam zakuwasz kujonie?
Przyciągnął sobie moje
notatki pod nos. Po chwili spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie.
Były pisane po polsku i Mario mógł sobie, co najwyżej wymyślić ich treść.
- To są
zaszyfrowane tajne plany szatniowej akcji! Wiedziałem! A ty mi walisz ściemę, o
jakieś nauce.
- Puknij się –
prychnęłam pod nosem, wyrywając mu notatki z rąk.
- Dodatkowo
piszesz koszmarnie. Tak krzywo i…
- Bo ty pewnie
umiesz ładniej, panie perfekcyjny.
- Po jakiemu to?
– Wskazał brodą plik zapisanych przeze mnie kartek.
- Po polsku.
- Znasz polski?
- Jestem Polką.
- Serio? Nie
wiedziałem.
- Nie ty jeden –
mruknęłam pod nosem.
-To, czego się
uczysz?
- System
medialny Wielkiej Brytanii.
- Przepytałbym
cię, ale sama wiesz – powiedział, wskazując na kartki. – Jest pewien próg nie
do pokonania.
- Spoko.
Przeżyję…
- Ale – przerwał
mi Mario. – Skoro zaszczycam cię swoją obecnością, to możesz mi o tym
opowiedzieć. Bez patrzenia w kartki. Sprawdzisz, czy coś ci w głowie zostało.
- Chcesz tego
słuchać?
- A czemu nie?
Zainteresuj mnie kujonie- powiedział ze śmiechem, a ja miałam ochotę mu
przywalić, choć z drugiej strony musiałam przyznać, że rozmowa z nim wprawiła
mnie w dobry nastrój i nawet te systemy medialne wydawały się mniej straszne i
mniej nudne niż są w rzeczywistości.
Wypadłam z
budynku, jak burza. Chciałam, jak najszybciej znaleźć się w samochodzie i
wyjechać z parkingu. Obawiałam się tego, że Markusowi i Paulowi coś się
przypomni i cofną mnie do góry. A ja po tak koszmarnym dniu nie chciałam tam
wracać. Miałam ochotę po porostu rzucić się na łóżko i nie wstawać przez
najbliższy tydzień. Totalny chaos, jaki zapanował w naszym dziale, zelżał
dopiero godzinę temu. Wtedy dopiero byłam pewna, że jakoś nam się udało
zapanować nad tym wszystkim.
Ściskając pod
pachą dwie koperty, które obiecałam wysłać Paulowi i Markusowi, zatrzymałam się
i rozejrzałam po parkingu. W końcu namierzyłam swój samochód i ruszyłam w jego
stronę. Dopiero po chwili dostrzegłam, że z nad przeciwka zmierza w moją stronę
Łukasz w towarzystwie Kuby. Gdy tylko nasze oczy się spotkały, Piszczek uśmiechnął
się szeroko. Zatrzymaliśmy się.
- Cześć Lena.
- Cześć –
odpowiedziałam. – Na trening?
- Dokładnie.
- To jest ta
twoja Lena – odezwał się Kuba. – Jakub Błaszczykowski. – Wyciągnął w moją
stronę dłoń, a Piszczek zachichotał. – Czego?
- Jakub –
mruknął pod nosem Łukasz, naśladując ton kolegi i dalej śmiał się w najlepsze.
Kuba machnął na niego wolną ręką.
- Lena
Błaszczykowska – odpowiedziałam.
- O! – wyrwało
się Kubie. Puścił moją rękę. – Ale zbieg
okoliczności. Miło poznać.
- Ciebie
również.
- Już po pracy?
– zapytał Łukasz.
- Można tak
powiedzieć. Mam jeszcze trochę do nadrobienia w domu i muszę zaliczyć pocztę –
powiedziałam, wskazując na duże koperty, które miałam pod pachą.
- Jak ci się
pracuję w Borussii? – zwrócił się do mnie Kuba.
- Dobrze. Na
nudę nie mam, co narzekać – odpowiedziałam z uśmiechem. - Muszę już iść, bo jak
będziemy tak dłużej tu stać, to mnie zabiją.
