czwartek, 19 września 2013

Rozdział 6

Po zielonej trawie piłka goni,
Albo my wygramy,
Albo oni.
Albo będzie dobrze,
Albo będzie źle,
Piłka jest okrągła,
A bramki są dwie. 
No To Co- My, kibice (Po zielonej trawie piłka goni)


22 stycznia 2011 roku

        Siedziałam przy biurku i przeglądałam zaakceptowane przez Paula plany dotyczące konferencji i imprezy charytatywnej. Od poniedziałku trzeba będzie wszystko powoli załatwiać, aby być gotowym, kiedy wybije godzina zero. Zanotowałam na karteczce samoprzylepnej informację dla siebie żebym nie zapomniała o teczkach do folderów dla mediów, gdy nagle coś pacnęło mnie w tył głowy, a następnie wylądowało między moimi rękami.
- Którego to powaliło? – warknęłam, gwałtownie odwracając się i mierząc po kolei każdego.  Zobaczyłam chichoczącego Paula, zdziwionego Markusa i czerwonego Bastiana, który prawie dławił się ze śmiechu. Zmrużyłam na niego oczy.
- Co to ma być? – zapytałam, wskazując czarną reklamówkę. Bastian wstał i podszedł do mnie. Schylił się, zarzucił mi rękę na ramiona i poklepał po głowie.
- Jestem z ciebie taki dumny – odezwał się z uśmiechem. – Twój pierwszy mecz w barwach Borussii. Przyniosłem ci to – wskazał na siatkę – abyś nie zapomniała, komu masz kibicować.
- Ty myślisz, że mam coś z głową? – Wzruszył ramionami, a ja sprzedałam mu sójkę w bok. – Przecież wiem.
         Uwolniłam się spod jego długiego ramienia i sięgnęłam po czarny pakunek. Powoli otworzyłam siatkę i wyciągnęłam z niej żółto czarny szalik z logiem Borussii. Uśmiechnęłam się i zarzuciłam go na ramiona.
- Dzięki za kolejny prezent.
- Zwędziłem z naszego magazynu – odparł Bastian.
- Już to widzę. Angus tak cię lubi, że da ci wszystko, co tam ma – powiedział Paul, bujając się na swoim fotelu. Bastian przewrócił oczami i znów spojrzał na mnie.
- Noś go dumnie – powiedział, klepiąc mnie po plecach. Następnie podszedł do swojego biurka i usiadł na krześle. – Jestem dumy. Nasza mała dziewczynka zaliczy dziś swój pierwszy mecz. Może w końcu pokocha ten klub i rzuci tą angielską piłkę.
         Pokręciłam głową, ściągnęłam szalik i położyłam go na biurku, tuż obok monitora. Wróciłam do pracy. Jednak nie minęło dziesięć minut, jak znów musiałam ją przerwać. Nasz pokój, bowiem wypełnił się dźwiękiem znanego mi dzwonka. Sięgnęłam po telefon, spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam.
- Tak?
- Hej Lena – usłyszałam po drugiej stronie głos Łukasza, który spowodował, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. 
- Cześć – powiedziałam, opierając stopę o wysuniętą szufladę.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Wiem, że jesteś w pracy.
- Nie przeszkadzasz. Mamy luz.
-Chciałem się dowiedzieć... – Coś przeleciało mi koło ucha, ale zignorowałam to. – Czy będziesz na meczu?
- Będę. Dla uwiarygodnienia, nasz znak jest aktualny.
- Fajnie – odparł ze śmiechem. – Będę mieć pewność.
- Powiedz jej. – Usłyszałam gdzieś w oddali głos Kuby. Znów coś przeleciało, tym razem nad moją głową.  – No, powiedz…
- No, już – odpowiedział mu Łukasz. Uniosłam brwi do góry. – Mam ci przekazać, że…
         Nagle papierowa kulka uderzyła mnie w twarz, a ja o mało, co nie spadłam z krzesła. W pokoju wybuchły śmiechy. Spojrzałam morderczym wzrokiem na Bastiana, który z miną niewiniątka rozkładał ręce.
- Spadaj wredoto – warknęłam, prostując się. Papierowa kulka zleciała na podłogę.
- Spoko, przekażę – rzucił Łukasz.
- Nie! To znaczy… To nie do ciebie ani do Kuby. Komuś ode mnie padło na głowę i mu odbija. – Piszczek zaśmiał się. – Co masz mi przekazać?
- Że przy wejściu na sektor będzie czekać na ciebie Agata, jego żona.
- Będę mieć niańkę? – zapytałam, unosząc brwi do góry.
- Jemu chyba chodziło o towarzystwo. Dla ciebie i dla niej.
- Spoko. Z chęcią ją poznam.
- To taka blondynka…
- Rozpoznam ją – powiedziałam z pewnością w głosie, odpalając przeglądarkę w komputerze.
- Jesteś medium?
- Wujek Google mi pomoże.
- Jasne. W takim razie do zobaczenia na meczu.
- Do zobaczenia. A i Łukasz?
- Tak?
- Życzę powodzenia. Skopcie im tyłki.
- Dzięki. Pa – rzucił ze śmiechem.
- Pa. – Odłączyłam się i odłożyłam telefon na biurko. Schyliłam się po papierową kulkę, a następnie wrzuciłam ją do kosza. Spojrzałam na Bastiana, który przyglądał się mi z ciekawością.
- Co? – wydusił z siebie, jakby nic się nie stało.
- Ty się lepiej lecz – rzuciłam, odwracając się w stronę ekranu i wystukując imię i nazwisko kobiety, którą miałam dzisiaj poznać.
- Za późno – odparł Markus. – Lekarz mu już nie pomoże. Za ciężki przypadek.
- Punkt dla ciebie – powiedziałam, wskazując na Markusa. Zerknęłam na Bastiana i wybuchłam śmiechem. Jego świdrujące spojrzenie było bezcenne. 
       Kiedy się uspokoiłam, skupiłam się na wyszukanych wynikach. Wyskoczyła mi ładna, uśmiechnięta blondynka, z dużymi niebieskimi oczami. Ze strony internetowej dowiedziałam się, że ma dwadzieścia pięć lat – czyli jest o rok młodsza od Kuby i Łukasza. Poznali się w Częstochowie, gdzie Agata chodziła do liceum. W 2007 roku zaręczyli się, a w czerwcu 2010 roku wzięli ślub. Czyli, jakby nie patrzeć Kuba swój stan cywilny zmienił ponad pół roku temu. Nie wiem czemu, ale byłam pewna, że jego małżeństwo trwa dłużej. Raz jeszcze spojrzałam na zdjęcie Agaty, aby mieć pewność, że zapamiętałam jej twarz. Następnie wyłączyłam przeglądarkę i wróciłam do pacy.

