Po zielonej trawie piłka goni,
Albo my wygramy,
Albo oni.
Albo będzie dobrze,
Albo będzie źle,
Piłka jest okrągła,
A bramki są dwie.
Albo my wygramy,
Albo oni.
Albo będzie dobrze,
Albo będzie źle,
Piłka jest okrągła,
A bramki są dwie.
No To Co- My, kibice (Po zielonej trawie piłka goni)
22 stycznia 2011
roku
Siedziałam przy
biurku i przeglądałam zaakceptowane przez Paula plany dotyczące konferencji i
imprezy charytatywnej. Od poniedziałku trzeba będzie wszystko powoli załatwiać,
aby być gotowym, kiedy wybije godzina zero. Zanotowałam na karteczce
samoprzylepnej informację dla siebie żebym nie zapomniała o teczkach do
folderów dla mediów, gdy nagle coś pacnęło mnie w tył głowy, a następnie
wylądowało między moimi rękami.
- Którego to
powaliło? – warknęłam, gwałtownie odwracając się i mierząc po kolei każdego. Zobaczyłam
chichoczącego Paula, zdziwionego Markusa i czerwonego Bastiana, który prawie
dławił się ze śmiechu. Zmrużyłam na niego oczy.
- Co to ma być?
– zapytałam, wskazując czarną reklamówkę. Bastian wstał i podszedł do mnie. Schylił
się, zarzucił mi rękę na ramiona i poklepał po głowie.
- Jestem z
ciebie taki dumny – odezwał się z uśmiechem. – Twój pierwszy mecz w barwach
Borussii. Przyniosłem ci to – wskazał na siatkę – abyś nie zapomniała, komu
masz kibicować.
- Ty myślisz, że
mam coś z głową? – Wzruszył ramionami, a ja sprzedałam mu sójkę w bok. –
Przecież wiem.
Uwolniłam się
spod jego długiego ramienia i sięgnęłam po czarny pakunek. Powoli otworzyłam
siatkę i wyciągnęłam z niej żółto czarny szalik z logiem Borussii. Uśmiechnęłam
się i zarzuciłam go na ramiona.
- Dzięki za
kolejny prezent.
- Zwędziłem z
naszego magazynu – odparł Bastian.
- Już to widzę.
Angus tak cię lubi, że da ci wszystko, co tam ma – powiedział Paul, bujając się
na swoim fotelu. Bastian przewrócił oczami i znów spojrzał na mnie.
- Noś go dumnie
– powiedział, klepiąc mnie po plecach. Następnie podszedł do swojego biurka i
usiadł na krześle. – Jestem dumy. Nasza mała dziewczynka zaliczy dziś swój
pierwszy mecz. Może w końcu pokocha ten klub i rzuci tą angielską piłkę.
Pokręciłam głową,
ściągnęłam szalik i położyłam go na biurku, tuż obok monitora. Wróciłam do
pracy. Jednak nie minęło dziesięć minut, jak znów musiałam ją przerwać. Nasz
pokój, bowiem wypełnił się dźwiękiem znanego mi dzwonka. Sięgnęłam po telefon,
spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam.
- Tak?
- Hej Lena –
usłyszałam po drugiej stronie głos Łukasza, który spowodował, że na mojej
twarzy pojawił się uśmiech.
- Cześć –
powiedziałam, opierając stopę o wysuniętą szufladę.
- Mam nadzieję,
że nie przeszkadzam. Wiem, że jesteś w pracy.
- Nie
przeszkadzasz. Mamy luz.
-Chciałem się
dowiedzieć... – Coś przeleciało mi koło ucha, ale zignorowałam to. – Czy
będziesz na meczu?
- Będę. Dla
uwiarygodnienia, nasz znak jest aktualny.
- Fajnie –
odparł ze śmiechem. – Będę mieć pewność.
- Powiedz jej. –
Usłyszałam gdzieś w oddali głos Kuby. Znów coś przeleciało, tym razem
nad moją głową. – No, powiedz…
- No, już –
odpowiedział mu Łukasz. Uniosłam brwi do góry. – Mam ci przekazać, że…
Nagle papierowa
kulka uderzyła mnie w twarz, a ja o mało, co nie spadłam z krzesła. W pokoju
wybuchły śmiechy. Spojrzałam morderczym wzrokiem na Bastiana, który z miną
niewiniątka rozkładał ręce.
