piątek, 11 października 2013

Rozdział 7

Bo odrobina śmiechu i zabawy, jeszcze nikomu nie zaszkodziła. 


23 stycznia 2011 roku

        Choć miałam dzisiaj wolne, to jednak nie mogłam pospać do południa. Musiałam pamiętać o umówionym obiedzie u Błaszczykowskich, który był na piętnastą. Po zjedzeniu śniadania, ubrałam się i poszłam do osiedlowego sklepu. Liczyłam na to, że dostanę tam jakieś ciasto, ale niestety sklep ten nie oferował takich łakoci. Wiedząc, że niedziela w Niemczech jest dniem wolnym od pracy, przekreśliłam pomysł szukania, jakieś otwartej cukierni. Choć prawdopodobnie gdzieś takowa była, ale nie znałam jeszcze miasta na tyle, by pozwolić sobie na błądzenie po ulicach Dortmundu. Mając jeszcze czas, postanowiłam sama coś przygotować. W gotowaniu i pieczeniu byłam całkiem dobra, tak więc kupiłam potrzebne składniki i po powrocie do domu zabrałam się za szybkie i proste ciasto kakaowe.

         Dotarcie do Brackel, kolejnej dzielnicy Dortmundu, zajęło mi ponad dwadzieścia minut. W końcu mój niezawodny, jak do tej pory GPS oznajmił mi, że jestem u celu. Wjechałam na podjazd i zgasiłam silnik. Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na żółty budynek. Dom Błaszczykowski był ładny i nieduży. Z przodu zamiast płotu, rósł równy żywopłot, który mógł sięgać mi do pasa. Do drzwi od strony chodnika i podjazdu prowadziła ścieżka wyłożona białą kostką. Przy garażu widać było kawałek metalowego ogrodzenia, więc z pewnością pozostała część posesji jest zagrodzona.
         Sięgnęłam po upieczone ciasto, zamknęłam samochód i ruszyłam wyznaczoną ścieżką w stronę drzwi wejściowych. Zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili usłyszałam kroki i drzwi otworzyły się.
- Lena!
- Cześć Kuba.
         Przepuścił mnie w drzwiach. Znalazłam się w brązowym korytarzyku. Kuba przejął ode mnie ciasto, a ja szybko rozebrałam się. Powiesiłam kurtkę na wolnym wieszaku i razem z panem domu, weszłam do dużego i jasnego salonu.
- To Lena? – Doszedł do mnie głos Agaty.
- Tak.
- W samą porę!
- Co tu masz? – zapytał Kuba, machając ciastem.
- Ej, ostrożnie – powiedziałam, wyrywając mu pakunek. – To delikatne ciasto.
- Ciasto dobrze brzmi - stwierdził z uśmiechem. – Choć.
        Poprowadził mnie do kuchni, która połączona była z jadalnią w kolorze kawy z mlekiem. Brązowe szafki, a także stół i krzesła idealnie pasowały do wszystkich znajdujących się tu dodatków, takich jak kwiaty czy obrazy. Agata kręciła się koło kuchenki, mieszając zawzięcie w garnku. W powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa i przypraw. Dopiero teraz poczułam, jaka jestem głodna.
- Lena – powiedziała, odwracając się w moją stronę. – Cieszę się, że wpadłaś.
- Obiecałam, że będę. – Podeszłam i postawiłam na blacie pakunek. – Przyniosłam coś na deser.
- Czytasz mi w myślach, bo mój deser szlag trafił – odparła, zerkając na Kubę, który usiadł przy stole. – I nie będę mówić, przez kogo.
- Więc moja wina? – zapytał Błaszczykowski.
- A to ja zjadłam wszystkie lody? Nie, mój drogi- ciągnęła, machając palcem, jakby pouczała dziecko. – To ty i Łukasz dorwaliście się do zamrażarki i wyżarliście wszystko, co było w zasięgu waszych paszcz.
         Zaczęłam się śmiać, a Kuba zrobił przepraszającą minę. Agata ciężko westchnęła i dalej mieszała w garnku z zupą. Rozpakowałam ciasto i na polecenie pani domu, włożyłam je do lodówki. Na całe szczęście mój wypiek przetrwał podróż i prezentował się całkiem nieźle.
        Agata zagoniła Kubę do roboty, a mnie usadziła przy stole. Chciałam pomóc jej w przygotowaniach, ale ona uznała, że nie będzie wykorzystywać gościa. Tak, więc popijając herbatę, pogrążyłam się w rozmowie z gospodarzami.
- Kuba jeszcze serwetki – przypomniała mu Agata, spoglądając na stół, którym zajmował się jej mąż. Ja również przez chwilę spoglądałam na cztery nakrycia. Zmarszczyłam nos i znów wlepiłam oczy w Agatę.
- Przyjdzie ktoś jeszcze? – Zdążyłam to powiedzieć, kiedy do kuchni wparował uśmiechnięty od ucha do ucha Łukasz.
- On. – Kuba wskazał przyjaciela palcem.
- Cześć – rzucił Piszczek.
- Cześć – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Cześć zjadaczu deserów – powiedziała Agata, klepiąc go w ramię. – Powinnam wam obu zrobić zakaz wchodzenia do kuchni, kiedy planuję jakiś obiad na drugi dzień.
- To był wypadek przy pracy – usprawiedliwił się Kuba ze śmiechem.
- Czyli dobrze podejrzewałem, że to mógł być deser – stwierdził Łukasz, siadając naprzeciwko mnie. Uniosłam brwi do góry, starając się powstrzymać śmiech. Agata, bowiem piorunowała go wzrokiem. Myślałam, że Piszczu zaraz oberwie z chochli, którą Błaszczykowska trzymała w ręku. Ale na szczęście w porę się uspokoiła i wróciła do nalewania zupy. Kuba z szerokim uśmiechem na twarzy, usiadł obok Łukasza i obaj wlepili we mnie zaciekawione spojrzenia.
- Co? –wydusiłam.
- Jak ci się podobał mecz? – zapytał Kuba.
- Było fajnie. Pierwszy raz widziałam was na żywo.
- Wpadniesz jeszcze kiedyś? – odezwał się Łukasz.
- Pewnie. Myślę, że ja i Agata stwarzamy super duet kibiców – powiedziałam z uśmiechem. Agata odwzajemniła uśmiech. Zaczęła stawiać na stole talerze z zupą.
- Jesteśmy najlepsze – odparła ze śmiechem.
- W to nie wątpię – rzucił Kuba.

