piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 4

Bo z pracownikami też można się dobrze bawić.

19 stycznia 2011 roku

       Przychodząc dziś do pracy byłam pewna, że spędzę kolejne długie godziny na dłubaniu w mailach, które kibice przysłali do nas w związku z konkursem. Jednak, jak tylko minęłam próg naszego pokoju, zobaczyłam, jak bardzo się myliłam. Markus biegał od telefonu do telefonu, odpowiadając na coraz głupsze pytania ze strony prasy. Bastian starał się wykonywać kilka rzeczy na raz, a Paul pojawiał się i znikał, kursując między innymi pracownikami, a naszym pokojem. 
       Cały ten chaos związany był z organizowanym przez BVB corocznym balem charytatywnym, który odbędzie się pod koniec lutego. Dodatkowo Marcel Schmelzer, piłkarz pierwszego składu nieco narozrabiał i media strzeliły mu kilka fotek, jak bawi się z jakąś kobietą w nocnym klubie, a potem rzuca się w stronę ochroniarza. Media narobiły szumu, więc nie zdziwię się, jak powstanie sensacja na całe Niemcy, choć tak naprawdę do niczego nie doszło. Okazało się bowiem, że obaj panowie znają się i tylko się wygłupiali. Oprócz tego wydzwaniali do nas w sprawie meczy w niemieckiej lidze, które BVB wygrywa. Chciano przede wszystkim pozyskać na wyłączność jakiś wywiad – najlepiej z zawodnikiem ze składu wyjściowego lub z samym trenerem. Nie muszę mówić, że cieszyłam się z tego, że miałam na późniejszą godzinę i nie musiałam tkwić w tym bałaganie od rana.
       Usiadłam przy biurku. Zdążyłam wcisnąć guzik uruchamiający komputer, kiedy Paul rzucił mi na biurko stertę papierów. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego, pytającym wzrokiem.
- Trzeba przyszykować plan imprezy, a także małą konferencje dla mediów. Tu masz potrzebne materiały. To, co jeszcze nie zostało zaakceptowane jest podkreślone żółtym kolorem.
        Zadzwoniła jego komórka. Paul przeklął pod nosem i wygrzebał komórkę z kieszeni. Spojrzał na wyświetlacz, przejechał dłonią po czarnych włosach.
- Zaraz u pana będę – powiedział i rozłączył się. Ciężko westchnął i znów skupił wzrok na mnie. – Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Nie mamy czasu na błędy.
- Jasne. Dam radę.
- Ekstra – rzucił i ruszył w stronę drzwi. Po chwili już go nie było.
        Wzruszyłam ramionami i weszłam na pocztę. Maili znów było od groma. Postanowiłam zająć się tym później, by najpierw przygotować plan imprezy. Przysunęłam pod nos zapisane kartki i zaczęłam je przeglądać.
- Spierdalaj – wysyczał Markus. Ja i Bastian podnieśliśmy głowy do góry. Mężczyzna siedział na swoim biurku i rozmasowywał sobie kąciki oczu.
- Czy ty… - zaczął Bastian, starając się powstrzymać śmiech.
- Nie. Ta hiena zdążyła się rozłączyć.
- Ale by było, gdyby to usłyszał. Już widzę te czołówki gazet: Markus Krause rzecznik prasowy Borussii bardzo dosadnie odmawia współpracy z mediami – powiedziałam z uśmiechem.
- Widać, że też byłaś hieną – odparł Markus. – Nikt by tak szybko nie wymyślił czegoś tak durnego.
- Też cię kocham – skwitowałam, a Krause pokazał mi język. Zdążył zejść z biurka, kiedy ponownie rozbrzmiał dźwięk jego telefonu.
- Jeśli znów będą się dopytywać o Schmelzera albo o przeszczepione włosy Kloppa, to strzelę sobie w łeb, jak mamę kocham – prychnął i podniósł słuchawkę.
- Zapowiada się ciężki dzień – mruknęłam, grzebiąc w papierach, które dostałam od Paula.
- Jak tak dalej pójdzie, to proponuję wieczorem małą terapię przy piwie – rzucił Bastian.
- Fajnie – stwierdziłam, odrywając wzrok od małej czcionki. Markus pokazał kciuk do góry.
- To jesteśmy wstępnie ustawieni – odparł Bastian i znów zaczął stukać w klawisze komputera.