- Spadaj wredoto
– warknęłam, prostując się. Papierowa kulka zleciała na podłogę.
- Spoko, przekażę
– rzucił Łukasz.
- Nie! To
znaczy… To nie do ciebie ani do Kuby. Komuś ode mnie padło na głowę i mu
odbija. – Piszczek zaśmiał się. – Co masz mi przekazać?
- Że przy
wejściu na sektor będzie czekać na ciebie Agata, jego żona.
- Będę mieć
niańkę? – zapytałam, unosząc brwi do góry.
- Jemu chyba
chodziło o towarzystwo. Dla ciebie i dla niej.
- Spoko. Z
chęcią ją poznam.
- To taka
blondynka…
- Rozpoznam ją –
powiedziałam z pewnością w głosie, odpalając przeglądarkę w komputerze.
- Jesteś medium?
- Wujek Google
mi pomoże.
- Jasne. W takim
razie do zobaczenia na meczu.
- Do zobaczenia.
A i Łukasz?
- Tak?
- Życzę
powodzenia. Skopcie im tyłki.
- Dzięki. Pa –
rzucił ze śmiechem.
- Pa. –
Odłączyłam się i odłożyłam telefon na biurko. Schyliłam się po papierową kulkę,
a następnie wrzuciłam ją do kosza. Spojrzałam na Bastiana, który przyglądał się
mi z ciekawością.
- Co? – wydusił
z siebie, jakby nic się nie stało.
- Ty się lepiej
lecz – rzuciłam, odwracając się w stronę ekranu i wystukując imię i nazwisko
kobiety, którą miałam dzisiaj poznać.
- Za późno –
odparł Markus. – Lekarz mu już nie pomoże. Za ciężki przypadek.
- Punkt dla
ciebie – powiedziałam, wskazując na Markusa. Zerknęłam na Bastiana i wybuchłam
śmiechem. Jego świdrujące spojrzenie było bezcenne.
Kiedy się uspokoiłam,
skupiłam się na wyszukanych wynikach. Wyskoczyła mi ładna, uśmiechnięta
blondynka, z dużymi niebieskimi oczami. Ze strony internetowej dowiedziałam
się, że ma dwadzieścia pięć lat – czyli jest o rok młodsza od Kuby i Łukasza. Poznali
się w Częstochowie, gdzie Agata chodziła do liceum. W 2007 roku zaręczyli się,
a w czerwcu 2010 roku wzięli ślub. Czyli, jakby nie patrzeć Kuba swój stan
cywilny zmienił ponad pół roku temu. Nie wiem czemu, ale byłam pewna, że jego
małżeństwo trwa dłużej. Raz jeszcze spojrzałam na zdjęcie Agaty, aby mieć
pewność, że zapamiętałam jej twarz. Następnie wyłączyłam przeglądarkę i
wróciłam do pacy.
Z daleka
zobaczyłam stadion Borussii. Z każdą minutą był coraz większy. Żółte, metalowe
konstrukcje wyglądały, jakby dotykały samych chmur. W końcu byłam na tyle
blisko, by dostrzec schody i szyby w oknach. Tłum żółto czarnych ludzi zmierzał
w stronę ogromnego wejścia.
Nie chcąc stracić Bastiana z oczu, okrążyłam za nim
stadion. Zatrzymaliśmy się przy bramie wjazdowej. Otworzyłam okno, wyciągając
identyfikator, który zawieszony był na smyczy z logiem BVB. Wjechaliśmy na
parking dla pracowników. Zatrzymałam się obok samochodu Bastiana. Wzięłam
torebkę i wysiadłam. Podeszłam do bagażnika i wrzuciłam ją do środka. Nie
potrzebowałam na meczu zbędnych tobołów. Odwróciłam się w stronę Bastiana.
- To, co gotowa?
- Jasne. Chodźmy
pokazać innym, jak powinno się kibicować. – Chłopak uśmiechnął się i oboje
ruszyliśmy w stronę wejścia.
Bastiana chyba
znają wszyscy pracownicy stadionu. Co chwilę się z kimś witał, wymieniał parę
zdań. Zresztą nic dziwnego, w końcu nie opuścił żadnego meczu Borussii.