        Po zjedzonym obiedzie, ja i Agata posprzątałyśmy ze stołu. Następnie nasza czwórka przeniosła się do przestronnego salonu Błaszczykowskich. Rozsiedliśmy się na sofie i fotelach. Popijając kawę, rozmawialiśmy o wszystkim. Obserwowałam Kubę i Agatę i złapałam się na tym, że momentami cholernie zazdrościłam im relacji między nimi. Choć z pozoru zachowywali się normalnie, to jednak widać było, jak się kochają i jaka chemia jest między nimi. Miałam nadzieję, że i ja kiedyś trafię na kogoś, z kim stworzę tak udany związek.
- Jak zobaczyłem ich miny, to myślałem, że spalę się ze wstydu – dokończył swoją historię Piszczek. Ja i Agata wymieniłyśmy spojrzenia i obie ryknęłyśmy śmiechem. Kuba pokiwał tylko głową, bo jak zaznaczył na wstępie – już słyszał żenującą wpadkę przyjaciela.
- Wypominają ci to dalej? – zapytałam.
- Na szczęście nie, ale przez jakiś czas bałem się na nich spojrzeć – odpowiedział z uśmiechem.
- Też bym się bała – powiedziała Agata.
- Tak z innej beczki – odezwał się Kuba. – Zapomnieliśmy o deserze Leny.
- Nie wiem, czy wy dwaj na niego zasłużyliście – odparła Agata, zezując na swojego męża.
- A co z wybaczeniem win i tą całą resztą? – ciągnął Kuba. – Nie jesteśmy przecież tacy źli, co nie Piszczu? – I trzepnął Łukasza w ramię. Ten sprzedał mu sójkę w bok.
- Dobra – powiedziała Agata. Wstała, spojrzała na okładających się kumpli i machnęła na nich ręką.
- Pomogę ci. 
        Zerwałam się ze swojego miejsca i obie poszłyśmy do kuchni.
- Co za banda dzieciaków – mruknęła pod nosem Agata, podchodząc do lodówki. Do kuchni dochodziły śmiechy i głosy Łukasza i Kuby, którzy najprawdopodobniej nadal okładali się dla zabawy.
- Oni tak zawsze?
- Nie wiem, co w nich wstępuje. Jak są razem zbyt długo dostają kompletnej głupawki. – Wyciągnęła ciasto i zaczęła je kroić. Wskazała mi szafkę, z której wyciągnęłam małe talerzyki i widelczyki. – Lena, to ciasto wygląda apetycznie.
- Mam nadzieję, że będzie też tak smakować.
        Zdążyłam dokończyć zdanie, kiedy usłyszeliśmy dwie rzeczy. Najpierw coś głośno spadło na ziemię, a potem pomieszczenie wypełnił głośny śmiech Piszczka. Spojrzałyśmy najpierw na siebie, a potem w stronę drzwi.
- Chyba wszyscy żyją – stwierdziłam.
- Jeszcze chwila, a osobiście ich ukatrupię. 
       Złapała za talerz z ciastem i ruszyła w stronę salonu. Poszłam w jej ślady, niosąc talerzyki i widelczyki. Weszłyśmy do salonu i zatrzymałyśmy się. Zrobiłam wielkie oczy i parsknęłam śmiechem. Kuba cały czerwony leżał na ziemi, starając się złapać oddech pomiędzy kolejnymi wybuchami śmiechu. Jednocześnie starał się zwalić z kanapy Piszczka, ciągnąc go za nogawkę od spodni.
- Co za żenada – powiedziała Agata. – Pomyślisz, że to jakiś dom wariatów.
- Przynajmniej jest wesoło – odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
- Im na pewno. – Spojrzała raz jeszcze w ich stronę. Ani Kuba, ani Łukasz nie zwrócili uwagi, że stoimy i przyglądamy się ich wygłupom. W końcu kiedy Agata głośno chrząknęła, obaj opanowali się i grzecznie wrócili na swoje miejsca.
- Przyszedł deser – powiedział Piszczek.
- Z wami jest, co raz gorzej – skwitowała Agata, stawiając przed nimi talerz z ciastem.
- Ale w tym pozytywnym sensie? – dopytywał się Kuba. Agata przekręciła oczami i usiadła na fotelu. Złapała za filiżankę z kawą i wypiła kilka łyków. Błaszczykowski spojrzał w moją stronę i lekko uśmiechnął się.
- W pozytywnym, nie?
- W pozytywnym – odpowiedziałam i usiadłam obok Łukasza.