        Siedziałam w naszym klubowym bufecie i zajadałam się makaronową zapiekanką z kurczakiem. Jednocześnie też starałam się przyswoić trochę wiedzy, bo czas do sesji zbliżał się nieubłaganie, a ja byłam daleko w tyle. Jeszcze wczoraj miałam ułożony plan dnia, którego chciałam się trzymać. To właśnie w nim wieczorne godziny przeznaczone były na naukę. Jednak ani razu mi nie wyszło. Wczoraj przeciągnęła się kawa z Łukaszem, a dziś szykowało się wyjście na piwo. Dodatkowo będę musiała wziąć trochę roboty do domu, bo w godzinach pracy nie uda mi się wszystkiego ogarnąć. A zdjęcia do konkursu mogę segregować w moim przytulnym mieszkanku.
       Wkuwałam właśnie charakterystykę systemu medialnego Wielkiej Brytanii, kiedy poczułam, że ktoś siada naprzeciwko mnie. Byłam pewna, że to nie żaden z „moich” ludzi, bo doskonale wiedzieli, że podczas jedzenia będę się uczyć i obiecali mi nie przeszkadzać. Rozproszona podniosłam głowę do góry. Zobaczyłam uśmiechniętą twarz młodego piłkarza.
- Kogo ja widzę – powiedział Mario. – A nie mówiłem, że jeszcze się spotkamy.
- Witam ponownie – odpowiedziałam.
- Obmyślasz strategię kolejnej akcji: podglądanie piłkarzy pod prysznicem?
- Próbuję rozgryźć system wentylacyjny, abym mogła się nim przemieszczać.
- I jak ci idzie?
- Kijowo. – Mario zaśmiał się. Jego promienny uśmiech, który nie znikał z jego twarzy, był zaraźliwy, więc nic dziwnego, że i ja się uśmiechnęłam.
- A tak serio to, co robisz?
- Uczę się – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Uczysz się? – zapytał, unosząc brwi do góry. – Myślę, że są fajniejsze miejsca do nauki, niż nasz bufet pełen rozpraszających boskich facetów.
- Pokaż mi jednego boskiego w tym pomieszczeniu – rzuciłam złośliwie. Ponownie zaśmiał się. – A tak naprawdę, to mam przerwę w czasie pracy i to jedyne dogodne miejsce.
- Pracujesz tu?
- Dział marketingu.
- Ekstra. 
       Otworzył puszkę z pepsi, a następnie przysunął bliżej siebie talerz z makaronową zapiekanką z kurczaka. Jak widać, nie tylko ja skusiłam się na danie dnia.
- A ty, co tu robisz? Nudzisz się w domu?
- Niedługo mam wizytę u fizjoterapeuty.
- Coś poważnego?
- Masaż rozluźniający. Ostatnio łapią mnie skurcze. A potem mamy popołudniowy trening.
- Mam nadzieję, że doprowadzą cię do normalnego stanu.
- Zobaczymy. – Nachylił się w moją stronę. – Co tam zakuwasz kujonie? 
        Przyciągnął sobie moje notatki pod nos. Po chwili spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie. Były pisane po polsku i Mario mógł sobie, co najwyżej wymyślić ich treść.
- To są zaszyfrowane tajne plany szatniowej akcji! Wiedziałem! A ty mi walisz ściemę, o jakieś nauce.
- Puknij się – prychnęłam pod nosem, wyrywając mu notatki z rąk.
- Dodatkowo piszesz koszmarnie. Tak krzywo i…
- Bo ty pewnie umiesz ładniej, panie perfekcyjny.
- Po jakiemu to? – Wskazał brodą plik zapisanych przeze mnie kartek.
- Po polsku.
- Znasz polski?
- Jestem Polką.
- Serio? Nie wiedziałem.
- Nie ty jeden – mruknęłam pod nosem. 
-To, czego się uczysz?
- System medialny Wielkiej Brytanii.
- Przepytałbym cię, ale sama wiesz – powiedział, wskazując na kartki. – Jest pewien próg nie do pokonania.
- Spoko. Przeżyję…
- Ale – przerwał mi Mario. – Skoro zaszczycam cię swoją obecnością, to możesz mi o tym opowiedzieć. Bez patrzenia w kartki. Sprawdzisz, czy coś ci w głowie zostało.
- Chcesz tego słuchać?
- A czemu nie? Zainteresuj mnie kujonie- powiedział ze śmiechem, a ja miałam ochotę mu przywalić, choć z drugiej strony musiałam przyznać, że rozmowa z nim wprawiła mnie w dobry nastrój i nawet te systemy medialne wydawały się mniej straszne i mniej nudne niż są w rzeczywistości.