Urodzony w Dortmundzie, od małego kibicował ukochanemu klubowi. Był prawdziwym
kibicem, który ze swoim klubem był na dobre i na złe. Jego przywiązanie do BVB
było widać prawie wszędzie. Logo pojawiało się na jego portfelu, czapce,
szaliku (i to nie tym meczowym, który obecnie trzymał w ręku) i plecaku, który
nosił. Nawet jego samochód wyglądał, jak pojazd kibica. Czarny opel z żółto
czarnymi siedzeniami i równie żółtą kierownicą. Dziwiłam się, że ktoś taki
związał się z dziewczyną, która nie znosi piłki nożnej. Bastianowi ani razu nie
udało się wyciągnąć jej na stadion. Ale, jak to mówią: przeciwieństwa się
przyciągają.
Kończąc szybką
rozmowę z prezesem, którego spotkaliśmy na schodach (Bastian, co chwilę pukał
mnie w plecy, aby szybciej zakończyć konwersację – bał się, że mecz zacznie się
bez niego), ruszyliśmy w stronę wejścia na nasz sektor. Rozglądałam się na
boki, szukając wzrokiem Agaty. Robiąc slalom między ludźmi doszliśmy do naszego
celu. Tuż przy wejściu zobaczyłam żonę Kuby. Miała na sobie koszulkę z jego
numerem. Złapałam Bastiana za rękę i pociągnęłam go w jej kierunku.
- Cześć –
powiedziałam, wyciągając rękę. – Jestem Lena.
- Agata. Miło
poznać.
- Ciebie
również. To Bastian, kolega z pracy.
- Agata.
- Bastian.
Możemy już wejść?
- Idź. Zajmij
nam miejsca – odparłam, niemalże wpychając go w wejście. – Zaraz przyjdziemy. –
Po chwili zniknął nam z oczu.
- Kuba mi trochę
o tobie opowiadał – powiedziała, spoglądając na mnie.
- To wszystko
kłamstwa – rzuciłam z uśmiechem.
- Spokojnie. To
były dobre rzeczy – odpowiedziała i również uśmiechnęła się.
- No, to ma
szczęście. – Zarzuciłam na ramiona szalik, który dostałam od Bastiana. –
Chodźmy. Mam nadzieję, że Bastian zajął nam dobre miejsca.
Gdy tylko
weszłam na stadion, zrobiłam wielkie oczy i otworzyłam usta. Od tej strony
prezentował się naprawdę fenomenalnie. Nienaganna murawa i masa ludzi na
trybunach. Słychać było tą podekscytowaną wrzawę. Dopiero teraz zrozumiałam, o
co chodziło Bastianowi z tą dortmundzką atmosferą. W Polsce nie ma takich
stadionów, więc ta skala nieco mnie przytłoczyła. Agata puknęła mnie w ramię,
wskazując Bastiana, który wpatrywał się w boisko, jak zahipnotyzowany.
- Tu zawsze tak
jest? – zapytałam.
- Zawsze. Zawsze
stadion wypchany jest aż po same brzegi – odpowiedziała. – Pierwszy raz?
- Aż tak to
widać?
- Trochę cię
zatkało.
- Potwierdzam.
Jest niesamowicie.
- Idziemy.
Przeszliśmy wzdłuż krzesełek. Prawie na samym dole, skręciliśmy w prawo.
Usiadłyśmy obok Bastiana.
- Muszę
powiedzieć, że miałeś rację- odparłam, odwracając się do niego.
- Cii… - syknął.
– Nie mów do mnie. Ładuję się energią.
- Co robisz?
- Ładuję się. –
Uniosłam brwi do góry i wzruszyłam ramionami. Spojrzałam raz jeszcze na
stadion, a następnie odwróciłam się do Agaty.
- Za ile zaczną?
– Blondynka spojrzała na zegarek.
- Sześć minut.
- Bosko.
Poprawiłam
szalik. Komentator zaczął wymieniać zawodników, którzy znajdą się na boisku. Po
chwili tłum ryknął. Zagadana z Agatą, przez chwilę nie wiedziałam, co się
dzieje. Jednak gdy tylko spojrzałam na murawę, uzyskałam odpowiedź. Zawodnicy
wchodzili na boisko. Zrobili im pamiątkowe zdjęcia, a następnie obie drużyny
zaczęły ustawiać się na swoich pozycjach. Kiedy tylko Łukasz spojrzał w stronę
trybun, uniosłam rękę do góry. Byłam pewna, że i tak tego nie zauważy, jednak
po chwili i on wyciągnął rękę do góry. Uśmiechnęłam się pod nosem i
przyłączyłam się do tłumu bijącego brawo.