        Agata uparła się, że nie wypuści nas bez kolacji. Tak, więc wizyta u Błaszczykowskich przeciągnęła się na kolejny posiłek. W końcu po zjedzeniu tony kolorowych kanapek i sałatki, ja i Łukasz ruszyliśmy w stronę drzwi wyjściowych. Ubrałam kurtkę i pożegnałam się z Kubą. Następnie podeszłam do Agaty.
- Wpadnij do nas jeszcze – powiedziała.
- Wpadnę. Było naprawdę miło.
- Zaglądaj kiedy chcesz – ciągnęła blondynka. – I musimy się spotkać kiedyś same na babskie pogaduchy. Bez facetów.
- Obowiązkowo.
- Słyszę, jak knujecie za naszymi plecami- rzucił Kuba.
- Ten to wszędzie widzi spiski – skwitowała Agata, machając na męża ręką. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. – Uściskała mnie, jak dobrą kumpelę. – I jedź ostrożnie.
- Jasne – powiedziałam i ruszyłam za Łukaszem w stronę wyjścia.
        Wyszliśmy na zewnątrz. Na dworze od dawna panowała ciemność. Od razu poczułam spadek temperatury. W tym roku dortmundzka zima nieźle daje popalić mieszkańcom. Raz jeszcze odwróciłam się do machającego nam Kuby, który po chwili zamknął drzwi. Spojrzałam na Łukasza. Uśmiechnął się.
- Podrzucić cię do domu? – zapytałam.
- Nie musisz. Nie mam daleko.
- Daj spokój, jest cholernie zimno. Chyba, że boisz się wsiąść ze mną do samochodu? – ciągnęłam, unosząc brwi do góry.
- Nie boję – odpowiedział z uśmiechem. – Ale wiem, że masz nie po drodze, a zresztą to nie daleko, serio.
- Dobra, dobra. Choć – zarządziłam i ruszyłam w stronę samochodu. 
         Po chwili usłyszałam za sobą kroki. Piszczek dał za wygraną i grzecznie szedł za mną. Otworzyłam drzwi i wsiadłam do środka. Łukasz zrobił to samo. Odwrócił się w moją stronę, kiedy odpaliłam silnik.
- Zawsze jesteś taka uparta?
- Tak już mam. Ale, jak widać ten mój upór często działa.
- Działa?
- Na ciebie podziałał – powiedziałam, spoglądając na niego. Uśmiechnął się po raz kolejny. Odwzajemniłam uśmiech i przerzuciłam bieg na wsteczny. Wyjechałam z posesji Błaszczykowskich.