- Nie
wiedziałem, że grożą ci tu śmiercią – rzucił Kuba.
- Jak nie zdążę
na pocztę, to Paul mnie zamorduje. Jak wy spóźnicie się na trening, a trener
dowie się, że to przeze mnie, to też mnie zamorduję, a wierzcie mi, ja jeszcze
nie chcę umierać. – Kiedy skończyłam, obaj zaczęli się śmiać.
- Nie będziemy
cię zatrzymywać – odparł Kuba. – Zresztą zaraz powinniśmy wyjść na boisko.
- Czekaj –
zaczął Łukasz, machając na Błaszczykowskiego. – Masz jakieś plany na wieczór?
- Ty do mnie
mówisz? – zapytał Kuba, odwracając się w naszą stronę.
- Gdzie do
ciebie – prychnął Łukasz. – Mówię do Leny.
- Teraz to czuję
się dotknięty i zraniony – mruknął Kuba, naciągając szalik na nos. Piszczek
pokręcił głową i wlepił we mnie swoje błękitne oczy.
- Może uda mi
się wyciągnąć cię gdzieś dzisiaj?
- Niestety
dzisiaj nie dam rady. Mamy wyjście pracownicze wieczorem.
- Spoko – rzucił
Łukasz. – W takim razie miłej zabawy.
- Miłego
treningu. I do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
- Cześć Lena.
- Cześć Kuba. –
Machnęłam Błaszczykowskiemu, uśmiechnęłam się raz jeszcze do Łukasza, a
następnie ruszyłam szybko w stronę samochodu.
***
Odprowadził ją
wzrokiem. Szła w stronę niebieskiego Peugeota. Po chwili wsiadła do środka.
Odwrócił się, poprawiając czarno żółtą torbę, którą miał na ramieniu. Podniósł
głowę, zdając sobie sprawę z tego, że Kuba wlepia w niego ciekawskie
spojrzenie.
- Co? – wydusił
z siebie, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Dostałeś kosza
– powiedział Kuba ze śmiechem.
- Wcale nie.
- Ależ tak.
- Wcale nie.
- Wcale tak.
- Wal się –
prychnął Łukasz i ruszył w stronę budynku, w którym mieściła się szatnia. Kuba
zrównał się z nim.
- Ucierpiała
twoja męska duma, co Piszczu?
- Zaraz ty
ucierpisz, jak nie przestaniesz mnie wkurzać. – Błaszczykowski zaśmiał się.
- Ale mogę się
założyć, że gdyby dzisiaj nie szła z tymi swoimi, to z pewnością zgodziłaby się
na twoją propozycję.
- Znawca kobiet
się znalazł.
- A żebyś
wiedział – odpowiedział dumnie Kuba. – Ma się nosa. – Łukasz przekręcił oczami,
postanawiając nie drążyć dalej tematu, bo Błaszczykowski wybuchnie od swojego
powiększonego ego, które ostatnio prezentuje.
***
Doszłam do
głównego placu w Dortmundzie. Z daleka zamajaczył mi szyld piwiarni Thier
Brauereiausschank. Pociągnęłam szalik prawie pod sam nos, starając się osłonić
twarz przed padającym śniegiem. Powoli ruszyłam w kierunku budynku, w którym
umówiłam się z chłopakami.
W końcu dotarłam pod same drzwi. Otrzepałam się ze
śniegu i weszłam do środka. Od razu uderzyło mnie ciepło. Był to środek
tygodnia i w barze nie było zbyt wielu ludzi. Wyłapałam wzrokiem moich
towarzyszy i z uśmiechem na ustach ruszyłam w ich stronę. Ściągając szalik,
podeszłam do stolika.
- Nareszcie –
rzucił Bastian. – Myślałem, że się rozmyśliłaś.
- Przecież
obiecałam, że będę – odparłam, ściągając kurtkę. Położyłam ją obok i wsunęłam
się na wolne miejsce obok Markusa.