Rozmawiałam z
Agatą (w przerwie nawet udało mi się pogadać z Bastianem) i kibicowałam
jednocześnie Borussii. Żona Błaszczykowskiego zdołała nauczyć mnie nawet jednej
przyśpiewki, którą udało mi się zapamiętać. Okazała się być naprawdę świetną, a
przede wszystkim normalną kobietą. Szybko znalazłyśmy wspólny język.
Mecz zbliżał się
ku końcowi, a Borussia przegrywała jedną bramką. Kiedy doliczono do głównego
czasu trzy minuty, wstrzymałam oddech. Żółto czarni ruszyli szarżą na bramkę
przeciwników. Piszczek pędził skrzydłem. Wyminął dwóch zawodników Stuttgartu i
podał piłkę do Bendera. Ten zrobił kolejny slalom i piłka wróciła do Łukasza.
Wykorzystując nieuwagę przeciwników, on i Błaszczykowski ruszyli dwójkową
akcją.
- O mój Boże.
–Usłyszałam głos Agaty. Poczułam, jak jej ręka zaciska się na moim ramieniu.
Kuba wyszedł na
pozycję i otrzymał podanie od Łukasza. Kopnął i po chwili piłka znalazła się w bramce.
Tłum na trybunach zawył z radości. Borussia zremisowała na 1-1.
- Tak! Tak! Tak!
– krzyknęłam, podskakując i bijąc brawo. Agata uściskała mnie, a następnie
zaczęła wymachiwać ręką w stronę boiska. Musiałam złapać za szalik, bo zsunął
mi się z ramion.
- Udało się –
wydusił Bastian, który nie odrywał wzorku od boiska. – Czujesz te emocje?
- Czułam je
przez cały czas – odpowiedziałam. Odwrócił się i uśmiechnął szeroko.
- Przyjdziesz na
kolejny?
- Pewnie.
Choć na zewnątrz
była minusowa temperatura, ja nie odczuwałam zimna. Ba było mi gorąco.
Kibicowanie jednak potrafi człowieka skutecznie rozruszać. Na dworze było już
ciemno, kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu. Ja i Agata pożegnaliśmy się z
Bastianem, który przez całą drogę zachwycał się polskim duetem
Błaszczykowski-Piszczek.
- Było naprawdę
fajnie –powiedziałam, a Agata uśmiechnęła się. – Trzeba to powtórzyć.
- Pewnie. Musimy
się też spotkać na jakieś kawie.
- Dobrze
myślisz.
- Słuchaj. Jutro
pracujesz?
- Nie, mam wolne
– odpowiedziałam, wyciągając z kieszeni kluczyki od samochodu.
- W takim razie
zapraszam cię do nas na obiad. Mam nadzieję, że się czymś nie wykręcisz –
powiedziała ze śmiechem.
- Chętnie
wpadnę.
- Ekstra.
Przyślę ci nasz adres sms-em. Piętnasta może być?
- Tak. Będę na
pewno.
- W takim razie,
do jutra.
- Do jutra.
Leżałam na łóżku
przeglądając notatki na egzamin z dziennikarstwa śledczego. Nie ukrywam, ale
był to jeden z ciekawszych wykładów, na jakie chodziłam. Nawet nauka tego
sprawiała mi w pewnym sensie przyjemność. Nic więc dziwnego, ze tak mnie to
pochłonęło, że straciłam poczucie czasu. Nim się obejrzałam było po dziesiątej.
Już miałam kończyć, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnęłam
po telefon. Weszłam w wiadomości i uśmiechnęłam się.
Łukasz:
Widziałem cię na
trybunach. Mówiłem, że mam doskonały wzrok.
Ja:
W takim razie
zwracam honor. Gratuluję pięknej asysty.
Łukasz:
Dzięki. Mam
nadzieję, że nie była to ostatnia twoja wizyta na naszym meczu.
Ja:
Na pewno nie. Do
zobaczenia i dobranoc.
Łukasz:
Miłych snów :)
Raz jeszcze
uśmiechnęłam się pod nosem i wstałam z łóżka. Zarządziłam koniec nauki na dziś.