        Wypadłam z budynku, jak burza. Chciałam, jak najszybciej znaleźć się w samochodzie i wyjechać z parkingu. Obawiałam się tego, że Markusowi i Paulowi coś się przypomni i cofną mnie do góry. A ja po tak koszmarnym dniu nie chciałam tam wracać. Miałam ochotę po porostu rzucić się na łóżko i nie wstawać przez najbliższy tydzień. Totalny chaos, jaki zapanował w naszym dziale, zelżał dopiero godzinę temu. Wtedy dopiero byłam pewna, że jakoś nam się udało zapanować nad tym wszystkim.
        Ściskając pod pachą dwie koperty, które obiecałam wysłać Paulowi i Markusowi, zatrzymałam się i rozejrzałam po parkingu. W końcu namierzyłam swój samochód i ruszyłam w jego stronę. Dopiero po chwili dostrzegłam, że z nad przeciwka zmierza w moją stronę Łukasz w towarzystwie Kuby. Gdy tylko nasze oczy się spotkały, Piszczek uśmiechnął się szeroko. Zatrzymaliśmy się.
- Cześć Lena.
- Cześć – odpowiedziałam. – Na trening?
- Dokładnie.
- To jest ta twoja Lena – odezwał się Kuba. – Jakub Błaszczykowski. – Wyciągnął w moją stronę dłoń, a Piszczek zachichotał. – Czego?
- Jakub – mruknął pod nosem Łukasz, naśladując ton kolegi i dalej śmiał się w najlepsze. Kuba machnął na niego wolną ręką.
- Lena Błaszczykowska – odpowiedziałam.
- O! – wyrwało się Kubie. Puścił moją rękę.  – Ale zbieg okoliczności. Miło poznać.
- Ciebie również.
- Już po pracy? – zapytał Łukasz.
- Można tak powiedzieć. Mam jeszcze trochę do nadrobienia w domu i muszę zaliczyć pocztę – powiedziałam, wskazując na duże koperty, które miałam pod pachą.
- Jak ci się pracuję w Borussii? – zwrócił się do mnie Kuba.
- Dobrze. Na nudę nie mam, co narzekać – odpowiedziałam z uśmiechem. - Muszę już iść, bo jak będziemy tak dłużej tu stać, to mnie zabiją.
- Nie wiedziałem, że grożą ci tu śmiercią – rzucił Kuba.
- Jak nie zdążę na pocztę, to Paul mnie zamorduje. Jak wy spóźnicie się na trening, a trener dowie się, że to przeze mnie, to też mnie zamorduję, a wierzcie mi, ja jeszcze nie chcę umierać. – Kiedy skończyłam, obaj zaczęli się śmiać.
- Nie będziemy cię zatrzymywać – odparł Kuba. – Zresztą zaraz powinniśmy wyjść na boisko.
- Czekaj – zaczął Łukasz, machając na Błaszczykowskiego. – Masz jakieś plany na wieczór?
- Ty do mnie mówisz? – zapytał Kuba, odwracając się w naszą stronę.
- Gdzie do ciebie – prychnął Łukasz. – Mówię do Leny.
- Teraz to czuję się dotknięty i zraniony – mruknął Kuba, naciągając szalik na nos. Piszczek pokręcił głową i wlepił we mnie swoje błękitne oczy.
- Może uda mi się wyciągnąć cię gdzieś dzisiaj?
- Niestety dzisiaj nie dam rady. Mamy wyjście pracownicze wieczorem.
- Spoko – rzucił Łukasz. – W takim razie miłej zabawy.
- Miłego treningu. I do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
- Cześć Lena.
- Cześć Kuba. – Machnęłam Błaszczykowskiemu, uśmiechnęłam się raz jeszcze do Łukasza, a następnie ruszyłam szybko w stronę samochodu.