         Z daleka zobaczyłam stadion Borussii. Z każdą minutą był coraz większy. Żółte, metalowe konstrukcje wyglądały, jakby dotykały samych chmur. W końcu byłam na tyle blisko, by dostrzec schody i szyby w oknach. Tłum żółto czarnych ludzi zmierzał w stronę ogromnego wejścia. 
         Nie chcąc stracić Bastiana z oczu, okrążyłam za nim stadion. Zatrzymaliśmy się przy bramie wjazdowej. Otworzyłam okno, wyciągając identyfikator, który zawieszony był na smyczy z logiem BVB. Wjechaliśmy na parking dla pracowników. Zatrzymałam się obok samochodu Bastiana.  Wzięłam torebkę i wysiadłam. Podeszłam do bagażnika i wrzuciłam ją do środka. Nie potrzebowałam na meczu zbędnych tobołów. Odwróciłam się w stronę Bastiana.
- To, co gotowa?
- Jasne. Chodźmy pokazać innym, jak powinno się kibicować. – Chłopak uśmiechnął się i oboje ruszyliśmy w stronę wejścia.
         Bastiana chyba znają wszyscy pracownicy stadionu. Co chwilę się z kimś witał, wymieniał parę zdań. Zresztą nic dziwnego, w końcu nie opuścił żadnego meczu Borussii. Urodzony w Dortmundzie, od małego kibicował ukochanemu klubowi. Był prawdziwym kibicem, który ze swoim klubem był na dobre i na złe. Jego przywiązanie do BVB było widać prawie wszędzie. Logo pojawiało się na jego portfelu, czapce, szaliku (i to nie tym meczowym, który obecnie trzymał w ręku) i plecaku, który nosił. Nawet jego samochód wyglądał, jak pojazd kibica. Czarny opel z żółto czarnymi siedzeniami i równie żółtą kierownicą. Dziwiłam się, że ktoś taki związał się z dziewczyną, która nie znosi piłki nożnej. Bastianowi ani razu nie udało się wyciągnąć jej na stadion. Ale, jak to mówią: przeciwieństwa się przyciągają.
         Kończąc szybką rozmowę z prezesem, którego spotkaliśmy na schodach (Bastian, co chwilę pukał mnie w plecy, aby szybciej zakończyć konwersację – bał się, że mecz zacznie się bez niego), ruszyliśmy w stronę wejścia na nasz sektor. Rozglądałam się na boki, szukając wzrokiem Agaty. Robiąc slalom między ludźmi doszliśmy do naszego celu. Tuż przy wejściu zobaczyłam żonę Kuby. Miała na sobie koszulkę z jego numerem. Złapałam Bastiana za rękę i pociągnęłam go w jej kierunku.
- Cześć – powiedziałam, wyciągając rękę. – Jestem Lena.
- Agata. Miło poznać.
- Ciebie również. To Bastian, kolega z pracy.
- Agata.
- Bastian. Możemy już wejść?
- Idź. Zajmij nam miejsca – odparłam, niemalże wpychając go w wejście. – Zaraz przyjdziemy. – Po chwili zniknął nam z oczu.
- Kuba mi trochę o tobie opowiadał – powiedziała, spoglądając na mnie.
- To wszystko kłamstwa – rzuciłam z uśmiechem.
- Spokojnie. To były dobre rzeczy – odpowiedziała i również uśmiechnęła się.
- No, to ma szczęście. – Zarzuciłam na ramiona szalik, który dostałam od Bastiana. – Chodźmy. Mam nadzieję, że Bastian zajął nam dobre miejsca.
         Gdy tylko weszłam na stadion, zrobiłam wielkie oczy i otworzyłam usta. Od tej strony prezentował się naprawdę fenomenalnie. Nienaganna murawa i masa ludzi na trybunach. Słychać było tą podekscytowaną wrzawę. Dopiero teraz zrozumiałam, o co chodziło Bastianowi z tą dortmundzką atmosferą. W Polsce nie ma takich stadionów, więc ta skala nieco mnie przytłoczyła. Agata puknęła mnie w ramię, wskazując Bastiana, który wpatrywał się w boisko, jak zahipnotyzowany.
- Tu zawsze tak jest? – zapytałam.
- Zawsze. Zawsze stadion wypchany jest aż po same brzegi – odpowiedziała. – Pierwszy raz?
- Aż tak to widać?
- Trochę cię zatkało.
- Potwierdzam. Jest niesamowicie.
- Idziemy. 
         Przeszliśmy wzdłuż krzesełek. Prawie na samym dole, skręciliśmy w prawo. Usiadłyśmy obok Bastiana.
- Muszę powiedzieć, że miałeś rację- odparłam, odwracając się do niego.
- Cii… - syknął. – Nie mów do mnie. Ładuję się energią.
- Co robisz?
- Ładuję się. – Uniosłam brwi do góry i wzruszyłam ramionami. Spojrzałam raz jeszcze na stadion, a następnie odwróciłam się do Agaty.
- Za ile zaczną? – Blondynka spojrzała na zegarek.
- Sześć minut.
- Bosko.
          Poprawiłam szalik. Komentator zaczął wymieniać zawodników, którzy znajdą się na boisku. Po chwili tłum ryknął. Zagadana z Agatą, przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Jednak gdy tylko spojrzałam na murawę, uzyskałam odpowiedź. Zawodnicy wchodzili na boisko. Zrobili im pamiątkowe zdjęcia, a następnie obie drużyny zaczęły ustawiać się na swoich pozycjach. Kiedy tylko Łukasz spojrzał w stronę trybun, uniosłam rękę do góry. Byłam pewna, że i tak tego nie zauważy, jednak po chwili i on wyciągnął rękę do góry. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyłączyłam się do tłumu bijącego brawo.