        Zatrzymałam się pod wskazanym adresem. Łukasz mieszkał w tej samej dzielnicy, co Kuba. Dzieliło ich około piętnastu minut drogi piechotą. Nie wyłączając silnika, spojrzałam na budynek. Mimo iż było ciemno, zobaczyłam nie za duży, biały dom z brązowymi drzwiami i dwoma garażami. Na ich dachach znajdował się taras. Kilka równo przyciętych krzaków, rosło tuż przy czarnym, metalowym ogrodzeniu. Trawę przysłaniał biały puch, ale droga do domu była odgarnięta do samej ciemno czerwonej kostki.
- Cała polska trójca mieszka w tej samej dzielnicy? – wypaliłam, odwracając się do mojego pasażera.
- Tak. Robert mieszka naprzeciwko. – Zerknęłam w stronę niewielkiego kremowego domu, z drewnianym ogrodzeniem.
- Nieźle.
         Łukasz zaczął szukać czegoś po kieszeniach. Spoglądałam na jego wyczyny, czekając aż mi oznajmi, że zostawił coś u Kuby. Jednak w końcu z wewnętrznej kieszeni wyciągnął klucze z brelokiem w kształcie piłki do nogi. Zrobił to tak szybko i raptownie, że owe klucze wyleciały w powietrze i spadły pod moje nogi. Jak na jakiś znak, oboje schyliliśmy się w ich kierunku.
- Ał – jęknęłam, rozcierając czoło. Na szczęście nie mocno stuknęliśmy się głowami. Podałam mu klucze, spoglądając w jego niebieskie tęczówki.
- Przepraszam.
- Nie twoja wina.
- Pójdę już, bo jeszcze chwila i naprawdę zrobimy sobie krzywdę – powiedział, posyłając mi po raz kolejny swój szeroki uśmiech. Wysiadł i już miał zamknąć drzwi, jednak w ostatniej chwili pochylił się i spojrzał na mnie.
- Dzięki za podwózkę i do zobaczenia.
- Do zobaczenia. 
         Zamknął drzwi i ruszył w stronę domu. Jeszcze przez chwilę obserwowałam go, jak otwiera bramkę i podchodzi do drzwi. Kiedy odwrócił się, machnęłam w jego stronę, a następnie odjechałam. 

***
I za nami kolejny rozdział, w którym pozwoliłam męskim bohaterom na odrobinę wygłupów i zabawy- w końcu też im się należy. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. 














A Kubę i Łukasza nadal trzyma dobry humor. Do grona "chichraczy" dołączył też Lewy. I z takim podejściem do życia, razem zemną pozdrawiają :)

11 komentarzy:

  1. Jakby to powiedziała moja babcia:"Stare konie a zachowują się jak dzieci..." Wyobraziłam sobie tę scenkę, kiedy Kuba ciągnie zjeżdżającego z kanapy Łukasza i dostałam totalnej głupawki. Co ta Agata z nimi ma? Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowa twojej babci świetnie obrazują ten rozdział :D NO, Agata nie ma z nimi łatwo.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Hahahaha świetny rozdział ! Dzięki za info. :)) Już myślałam że coś będzie w tym aucie !! Czyżby Lenka się trochę bardziej zainteresowała Łukaszem ? Kiedy w planach kolejny rozdział ?
    Przepraszam jeszcze ale u mnie nic się dziś nie pojawi - sprawy osobiste i zakuwanie do testów (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział ci się spodobał.
      Możliwe - ale nic nie obiecuję - że rozdział pojawi się jutro. Czas pokaże czy się wyrobię.

      Usuń
  3. Nie pisnęłam nic o Tres metros...bo całkiem o tym zapomniałam. Pewnie nie chciałam Ci spamować pod rozdziałami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O opowiadaniu o Błaszczu to konieczny był spam :D

      Usuń
  4. przypadkiem tutaj trafiłam i jest MEGA! <3 Świetnie piszesz, a Łukasz i Kuba.. hahhhaa.. :))
    czekam na nexta ! ^^

    Pzdr :3 + http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/ - zapraszam do mnie! :D Jak możesz, to skomentuj, będzie bardzo miło ;* Thx. c;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podoba ci się to, jak piszę, a także historia. Kolejna część może pojawi się jutro - jak się wyrobię :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Każdemu potrzeba chwila zapomnienia - choć ma 50, 30 czy 20 lat. Sama wiem, że dobry humor pozwala sie nie załamać. A ostatnio wszystko na to wskazuje. Dlatego śmiałam sie do lapsa razem z czytaniem. I myślę, że ta druga połowa mieszkańców uważa, że mam problem z głową :)
    Nie wiem co Ci dodać jeszcze. Ale jak tak widzę w wyobraźni zderzenie Leny z Łukaszem mam ochotę zaśmiać sie. Dobrze, że nic z fryzurą mu nie zrobiła ;)

    Pozdrawiam i zapraszam na naprawimy-to.blogspot.com gdzie pojawił sie kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry humor lekiem na prawie wszystko. Fajnie, że dobrze bawiłaś się podczas czytania - o to chodziło :)
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  6. Rozdział skomentowany wyżej. A ja zapraszam do mnie na 9 krótki rozdział i post specjalny :-) Proszę o opinie :))
    http://mijamyyyyysie.blogspot.com/2013/10/rozdzia-9.html
    http://mijamyyyyysie.blogspot.com/2013/10/post-specjalny.html

    OdpowiedzUsuń