***
       Odprowadził ją wzrokiem. Szła w stronę niebieskiego Peugeota. Po chwili wsiadła do środka. Odwrócił się, poprawiając czarno żółtą torbę, którą miał na ramieniu. Podniósł głowę, zdając sobie sprawę z tego, że Kuba wlepia w niego ciekawskie spojrzenie.
- Co? – wydusił z siebie, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Dostałeś kosza – powiedział Kuba ze śmiechem.
- Wcale nie.
- Ależ tak.
- Wcale nie.
- Wcale tak.
- Wal się – prychnął Łukasz i ruszył w stronę budynku, w którym mieściła się szatnia. Kuba zrównał się z nim.
- Ucierpiała twoja męska duma, co Piszczu?
- Zaraz ty ucierpisz, jak nie przestaniesz mnie wkurzać. – Błaszczykowski zaśmiał się.
- Ale mogę się założyć, że gdyby dzisiaj nie szła z tymi swoimi, to z pewnością zgodziłaby się na twoją propozycję.
- Znawca kobiet się znalazł.
- A żebyś wiedział – odpowiedział dumnie Kuba. – Ma się nosa. – Łukasz przekręcił oczami, postanawiając nie drążyć dalej tematu, bo Błaszczykowski wybuchnie od swojego powiększonego ego, które ostatnio prezentuje.

***
       Doszłam do głównego placu w Dortmundzie. Z daleka zamajaczył mi szyld piwiarni Thier Brauereiausschank. Pociągnęłam szalik prawie pod sam nos, starając się osłonić twarz przed padającym śniegiem. Powoli ruszyłam w kierunku budynku, w którym umówiłam się z chłopakami.
       W końcu dotarłam pod same drzwi. Otrzepałam się ze śniegu i weszłam do środka. Od razu uderzyło mnie ciepło. Był to środek tygodnia i w barze nie było zbyt wielu ludzi. Wyłapałam wzrokiem moich towarzyszy i z uśmiechem na ustach ruszyłam w ich stronę. Ściągając szalik, podeszłam do stolika.
- Nareszcie – rzucił Bastian. – Myślałem, że się rozmyśliłaś.
- Przecież obiecałam, że będę – odparłam, ściągając kurtkę. Położyłam ją obok i wsunęłam się na wolne miejsce obok Markusa.
- Mark! – zawołał Paul, odwracając się w stronę barmana. – Jeszcze jedno duże piwo!
- Się robi!
        Po chwili Mark zjawił się przy naszym stoliku. Postawił przede mną kufel z piwem, uśmiechając się szeroko w moją stronę.
- Dzięki.
- Chcecie coś do jedzenia? – zapytał mężczyzna.
- Pewnie.
- To co zawsze?
- Lena, skusisz się na dużą pizzę czy będziesz nam tu wybrzydzać? – zapytał Paul ze śmiechem.
- Pizza, jak najbardziej mi pasuję. Tylko niech będzie ogromna. Jestem mega głodna.
- W takim razie pizza – odparł Paul, spoglądając na Marka. Ten pokiwał głową i wrócił do baru.
- Widzę, że jesteście tu stałymi bywalcami – powiedziałam.
- To nasze ulubione miejsce – odpowiedział Paul. – A Mark jest moim dobrym znajomym jeszcze za czasów szkoły.
- Czy po moim wyjściu wydarzyło się coś ważnego, o czym powinnam wiedzieć? – zapytałam, biorąc do ręki duży kufel. Był strasznie ciężki, ale jakoś dałam radę wypić kilka łyków zimnego piwa.
- Uspokoiło się zupełnie. Nawet telefony przestały dzwonić- odezwał się Markus. – Mam nadzieję, że był to jeden z ostatnich takich zwariowanych dni. Pewnie długo byśmy tak nie pociągnęli.
- Ale daliśmy radę – wtrącił Paul, unosząc swój kufel do góry. – I trzeba to opić.
- Za kolejny przepracowany dzień w Borussii – rzucił Bastian.
- Za przetrwanie tego cholernego dnia – dodał Markus.
- I za naszą ekipę, która jest tak zajebista, że ze wszystkim sobie poradzi – odparłam ze śmiechem.
- Dobrze gadasz – powiedział Paul. Stuknęliśmy się kuflami, a następnie każdy zaczął sączyć swoje piwo.

