"Kobieta może być przyjaciółką mężczyzny, lecz by uczucie to trwało,
niezbędne jest wesprzeć je odrobiną fizycznej antypatii".
Fryderyk Nietzsche
31 stycznia 2011
roku
Przez te kilka
dni współpraca z facetami szła całkiem nieźle. Nie mogłam ich kompletnie
unikać, bo cały nasz budynek jest nimi wypełniony – pomijając oczywiście miłe
panie z bufetu. Ale nasze stosunki bazowały na czysto koleżeńskich relacjach,
co mi w stu procentach odpowiadało. Oprócz tego te wolne od wszelkich wyjść dni
(nie liczyć wyjść do pracy), zaowocowały tym, że wyuczyłam się na jeden z
egzaminów, który zaplanowany był na początku lutego. Byłam naprawdę z siebie
dumna, że z taką łatwością udało mi się pogodzić pracę z nauką. Nawet moje mieszkanie
prezentowało się całkiem znośnie, choć do perfekcyjnej pani domu jest mi
jeszcze daleko. Ale, jak to mówią: nie można mieć wszystkiego.
Pomimo tych
małych sukcesów, ostatni poniedziałek miesiąca sprawił, że moja pozycja jako
nieugiętej i trzymającej się na dystans koleżanki z pracy, została lekko
zachwiana. Spotkanie z dwoma przedstawicielami płci brzydkiej upewniło mnie w
dwóch rzeczach: po pierwsze facet też człowiek i jak mu ładnie wszystko
wytłumaczysz, to jest szansa, na choć minimalne zrozumienie; po drugie
mężczyźni też wyolbrzymiają niektóre rzeczy, a wtedy jakakolwiek konwersacja z
nimi jest naprawdę utrudniona.
Stos papierów
nie znikał z mojego biurka przez ostatnie kilka dni. Mimo wszystko widoczny był
pewien postęp, mianowicie ogarniałam cały ten bałagan, który miałam na biurku.
Wiedziałam, co gdzie leży i do jakiej teczki powinno to trafić, zaraz po
otrzymaniu stosownych podpisów. Do segregacji planów, oświadczeń, wykresów i
wszelkich innych pism i dokumentów, używałam kolorowych samoprzylepnych
karteczek. Dzięki temu moje biurko było kolorowe i całkiem pod kontrolą.
- Jezu, ale cię
zasypali – skomentował Bastian. Stał obok z kubkiem kawy i rozglądał się w
poszukiwaniu wolnego miejsca.
- Postaw
gdziekolwiek, byle by nie na lewą stronę, bo to ważne dokumenty – powiedziałam,
grzebiąc w szufladzie.
- Gdziekolwiek
też się nie da – mruknął, zezując w moją stronę. Uniosłam głowę do góry.
Spojrzałam na biurko, a potem na niego.
- Tu jest
miejsce.
- To podkładka
pod twoją myszkę.
- Ale miejsce. -
Bastian wzruszył ramionami i powoli postawił kubek we wskazanym miejscu.
- Dzięki za
kawę.
- Nie ma sprawy.
Prawie od razu
doszedł do mnie jej zapach. Powoli zaciągnęłam się aromatem, jak to robią
kobiety w polskich reklamach, a następnie rzuciłam się na kubek. Kilka
malutkich łyków i od razu było mi lepiej. W planach miałam zarzucenie nóg na
biurko i urządzenie sobie krótkiej przerwy na celebrowanie picia kawy, która
naprawdę była znakomita. Niestety zanim skończyłam o tym myśleć, drzwi do naszego
pokoju otworzyły się. Do środka wpadł Markus. Otrzepując się ze śniegu (tak
Dortmund zdobywa kolejną jego warstwę – pada od rana), ruszył w naszą stronę.
- Lena masz
chwilę? – zapytał, odpinając kurtkę jedną ręką.
- Zależy ile ta
twoja chwila ma potrwać.
- Wrzucisz mi
tekst na stronę?
- Daj.
- Dzięki, jesteś
najlepsza. Dobór zdjęć pozostawiam tobie. – Rozejrzał się po pokoju. – Gdzie
Paul?
- Na spotkaniu –
odpowiedział Bastian i spojrzał na zegarek. – Na którym powinieneś być pięć
minut temu.
- Cholera, znowu
się będą czepiać – mruknął pod nosem. Rzucił kurtkę na swoje krzesło i pognał w
stronę drzwi. Po chwili już go nie było.
- Kocham swoją
robotę, wiesz – zaczął Bastian, wyglądając na mnie zza monitora. – Przychodzę,
siadam, odwalam swoje i idę do domu. Nikt nie każe mi walić sprintów po naszych
korytarzach. Nie chcę widzieć miny Paula, kiedy on tam wejdzie.