Poczłapałam do kuchni i złapałam za paczkę z popcornem, którą przytaszczyłam
wczoraj ze sklepu. Wróciłam i rzuciłam się na łóżko. Przyciągnęłam laptopa pod
nos i otworzyłam paczkę. Czas się trochę odmóżdżyć przy komputerze. Jutro jest
dzień wolny i mogę w końcu dłużej pospać.
***
Miałam naprawdę długą przerwę od bloga, ale wróciłam. Ostatnio siada mi organizacja pracy i z niczym nie mogę się wyrobić. O dziwo wena do tego opowiadania jest i udało mi się napisać kilka rozdziałów do przodu. Mam nadzieję, że więcej takich przerw nie będzie - a jak będą, to już teraz za nie bardzo przepraszam :)
Rozdział dla tych wszystkich, którzy nie mogli doczekać się następnej części. Pozdrawiam!
A tak zareagowali chłopaki z BVB, kiedy usłyszeli, że Lexi wraca do opowiadania o nich :)
Ha! Fajnie, że wróciłaś, bo bałam się że zakończyłaś to opowiadanie. Jak zwykle świetnie, super że panie Błaszczykowskie się zakumplowały a relacja Lena- Łukasz nabiera tempa :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie w wolnej chwili. Pozdrawiam :)
Co to, to nie :D Na razie nie mam w planach zakończenie opowiadania przed tym wszystkim, co zaplanowałam :) Więc jeszcze się ze mną pomęczycie. Heh no Lena w końcu musi mieć jakąś kumpelę w Dortmundzie, a nie wiecznie z facetami.
UsuńByłam u ciebie i nadrobiłam zaległości :)
Miałam informować, więc informuję że na Ensueno i Nad przepaścią pojawiły się nóweczki na które Cię serdecznie zapraszam :D A kiedy kolejny u ciebie?
UsuńPozdrawiam F :)
łąhahahaha gif i komentarz wygrało :D brawo, brawo :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą Lena mnie powala. Wujek Google z Ciocią Wikipedią pozwoliły jej nie złapać kogoś innego.
Sytuacja z biura to jak z mojego miejsca pracy. Tylko, że nie sposób rzucać sie kawałkami drewienka :D :D Ale też dobrze. I dobrze, że sie wdrążyła.
Dla mnie w Polsce są też takie atmosfery np Poznań lub Wrocław. A z zagranicznych to polecam mecze Bayernu Monachium. Dwa dni nie mogłam z siebie wykrzesać najmniejszego dźwięku :))
Hehe taaa, ta moja skromność hehah :D
UsuńMam nadzieję, że Lena powala cię pozytywnie, a nie negatywnie. Oj, tam mnie wujek google i ciocia wikipedia nie raz pomagali i źle na tym nie wychodziłam :D Mam podobnie - wesoło być musi :D
Ja nie mówię, że w Polsce nie ma takich atmosfer - byłam na bardzo wielu meczach i to różnych i atmosfera jest. Lena po prostu tak to odbiera :) Ja tam zawsze po meczach żużlowych gadać nie mogłam :)
Czekałam i czekałam , maile pisałam i teraz się cieszę że jest nareszcie ! Jest świetny ! Lena i jej koledzy w pracy - bosko. A już coś iskrzy między nią a Łukaszem. A w jakim harmonogramie będziesz dodawać rozdziały ( chodzi mi o to że np. piątek czy niedziela :D ) Pozdrawiam i zapraszam do siebie:-) Adres chyba znasz :p
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozdział ci się spodobał. W końcu to love story, więc miłości trochę będzie :) nie wiem, nigdy nie trzymałam się żadnego harmonogramu. Ale jak chcesz to mogę cię informować, jak odcinek się pojawi.
UsuńPozdrawiam
Super by było gdybyś informowała :-) http://mijamyyyyysie.blogspot.com/
Usuń+ nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńNo tu też dotarłam :P
Na miejscu Leny chłopakom zrobiłabym krzywdę ;) Ale przynajmniej ma wesoło, to już coś :D
Meczyk! Już chce widzieć tą energie Bastiana, to będzie dobre haha w życiu nie opisałabym meczu, bo jestem kompletnie zielona w tych sprawach! Ja nawet nie wiem kiedy jest spalony ;P No jaki wykład z dziennikarstwa śledczego mnie też by zainteresował :D Serio miałaś taki przedmiot? Lubię Łukasza… powtarzam się, wiem ;D
Kathy