          Rozmawiałam z Agatą (w przerwie nawet udało mi się pogadać z Bastianem) i kibicowałam jednocześnie Borussii. Żona Błaszczykowskiego zdołała nauczyć mnie nawet jednej przyśpiewki, którą udało mi się zapamiętać. Okazała się być naprawdę świetną, a przede wszystkim normalną kobietą. Szybko znalazłyśmy wspólny język.
         Mecz zbliżał się ku końcowi, a Borussia przegrywała jedną bramką. Kiedy doliczono do głównego czasu trzy minuty, wstrzymałam oddech. Żółto czarni ruszyli szarżą na bramkę przeciwników. Piszczek pędził skrzydłem. Wyminął dwóch zawodników Stuttgartu i podał piłkę do Bendera. Ten zrobił kolejny slalom i piłka wróciła do Łukasza. Wykorzystując nieuwagę przeciwników, on i Błaszczykowski ruszyli dwójkową akcją.
- O mój Boże. –Usłyszałam głos Agaty. Poczułam, jak jej ręka zaciska się na moim ramieniu.
         Kuba wyszedł na pozycję i otrzymał podanie od Łukasza. Kopnął i po chwili piłka znalazła się w bramce. Tłum na trybunach zawył z radości. Borussia zremisowała na 1-1.
- Tak! Tak! Tak! – krzyknęłam, podskakując i bijąc brawo. Agata uściskała mnie, a następnie zaczęła wymachiwać ręką w stronę boiska. Musiałam złapać za szalik, bo zsunął mi się z ramion.
- Udało się – wydusił Bastian, który nie odrywał wzorku od boiska. – Czujesz te emocje?
- Czułam je przez cały czas – odpowiedziałam. Odwrócił się i uśmiechnął szeroko.
- Przyjdziesz na kolejny?
- Pewnie.