- Paul i tak nic
mu nie zrobi i Markus bardzo dobrze o tym wie. Ponarzeka i na tym się skończy.
- Standardzik.
- Standardzik.
Markusowi jednak
się udało. Paul nie robił mu wymówek w kwestii jego spóźnienia. W końcu, jak to
powiedział, Markus był w pracy i po prostu nie wyrobił się z dojazdem z punktu
A do punktu B, a oprócz tego Dortumnd został nieco sparaliżowany, jeśli chodzi
o ulicę, od padającego śniegu. Chyba sam nasz pan rzecznik był zdziwiony
reakcją naszego dyrektora. Najpierw utkwił w nim zaciekawiony i nieco zdziwiony
wzrok, a potem jak gdyby nigdy nic, zajął się swoją robotą.
Natomiast ja,
korzystając z okazji, że niewiele się dzieje, postanowiłam zejść na obiad. A
najlepiej nas karmią w naszym barze.
Dziś z naszego
menu wybrałam Rollo z kurczaka z sosem koperkowym. Muszę przyznać, że
różnorodność serwowanych tu dań, naprawdę mnie zaskakuje. Nigdy tak naprawdę
nie wiesz, na co możesz się natknąć. Oprócz kilku standardowych i niezmiennych
potraw, takich jak zapiekanki, makarony z sosem czy sałatki, podają tu dania,
które zmieniają się niemalże każdego dnia. I są one naprawdę smaczne.
Nieodłącznymi
elementami podczas moich posiłków w barze, stały się notatki lub książki. Zawsze
siadałam, gdzieś w kącie i uczyłam się lub czytałam. Tak było i tym razem.
Zdążyłam włożyć kawałek kurczaka do ust i przewrócić zapisaną przeze mnie
kartkę, kiedy ktoś usiadł naprzeciwko mnie.
- Cześć –
rzuciłam, nie odrywając oczu od tekstu. Westchnęłam ciężko, odłożyłam widelec i
włożyłam do zeszytu wizytówkę salonu fryzjerskiego, która robiła u mnie za
zakładkę. Następnie położyłam notatnik obok i spojrzałam w brązowe oczy
piłkarza.
- Cześć –
odpowiedział Mario, przysuwając do siebie talerz z jakąś pieczenią.
Nie byłam
zaskoczona, widząc go przed sobą. To przeważnie jego spotykałam w barze i to
przeważnie on odrywał mnie od nauki.
- Jak było na
treningu?
- Trochę nas
przysypało, więc trener zabrał nas na siłownię.
- Cóż za
urozmaicenie – mruknęłam. Mario uśmiechnął się. Przez chwilę dłubał widelcem w
talerzu, aby znów podnieść głowę i spojrzeć w moją stronę.
- Myślałem o
tobie – powiedział nieco ciszej, a ja o mało co, a udławiłabym się kurczakiem.
– Świetnie się bawiłem w kinie.
- Tak… było
fajnie.
- Nie chcesz
tego powtórzyć?
- Przystopuj na
chwilę…
- Mówiłem ci
już, że ładnie dziś wyglądasz?
- Mario możesz
na chwilę się przymknąć – odparłam, nachylając się w jego stronę. Minęło kilka
sekund zanim oderwałam od niego wzrok i znów ciężko wzdychając, oparłam się o
krzesło.
- Dla ciebie
wszystko – powiedział, a ja przetarłam palcami kąciki oczu. Wiedziałam już, że
ta rozmowa będzie trudna. Musiałam jednak postawić między nami twardą granicę,
poza którą żadne z nas nie będzie się wychylać.
- Słuchaj –
zaczęłam, a Mario znów wlepił we mnie te swoje ciemne oczy. Na jego okrągłej
twarzy nadal malował się szeroki uśmiech. Wyciągnął rękę w moją stronę, ale ja
szybko zabrałam swoją dłoń. – Lubię cię… Naprawdę…
- Ja też cię
lubię.
- Tyle, że chyba
ty mnie lubisz inaczej – odparłam powoli. – Traktuję cię, jak kumpla. Dobrego
kumpla i to się raczej nie zmieni.
Zapadła między nami niezręczna cisza.
Mario przestał się uśmiechać, a ja miałam wrażenie, że miażdżę jego jakieś
wygórowane wyobrażenie o mnie.
- To chodzi o
wiek, tak? To, że jestem od ciebie młodszy? – Uniosłam brwi do góry. Nawet nie
pomyślałam o takim argumencie.