- Mark! – zawołał Paul, odwracając się w stronę barmana. – Jeszcze jedno duże piwo!
- Się robi!
Po chwili Mark
zjawił się przy naszym stoliku. Postawił przede mną kufel z piwem, uśmiechając
się szeroko w moją stronę.
- Dzięki.
- Chcecie coś do
jedzenia? – zapytał mężczyzna.
- Pewnie.
- To co zawsze?
- Lena, skusisz
się na dużą pizzę czy będziesz nam tu wybrzydzać? – zapytał Paul ze śmiechem.
- Pizza, jak
najbardziej mi pasuję. Tylko niech będzie ogromna. Jestem mega głodna.
- W takim razie
pizza – odparł Paul, spoglądając na Marka. Ten pokiwał głową i wrócił do baru.
- Widzę, że
jesteście tu stałymi bywalcami – powiedziałam.
- To nasze
ulubione miejsce – odpowiedział Paul. – A Mark jest moim dobrym znajomym
jeszcze za czasów szkoły.
- Czy po moim
wyjściu wydarzyło się coś ważnego, o czym powinnam wiedzieć? – zapytałam,
biorąc do ręki duży kufel. Był strasznie ciężki, ale jakoś dałam radę wypić
kilka łyków zimnego piwa.
- Uspokoiło się
zupełnie. Nawet telefony przestały dzwonić- odezwał się Markus. – Mam nadzieję,
że był to jeden z ostatnich takich zwariowanych dni. Pewnie długo byśmy tak nie
pociągnęli.
- Ale daliśmy
radę – wtrącił Paul, unosząc swój kufel do góry. – I trzeba to opić.
- Za kolejny
przepracowany dzień w Borussii – rzucił Bastian.
- Za przetrwanie
tego cholernego dnia – dodał Markus.
- I za naszą
ekipę, która jest tak zajebista, że ze wszystkim sobie poradzi – odparłam ze
śmiechem.
- Dobrze gadasz
– powiedział Paul. Stuknęliśmy się kuflami, a następnie każdy zaczął sączyć
swoje piwo.
Zostałam przy
stoliku z Bastianem. Paul i Markus wisieli na barze pogrążeni w rozmowie z
Markiem. Mieli zamówić kolejną kolejkę piwa, a coś ich tak wciągnęło, że ja i
Bastian jechaliśmy już na oparach. Przeniosłam wzrok na mojego czarnowłosego
kompana.
- Oni tak
zawsze? – zapytałam, wskazując na pozostałą dwójkę.
- Ta. Zawsze
przychodzi taki moment, kiedy Paul i Mark zaczynają wspominać. A Markus
wsłuchuje się w to licząc na to, że usłyszy jakieś kompromitujące fakty z życia
Paula.
- Nieźle. Później
pewnie się kłócą, jak ten mu zacznie wypominać.
- Właśnie nie.
Są tak dobrani, że aż im nieraz zazdroszczę. Ja i Kat częściej przechodzimy
kryzysy niż ta para.
- Jak to para? – zapytałam, prawie dławiąc się ostatnim łykiem piwa.
- To nie
wiedziałaś?
- Czego nie
wiedziałam? – ciągnęłam, zdając sobie sprawę z tego, że pewnie z ciekawości mam
oczy, jak spodki.
- Paul i Markus
są razem.
- Że jak? Oni
są…
- To geje –
powiedział Bastian i zaczął się śmiać. – Ale masz minę.
- Bo byłam
pewna, że oboje są hetero. No, na pewno obstawiałam Paula – rzuciłam, zerkając
na dwójkę przy barze.
- A co mają
paradować po klubie z tabliczkami?
- No, nie… Ale
wiesz. Po nich w ogóle tego nie widać. Nigdy bym nawet nie pomyślała, że oni są
razem.
- Chyba nie masz
nic do homoseksualistów?
- Pewnie, że
nie. Nie przeszkadza mi to, ale…
- Ale? – zapytał, unosząc brwi do góry.