       Zostałam przy stoliku z Bastianem. Paul i Markus wisieli na barze pogrążeni w rozmowie z Markiem. Mieli zamówić kolejną kolejkę piwa, a coś ich tak wciągnęło, że ja i Bastian jechaliśmy już na oparach. Przeniosłam wzrok na mojego czarnowłosego kompana.
- Oni tak zawsze? – zapytałam, wskazując na pozostałą dwójkę.
- Ta. Zawsze przychodzi taki moment, kiedy Paul i Mark zaczynają wspominać. A Markus wsłuchuje się w to licząc na to, że usłyszy jakieś kompromitujące fakty z życia Paula.
- Nieźle. Później pewnie się kłócą, jak ten mu zacznie wypominać.
- Właśnie nie. Są tak dobrani, że aż im nieraz zazdroszczę. Ja i Kat częściej przechodzimy kryzysy niż ta para.
- Jak to para? – zapytałam, prawie dławiąc się ostatnim łykiem piwa.
- To nie wiedziałaś?
- Czego nie wiedziałam? – ciągnęłam, zdając sobie sprawę z tego, że pewnie z ciekawości mam oczy, jak spodki.
- Paul i Markus są razem.
- Że jak? Oni są…
- To geje – powiedział Bastian i zaczął się śmiać. – Ale masz minę.
- Bo byłam pewna, że oboje są hetero. No, na pewno obstawiałam Paula – rzuciłam, zerkając na dwójkę przy barze.
- A co mają paradować po klubie z tabliczkami?
- No, nie… Ale wiesz. Po nich w ogóle tego nie widać. Nigdy bym nawet nie pomyślała, że oni są razem.
- Chyba nie masz nic do homoseksualistów?
- Pewnie, że nie. Nie przeszkadza mi to, ale…
- Ale? – zapytał, unosząc brwi do góry.
- Paul tą swoją orientacją, to pewnie łamie nie jedno kobiece serduszko – odparłam, a Bastian wybuchł śmiechem.
- Nie da się ukryć, ale ma powodzenie u płci przeciwnej – wyszeptał, bo nasza parka powoli ruszyła w naszą stronę.

        Było po dwunastej, jak cała nasza czwórka wytoczyła się z baru na mroźną noc. Choć mogę się założyć, że tak jak ja, tej niskiej temperatury nie odczuwał żaden z nich. Markus kiwał się na boki, Bastian podśpiewywał pod nosem Micheala Jacksona, zmieniając niektóre angielskie słowa na niemieckie, a ja i Paul pogrążyliśmy się w dyskusji na temat Facebooka i jego oddziaływaniu na potencjalnych klientów.
- Jak nie masz profilu to nie istniejesz. Tak mówi się u nas w Polsce – rzuciłam, machając w jego stronę palcem.
- Bo to prawda. Teraz wszystko przeszło do internetu – ciągnął Paul. – Wystarczy spojrzeć na zainteresowanie fanpage’ami.
- Ale nie zapominaj, że niektóre firmy kupują sobie like’ki.
- Facebook to zło – odezwał się Markus.
- Sam masz tam profil i ciągle na nim siedzisz – rzucił Paul.
- Ale to zło – ciągnął swoje Markus. Paul machnął na niego ręką.
- Muszę się napić – odezwał się Bastian, rozglądając się dookoła.
- Zwolnij. Jutro masz być w pracy rześki i wesoły, a nie umierający – zwrócił się do niego Paul. – Ma być cacy, jak w zegarku i… muszę się napić.
        Wymieniłam szybkie spojrzenie z Bastianem i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Facebook to zło – rzucił po raz kolejny Markus.
- To już wiemy – skwitował Paul. – Znajdźmy jakiś nocny. Mam ochotę na coś gazowanego.
- I pewnie z procentami? – zapytał Bastian, unosząc brwi do góry.
- Miałem na myśli colę czy coś w tym stylu – odpowiedział Paul.
- Facebook to zło.
- Jezu – jęknął Paul, przekręcając oczami. – Ruszmy tyłki.

        Zamiast sklepu całodobowego, znaleźliśmy się w kolejnym pubie. Wypiliśmy tam dwie kolejki, po których poczułam, że mam już naprawdę dość. Markus w ogóle odpłynął i ciągle powtarzał, że Facebook to zło. Bastian i Paul trzymali się najlepiej z nas, ale i po nich było widać, że procenty uderzyły im do głów. 
        W końcu opuszczając lokal, zgodnie postanowiliśmy rozejść się do domów. Paul i Markus wtoczyli się do taksówki, która miała ich zawieść na drugi koniec miasta. Ja i Bastian postanowiliśmy iść piechotą. Jako, że mieszkamy prawie obok siebie, Bastian postanowił, że dla bezpieczeństwa odstawi mnie pod same drzwi. W drodze znów poruszyliśmy temat Markusa i Paula. W końcu po dwudziestu minutach stałam pod swoim blokiem. Pożegnałam się z Bastianem i ruszyłam w stronę klatki. 
         Wtoczyłam się po schodach na górę, a następnie wparowałam do swojego mieszkania. Wzięłam szybki prysznic – choć nie byłam pewna ile tak naprawdę spędziłam czasu w łazience – a potem nastawiłam budzik i rzuciłam się na łóżko, pogrążając się jednocześnie w głębokim śnie. 