- To tylko trzy
lata – ciągnęłam swoje. – Żadna duża różnica. Chodzi o to, że po prostu… ja nie
myślę o tobie w taki sam sposób, jak ty o mnie. Traktuję cię, jak kolegę, a
raczej – zamyśliłam się – jak przyjaciela. Przyjaciela, którego też potrzebuje,
ale który nie będzie do mnie startował przy każdej nadarzającej się okazji.
- Dobra –
powiedział przeciągając sylaby. – Traktujesz mnie, jak przyjaciela?
- Dokładnie. –
Znów pojawiła się cisza. Chciałam by się w końcu odezwał. I po chwili zrobił
to.
- Dzięki, że mi
to powiedziałaś – odparł i lekko uśmiechnął się, choć nie był to uśmiech, który
tak dobrze znałam. – Że nie robiłaś głupich uników, tylko powiedziałaś mi to
wprost. To wiele ułatwia. Przynajmniej wiem, na czym stoję i nie zrobię z
siebie głupka.
- Kumple? – zapytałam, wyciągając w jego stronę rękę.
- Kumple –
odparł i uścisnął ją.
- Ekstra, to
teraz porzućmy ciężkie tematy i opowiedz mi ile wycisnąłeś dzisiaj na klatę –
rzuciłam, a Mario zaczął się śmiać.
Po obiedzie
pożegnałam się z Mariem i pognałam do łazienki. Po skorzystaniu z toalety,
stanęłam nad umywalką. Umyłam ręce i poprawiłam włosy. Spojrzałam w swoje
odbicie i cicho westchnęłam. Choć rozmowa z Mariem była szybka i w miarę
prosta, to jednak trochę energii mi zabrała. Widziałam też, że chłopak jest
nieco zawiedziony moją deklaracją o zwykłej przyjaźni, ale nic na to poradzić
nie mogłam. Nigdy świadomie nie dawałam mu żadnych znaków, że może liczyć na
coś więcej. Nigdy też nie myślałam o nim w inny sposób, jak o kumplu.
Wzruszyłam
ramionami, jakby na potwierdzenie swoich własnych słów, które ukształtowały się
w myślach. Następnie odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je.
- Cześć.
Podskoczyłam i
złapałam się kurczowo klamki, jakby ona była w stanie mnie obronić przed
atakiem kolejnego piłkarza BVB. Usłyszałam śmiech i spojrzałam na rozbawionego
Błaszczykowskiego.
- Jezu, ale ty
musisz żyć w stresie – odparł, robiąc mi miejsce. Wyszłam z łazienki. – Prawie
padłaś na zawał.
- Wykańczają
mnie takie potwory, jak ty.
- Lena, Lena,
Lena – odparł, zarzucając mi rękę na ramię. – Może masz coś na sumieniu?
- Ja? Może ty,
skoro czaisz się przy łazience.
- Widziałem, jak
wchodziłaś.
- I?
- Muszę z tobą,
o czymś pogadać – powiedział tajemniczo.
- Słucham.
Na korytarzu
byliśmy tylko my. Kuba utkwił we mnie swoje niebieskie oczy. Przez chwilę
miałam wrażenie, że Błaszczykowski wypali mi dziurę na środku czoła od tego
uporczywego gapienia się, ale w końcu odpuścił i lekko uśmiechnął się.
- Muszę coś
wiedzieć.
- Co?
- Chodzi o
Łukasza…
- Co z nim?
- Tego chciałem
się od ciebie dowiedzieć. – Uniosłam brwi do góry i spojrzałam na niego, jak na
kosmitę. Kuba westchnął teatralnie i stuknął mnie łokciem w ramię.
- Daj spokój –
mruknął. – Mnie możesz powiedzieć. Pokłóciliście się, nie?
- Pierwsze
słyszę… Tak ci powiedział Łukasz?
- Chodzi o to…
Chodzi o to, że… - Kuba rozejrzał się, jakby sprawdzał czy teren jest
czysty. Na korytarzu nadal nie było nikogo oprócz nas. – Nie powiedział mi nic.
-To, w czym
problem?
- No… właśnie…
Nic mi nie powiedział – odparł nieco poirytowany.
- Ale my się nie
pokłóciliśmy.
- Nie?
- No, nie.
- To ja nie
rozumiem – rzucił, drapiąc się po policzku. – To dlaczego się nie spotykacie?
- Co, proszę?
- Czemu się nie
umawiacie, jak normalni ludzie?
- Kuba, czy ty
dostałeś piłką w głowę? – zapytałam z powagą.
- Nic mi nie
jest.
- To, co siejesz
panikę!
- Wiem! Unikacie
się…
- Jezu… Czy ty
wszędzie widzisz spiski?
- Ja po prostu…
nie wiem. Chciałem dobrze. Myślałem, że się o coś posprzeczaliście. A że
wszyscy się lubimy, to chciałem załagodzić konflikt.