- Paul tą swoją
orientacją, to pewnie łamie nie jedno kobiece serduszko – odparłam, a Bastian
wybuchł śmiechem.
- Nie da się
ukryć, ale ma powodzenie u płci przeciwnej – wyszeptał, bo nasza parka powoli
ruszyła w naszą stronę.
Było po
dwunastej, jak cała nasza czwórka wytoczyła się z baru na mroźną noc. Choć mogę
się założyć, że tak jak ja, tej niskiej temperatury nie odczuwał żaden z nich.
Markus kiwał się na boki, Bastian podśpiewywał pod nosem Micheala Jacksona,
zmieniając niektóre angielskie słowa na niemieckie, a ja i Paul pogrążyliśmy
się w dyskusji na temat Facebooka i jego oddziaływaniu na potencjalnych
klientów.
- Jak nie masz
profilu to nie istniejesz. Tak mówi się u nas w Polsce – rzuciłam, machając w
jego stronę palcem.
- Bo to prawda.
Teraz wszystko przeszło do internetu – ciągnął Paul. – Wystarczy spojrzeć na
zainteresowanie fanpage’ami.
- Ale nie
zapominaj, że niektóre firmy kupują sobie like’ki.
- Facebook to
zło – odezwał się Markus.
- Sam masz tam
profil i ciągle na nim siedzisz – rzucił Paul.
- Ale to zło –
ciągnął swoje Markus. Paul machnął na niego ręką.
- Muszę się
napić – odezwał się Bastian, rozglądając się dookoła.
- Zwolnij. Jutro
masz być w pracy rześki i wesoły, a nie umierający – zwrócił się do niego Paul.
– Ma być cacy, jak w zegarku i… muszę się napić.
Wymieniłam
szybkie spojrzenie z Bastianem i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Facebook to
zło – rzucił po raz kolejny Markus.
- To już wiemy –
skwitował Paul. – Znajdźmy jakiś nocny. Mam ochotę na coś gazowanego.
- I pewnie z
procentami? – zapytał Bastian, unosząc brwi do góry.
- Miałem na
myśli colę czy coś w tym stylu – odpowiedział Paul.
- Facebook to
zło.
- Jezu – jęknął
Paul, przekręcając oczami. – Ruszmy tyłki.
Zamiast sklepu
całodobowego, znaleźliśmy się w kolejnym pubie. Wypiliśmy tam dwie kolejki, po
których poczułam, że mam już naprawdę dość. Markus w ogóle odpłynął i ciągle
powtarzał, że Facebook to zło. Bastian i Paul trzymali się najlepiej z nas, ale
i po nich było widać, że procenty uderzyły im do głów.
W końcu opuszczając
lokal, zgodnie postanowiliśmy rozejść się do domów. Paul i Markus wtoczyli się
do taksówki, która miała ich zawieść na drugi koniec miasta. Ja i Bastian
postanowiliśmy iść piechotą. Jako, że mieszkamy prawie obok siebie, Bastian
postanowił, że dla bezpieczeństwa odstawi mnie pod same drzwi. W drodze znów
poruszyliśmy temat Markusa i Paula. W końcu po dwudziestu minutach stałam pod
swoim blokiem. Pożegnałam się z Bastianem i ruszyłam w stronę klatki.
Wtoczyłam
się po schodach na górę, a następnie wparowałam do swojego mieszkania. Wzięłam
szybki prysznic – choć nie byłam pewna ile tak naprawdę spędziłam czasu w
łazience – a potem nastawiłam budzik i rzuciłam się na łóżko, pogrążając się
jednocześnie w głębokim śnie.
***
Kolejna część opowiadania za nami. Mam nadzieję, że ta część przypadła wam do gustu. Muszę przyznać, że naprawdę dobrze pisze mi się tą historię - myślałam, że będzie ciężko :)
I na koniec Kuba, który też chciał wyjść z pozostałymi na piwo, ale go nie zabrali. Postanowił więc sam się napić - po meczu :D
Pozdrawiam!