        Choć na zewnątrz była minusowa temperatura, ja nie odczuwałam zimna. Ba było mi gorąco. Kibicowanie jednak potrafi człowieka skutecznie rozruszać. Na dworze było już ciemno, kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu. Ja i Agata pożegnaliśmy się z Bastianem, który przez całą drogę zachwycał się polskim duetem Błaszczykowski-Piszczek.
- Było naprawdę fajnie –powiedziałam, a Agata uśmiechnęła się. – Trzeba to powtórzyć.
- Pewnie. Musimy się też spotkać na jakieś kawie.
- Dobrze myślisz.
- Słuchaj. Jutro pracujesz?
- Nie, mam wolne – odpowiedziałam, wyciągając z kieszeni kluczyki od samochodu.
- W takim razie zapraszam cię do nas na obiad. Mam nadzieję, że się czymś nie wykręcisz – powiedziała ze śmiechem.
- Chętnie wpadnę.
- Ekstra. Przyślę ci nasz adres sms-em. Piętnasta może być?
- Tak. Będę na pewno.
- W takim razie, do jutra.
- Do jutra. 

        Leżałam na łóżku przeglądając notatki na egzamin z dziennikarstwa śledczego. Nie ukrywam, ale był to jeden z ciekawszych wykładów, na jakie chodziłam. Nawet nauka tego sprawiała mi w pewnym sensie przyjemność. Nic więc dziwnego, ze tak mnie to pochłonęło, że straciłam poczucie czasu. Nim się obejrzałam było po dziesiątej. Już miałam kończyć, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnęłam po telefon. Weszłam w wiadomości i uśmiechnęłam się.

Łukasz:
Widziałem cię na trybunach. Mówiłem, że mam doskonały wzrok.

Ja:
W takim razie zwracam honor. Gratuluję pięknej asysty.

Łukasz:
Dzięki. Mam nadzieję, że nie była to ostatnia twoja wizyta na naszym meczu.

Ja:
Na pewno nie. Do zobaczenia i dobranoc.

Łukasz:
Miłych snów :)

        Raz jeszcze uśmiechnęłam się pod nosem i wstałam z łóżka. Zarządziłam koniec nauki na dziś. Poczłapałam do kuchni i złapałam za paczkę z popcornem, którą przytaszczyłam wczoraj ze sklepu. Wróciłam i rzuciłam się na łóżko. Przyciągnęłam laptopa pod nos i otworzyłam paczkę. Czas się trochę odmóżdżyć przy komputerze. Jutro jest dzień wolny i mogę w końcu dłużej pospać.