- Konflikt,
którego nie ma? – zapytałam ze śmiechem.
- Oj, tam. Zejdź
ze mnie. Chciałem dobrze.
- Doceniam to –
powiedziałam, klepiąc go po plecach. – Następnym razem nie panikuj, jak nie
wiesz, o co chodzi.
- Aha! –
Podniósł głos i wskazał na mnie palcem. – Czyli o coś jednak poszło.
- Nie, nie
poszło.
- To czemu się
nie spotkacie?
- Po pierwsze
dużo pracy, a po drugie zbliżające się egzaminy. To wystarczy żeby nie mieć
czasu na normalne życie. – Kuba zamrugał i uśmiechnął się.
- Teraz
rozumiem. Po prostu się martwię…
- Nie Kuba, ty
po prostu jesteś ciekawski – rzuciłam ze śmiechem. Błaszczykowski przewrócił
oczami, a następnie wzruszył ramionami.
- To wszystko
jasne – odparł.
- Bardziej być
nie może. – Spojrzałam na komórkę. – Muszę już wracać do pracy.
- Jasne. Nie
zatrzymuję cię dłużej.
- Do zobaczenia.
- Wpadnij do
nas.
- Postaram się
odwiedzić was jeszcze przed wyjazdem do Polski, ale niczego nie obiecuję.
Kuba pokazał mi
uniesiony kciuk do góry i ruszył w stronę pokoju trenera. Jeszcze przez chwilę
odprowadzałam go wzrokiem. Kiedy zniknął za drzwiami, poszłam w stronę wind.
Rozmowa z Kubą rozwaliła mnie na łopatki. Myślałam, że tylko kobiety widzą
problemy, gdy ich nie ma, ale jak widać niektórzy faceci też tak mają.
Zaśmiałam się pod nosem i wsiadłam do windy.
***
Można śmiało powiedzieć, że ten rozdział jest z serii: Lena kontra faceci. Ale jak widać, jakoś można się z nimi dogadać. Mam nadzieję, że ta część wam się spodobała.
Przy okazji chcę was zaprosić na mój nowy blog - oczywiście jeśli lubicie czytać fan fiction o SPN :D, bo do niczego nie zmuszam. Chętnych zapraszam na po-drugiej-stronie-spn.blogspot.com . Już dzisiaj pojawi się tam prolog.
A w taki sposób Robert Lewandowski pocieszał Maria po rozmowie z Leną.
Chłopaki i ja pozdrawiają w te zimne dni :D
Uwielbiam tu Kubę, serio. Bo jest tak nie okrzesany i pełen chęci niesienia pomocy że mnie to bawi. Ale co można zrobić. Taki on już jest. I w sumie uwielbiam to.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Lena sobie wszystko wyjaśniła z Mariem. Bo zaczął mnie swoiście irytować i chciałam go złapać by przemówić mu do rozsądku.
Pozdrawiam:)
Kuba rządzi, jest gorszy niż niejedna baba z tymi plotami. Ale tak naprawdę to w każdym zdrowym facecie, drzemie instynkt plotkarski.
OdpowiedzUsuńCiesze się, że Lena spuściła Mario na drzewo, bo jakoś za nim nie przepadam( i wcale nie przez to, że się sprzedał i polazł do Bayernu).
Brakowało mi Piszcza! Mam nadzieję, że w kolejnym odcinku się pokaże i że jemu jednak Błaszczykowska da szansę.
Czekam na NN
Pozdrawiam :)
http://tresmetrossobreencielo.blogspot.com Siódemka na Tres metros...zapraszam serdecznie :)
Usuńhttp://ensuenoo.blogspot.com/ 15 stka na Ensueno, zapraszam serdecznie :)
Usuńzapraszam na raz--jeszcze.blogspot.com gdzie pojawili sie bohaterowie :)
OdpowiedzUsuńi do tego rozdział 22 na corka-trenera.blogspot.com :)
Usuńi przedostatni rozdział na szukamy-sie.blogspot.com :D
UsuńŚwietny rozdział! <3 Mario i Lena zostali przyjaciółmi? I dobrze, jakoś nie wyobrażam, aby między nimi miało być coś więcej, nwm dlaczego ;d Hahaha.. Kuba jaki ciekawski sie zrobił XDD
OdpowiedzUsuńPzdr :3
+ http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/22-rozdzial/ zapraszam ;]
Błaszczykowski po prostu wymiata. Uwielbiam tu Kubę. Jestem za tym by Mario odczepił się od Leny. Może po tej rozmowie coś do niego dotrze i da dziewczynie spokój. Liczę na to.
OdpowiedzUsuńCzekam na tzw. nn :)
Pozdrawiam M.