Są geje jest impreza! Sama mam takich dwóch znajomych za których dałabym sobie uciąć rękę że są hetero a oni okazali się homo.
OdpowiedzUsuńTrochę Lenie współczuje bo ma masę nauki i jeszcze w robocie tyle się dzieje. Łukaszowi Lenka wpadła w oko a Kuba ma używanie. Zawsze wiedziałam, że tych dwoje łączy sportowy bromans :D
Czekam na następny odcinek z zapartym tchem.
Oj Kubulku nie tankuj tyle :D
Heh nie ma jak to rozerwać się po pracy. Oj łączy i nie da się ukryć :) I właśnie ich relację chcę kierować w tą stronę. Mam nadzieję, że kolejny odcinek uda mi się wrzucić szybciej niż ten :)
UsuńJa też mam taką nadzieję, bo nie czytałam jeszcze opka o Borussi które tak by mnie wciągnęło. Reszta kręci się wokół Roberta i jego zniewalającego uroku osobistego a także nieszczęśliwych love story. Bleh!
OdpowiedzUsuńI przepraszam za SPAM ale na Ensueno pojawiła się trójeczka :D
Dzięki za miłe słowa :) Zaraz nadrobię u ciebie rozdział.
UsuńChyba fajnie Ci się pisze tą historie, bo rozdziały są mega długie ;D
OdpowiedzUsuńNo są zarobieniu po łokcie, coś czuje, że czeka ją duuuużo roboty.
Niezła z nich ekipa, w sumie to zazdroszczę jej :) Mario też jest śmieszny, ale wydaje mi się, że Łukasz będzie zazdrosny, o!
Hahaha „ty do mnie mówisz?” luubie o nich czytać, bo są tacy... naturalnie śmieszni ;P
Noo ja też jestem w szoku, bo myślałam, że Paul zarywał do Leny ;P
Aa Bastiana luuubie (bo jak mówiłam, ten aktor kojarzy mi się z Deanem :D ). Coś się nie wysiliłam dzisiaj w komentarzu ;p Tak czy siak, ja liczę, że Lena i Łukasz szybko się umówią!
Muszę przyznać, że nawet bardzo. Ale SPN też mi wychodzą długie, tylko tam jakoś łatwiej jest podzielić cały rozdział na dwa-trzy krótsze. Heh czy będzie zazdrosny? Się zobaczy, w które łapska wepchnę biedną Lenę :D
UsuńMuszę przyznać, że Kuba i Piszczek w moim opowiadaniu, jakby zaczynają żyć własnym życiem hehe :D
Zdaje się, że nie ty jedna myślałaś o Paulu i Lenie.
Dzięki za pozytywny komentarz :)
No pewnie dlatego, że tam jak jest akcja to można to podzielić, a tutaj za bardzo nie ma jak.
UsuńJa tam lubię Twojego Łukasza! Jest uroczy :D haha
Podoba mi się jej rozmowa z Mario, jest mega śmieszny i słodki na swój sposób - ale i tak wolę Błaszcza i Piszczka :D Oni są najlepsi.
OdpowiedzUsuńPięknie, nie podejrzewałam, że Paul i Markus są parą - nawet przez chwilę mi to przez myśl nie przeszło, a tu taki bom :D
Jak widać Lena nie ma nic przeciwko pici z facetami i nawet ma dość silną głowę. Markus z tym facebookiem też wyjeżdżał. Już myślałam, że Paul go zaraz strzeli. Pewnie wszyscy będą mieć kaca na drugi dzień - ale było warto, sama bym się do nich przyłączyła :)
Pozdrawiam M.
Rety M. myślałam, że już do mnie nigdy nie dotrzesz lub że znów zamieniłaś się w anonimowego czytelnika :D
UsuńHehe widzę, że ty trafiasz do teamu Błaszczu-Piszczu :) I wcale mnie to nie dziwi.
Kac to jest nieodłączny element takich wypadów, ale oni dadzą sobie jakoś radę - muszą - nie mają wyjścia.
Wpadaj częściej M. :D