***
Miałam naprawdę długą przerwę od bloga, ale wróciłam. Ostatnio siada mi organizacja pracy i z niczym nie mogę się wyrobić. O dziwo wena do tego opowiadania jest i udało mi się napisać kilka rozdziałów do przodu. Mam nadzieję, że więcej takich przerw nie będzie - a jak będą, to już teraz za nie bardzo przepraszam :)

Rozdział dla tych wszystkich, którzy nie mogli doczekać się następnej części. Pozdrawiam!














A tak zareagowali chłopaki z BVB, kiedy usłyszeli, że Lexi wraca do opowiadania o nich :)

9 komentarzy:

  1. Ha! Fajnie, że wróciłaś, bo bałam się że zakończyłaś to opowiadanie. Jak zwykle świetnie, super że panie Błaszczykowskie się zakumplowały a relacja Lena- Łukasz nabiera tempa :D
    Zapraszam do siebie w wolnej chwili. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to, to nie :D Na razie nie mam w planach zakończenie opowiadania przed tym wszystkim, co zaplanowałam :) Więc jeszcze się ze mną pomęczycie. Heh no Lena w końcu musi mieć jakąś kumpelę w Dortmundzie, a nie wiecznie z facetami.
      Byłam u ciebie i nadrobiłam zaległości :)

      Usuń
    2. Miałam informować, więc informuję że na Ensueno i Nad przepaścią pojawiły się nóweczki na które Cię serdecznie zapraszam :D A kiedy kolejny u ciebie?
      Pozdrawiam F :)

      Usuń
  2. łąhahahaha gif i komentarz wygrało :D brawo, brawo :)
    Swoją drogą Lena mnie powala. Wujek Google z Ciocią Wikipedią pozwoliły jej nie złapać kogoś innego.
    Sytuacja z biura to jak z mojego miejsca pracy. Tylko, że nie sposób rzucać sie kawałkami drewienka :D :D Ale też dobrze. I dobrze, że sie wdrążyła.
    Dla mnie w Polsce są też takie atmosfery np Poznań lub Wrocław. A z zagranicznych to polecam mecze Bayernu Monachium. Dwa dni nie mogłam z siebie wykrzesać najmniejszego dźwięku :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe taaa, ta moja skromność hehah :D
      Mam nadzieję, że Lena powala cię pozytywnie, a nie negatywnie. Oj, tam mnie wujek google i ciocia wikipedia nie raz pomagali i źle na tym nie wychodziłam :D Mam podobnie - wesoło być musi :D
      Ja nie mówię, że w Polsce nie ma takich atmosfer - byłam na bardzo wielu meczach i to różnych i atmosfera jest. Lena po prostu tak to odbiera :) Ja tam zawsze po meczach żużlowych gadać nie mogłam :)

      Usuń
  3. Czekałam i czekałam , maile pisałam i teraz się cieszę że jest nareszcie ! Jest świetny ! Lena i jej koledzy w pracy - bosko. A już coś iskrzy między nią a Łukaszem. A w jakim harmonogramie będziesz dodawać rozdziały ( chodzi mi o to że np. piątek czy niedziela :D ) Pozdrawiam i zapraszam do siebie:-) Adres chyba znasz :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział ci się spodobał. W końcu to love story, więc miłości trochę będzie :) nie wiem, nigdy nie trzymałam się żadnego harmonogramu. Ale jak chcesz to mogę cię informować, jak odcinek się pojawi.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Super by było gdybyś informowała :-) http://mijamyyyyysie.blogspot.com/
      + nowy rozdział :D

      Usuń

  4. No tu też dotarłam :P
    Na miejscu Leny chłopakom zrobiłabym krzywdę ;) Ale przynajmniej ma wesoło, to już coś :D
    Meczyk! Już chce widzieć tą energie Bastiana, to będzie dobre haha w życiu nie opisałabym meczu, bo jestem kompletnie zielona w tych sprawach! Ja nawet nie wiem kiedy jest spalony ;P No jaki wykład z dziennikarstwa śledczego mnie też by zainteresował :D Serio miałaś taki przedmiot? Lubię Łukasza… powtarzam się, wiem ;D
    Kathy

    OdpowiedzUsuń