***
Kolejna część opowiadania za nami. Mam nadzieję, że ta część przypadła wam do gustu. Muszę przyznać, że naprawdę dobrze pisze mi się tą historię - myślałam, że będzie ciężko :)














I na koniec Kuba, który też chciał wyjść z pozostałymi na piwo, ale go nie zabrali. Postanowił więc sam się napić - po meczu :D 
Pozdrawiam!

9 komentarzy:

  1. Są geje jest impreza! Sama mam takich dwóch znajomych za których dałabym sobie uciąć rękę że są hetero a oni okazali się homo.
    Trochę Lenie współczuje bo ma masę nauki i jeszcze w robocie tyle się dzieje. Łukaszowi Lenka wpadła w oko a Kuba ma używanie. Zawsze wiedziałam, że tych dwoje łączy sportowy bromans :D
    Czekam na następny odcinek z zapartym tchem.
    Oj Kubulku nie tankuj tyle :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh nie ma jak to rozerwać się po pracy. Oj łączy i nie da się ukryć :) I właśnie ich relację chcę kierować w tą stronę. Mam nadzieję, że kolejny odcinek uda mi się wrzucić szybciej niż ten :)

      Usuń
  2. Ja też mam taką nadzieję, bo nie czytałam jeszcze opka o Borussi które tak by mnie wciągnęło. Reszta kręci się wokół Roberta i jego zniewalającego uroku osobistego a także nieszczęśliwych love story. Bleh!
    I przepraszam za SPAM ale na Ensueno pojawiła się trójeczka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa :) Zaraz nadrobię u ciebie rozdział.

      Usuń
  3. Chyba fajnie Ci się pisze tą historie, bo rozdziały są mega długie ;D
    No są zarobieniu po łokcie, coś czuje, że czeka ją duuuużo roboty.
    Niezła z nich ekipa, w sumie to zazdroszczę jej :) Mario też jest śmieszny, ale wydaje mi się, że Łukasz będzie zazdrosny, o!
    Hahaha „ty do mnie mówisz?” luubie o nich czytać, bo są tacy... naturalnie śmieszni ;P
    Noo ja też jestem w szoku, bo myślałam, że Paul zarywał do Leny ;P
    Aa Bastiana luuubie (bo jak mówiłam, ten aktor kojarzy mi się z Deanem :D ). Coś się nie wysiliłam dzisiaj w komentarzu ;p Tak czy siak, ja liczę, że Lena i Łukasz szybko się umówią!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że nawet bardzo. Ale SPN też mi wychodzą długie, tylko tam jakoś łatwiej jest podzielić cały rozdział na dwa-trzy krótsze. Heh czy będzie zazdrosny? Się zobaczy, w które łapska wepchnę biedną Lenę :D
      Muszę przyznać, że Kuba i Piszczek w moim opowiadaniu, jakby zaczynają żyć własnym życiem hehe :D
      Zdaje się, że nie ty jedna myślałaś o Paulu i Lenie.
      Dzięki za pozytywny komentarz :)

      Usuń
    2. No pewnie dlatego, że tam jak jest akcja to można to podzielić, a tutaj za bardzo nie ma jak.
      Ja tam lubię Twojego Łukasza! Jest uroczy :D haha

      Usuń
  4. Podoba mi się jej rozmowa z Mario, jest mega śmieszny i słodki na swój sposób - ale i tak wolę Błaszcza i Piszczka :D Oni są najlepsi.
    Pięknie, nie podejrzewałam, że Paul i Markus są parą - nawet przez chwilę mi to przez myśl nie przeszło, a tu taki bom :D
    Jak widać Lena nie ma nic przeciwko pici z facetami i nawet ma dość silną głowę. Markus z tym facebookiem też wyjeżdżał. Już myślałam, że Paul go zaraz strzeli. Pewnie wszyscy będą mieć kaca na drugi dzień - ale było warto, sama bym się do nich przyłączyła :)
    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rety M. myślałam, że już do mnie nigdy nie dotrzesz lub że znów zamieniłaś się w anonimowego czytelnika :D
      Hehe widzę, że ty trafiasz do teamu Błaszczu-Piszczu :) I wcale mnie to nie dziwi.
      Kac to jest nieodłączny element takich wypadów, ale oni dadzą sobie jakoś radę - muszą - nie mają wyjścia.
      Wpadaj częściej M. :D

      Usuń