piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 10

"Ko­bieta może być przy­jaciółką mężczyz­ny, lecz by uczu­cie to trwało, niezbędne jest wes­przeć je od­ro­biną fi­zycznej antypatii".   
Fryderyk Nietzsche 


31 stycznia 2011 roku

        Przez te kilka dni współpraca z facetami szła całkiem nieźle. Nie mogłam ich kompletnie unikać, bo cały nasz budynek jest nimi wypełniony – pomijając oczywiście miłe panie z bufetu. Ale nasze stosunki bazowały na czysto koleżeńskich relacjach, co mi w stu procentach odpowiadało. Oprócz tego te wolne od wszelkich wyjść dni (nie liczyć wyjść do pracy), zaowocowały tym, że wyuczyłam się na jeden z egzaminów, który zaplanowany był na początku lutego. Byłam naprawdę z siebie dumna, że z taką łatwością udało mi się pogodzić pracę z nauką. Nawet moje mieszkanie prezentowało się całkiem znośnie, choć do perfekcyjnej pani domu jest mi jeszcze daleko. Ale, jak to mówią: nie można mieć wszystkiego.
        Pomimo tych małych sukcesów, ostatni poniedziałek miesiąca sprawił, że moja pozycja jako nieugiętej i trzymającej się na dystans koleżanki z pracy, została lekko zachwiana. Spotkanie z dwoma przedstawicielami płci brzydkiej upewniło mnie w dwóch rzeczach: po pierwsze facet też człowiek i jak mu ładnie wszystko wytłumaczysz, to jest szansa, na choć minimalne zrozumienie; po drugie mężczyźni też wyolbrzymiają niektóre rzeczy, a wtedy jakakolwiek konwersacja z nimi jest naprawdę utrudniona. 

        Stos papierów nie znikał z mojego biurka przez ostatnie kilka dni. Mimo wszystko widoczny był pewien postęp, mianowicie ogarniałam cały ten bałagan, który miałam na biurku. Wiedziałam, co gdzie leży i do jakiej teczki powinno to trafić, zaraz po otrzymaniu stosownych podpisów. Do segregacji planów, oświadczeń, wykresów i wszelkich innych pism i dokumentów, używałam kolorowych samoprzylepnych karteczek. Dzięki temu moje biurko było kolorowe i całkiem pod kontrolą.
- Jezu, ale cię zasypali – skomentował Bastian. Stał obok z kubkiem kawy i rozglądał się w poszukiwaniu wolnego miejsca.
- Postaw gdziekolwiek, byle by nie na lewą stronę, bo to ważne dokumenty – powiedziałam, grzebiąc w szufladzie.
- Gdziekolwiek też się nie da – mruknął, zezując w moją stronę. Uniosłam głowę do góry. Spojrzałam na biurko, a potem na niego.
- Tu jest miejsce.
- To podkładka pod twoją myszkę.
- Ale miejsce. - Bastian wzruszył ramionami i powoli postawił kubek we wskazanym miejscu.
- Dzięki za kawę.
- Nie ma sprawy.
       Prawie od razu doszedł do mnie jej zapach. Powoli zaciągnęłam się aromatem, jak to robią kobiety w polskich reklamach, a następnie rzuciłam się na kubek. Kilka malutkich łyków i od razu było mi lepiej. W planach miałam zarzucenie nóg na biurko i urządzenie sobie krótkiej przerwy na celebrowanie picia kawy, która naprawdę była znakomita. Niestety zanim skończyłam o tym myśleć, drzwi do naszego pokoju otworzyły się. Do środka wpadł Markus. Otrzepując się ze śniegu (tak Dortmund zdobywa kolejną jego warstwę – pada od rana), ruszył w naszą stronę.
- Lena masz chwilę? – zapytał, odpinając kurtkę jedną ręką.
- Zależy ile ta twoja chwila ma potrwać.
- Wrzucisz mi tekst na stronę?
- Daj.
- Dzięki, jesteś najlepsza. Dobór zdjęć pozostawiam tobie. – Rozejrzał się po pokoju. – Gdzie Paul?
- Na spotkaniu – odpowiedział Bastian i spojrzał na zegarek. – Na którym powinieneś być pięć minut temu.
- Cholera, znowu się będą czepiać – mruknął pod nosem. Rzucił kurtkę na swoje krzesło i pognał w stronę drzwi. Po chwili już go nie było.
- Kocham swoją robotę, wiesz – zaczął Bastian, wyglądając na mnie zza monitora. – Przychodzę, siadam, odwalam swoje i idę do domu. Nikt nie każe mi walić sprintów po naszych korytarzach. Nie chcę widzieć miny Paula, kiedy on tam wejdzie.
- Paul i tak nic mu nie zrobi i Markus bardzo dobrze o tym wie. Ponarzeka i na tym się skończy.
- Standardzik.
- Standardzik.

       Markusowi jednak się udało. Paul nie robił mu wymówek w kwestii jego spóźnienia. W końcu, jak to powiedział, Markus był w pracy i po prostu nie wyrobił się z dojazdem z punktu A do punktu B, a oprócz tego Dortumnd został nieco sparaliżowany, jeśli chodzi o ulicę, od padającego śniegu. Chyba sam nasz pan rzecznik był zdziwiony reakcją naszego dyrektora. Najpierw utkwił w nim zaciekawiony i nieco zdziwiony wzrok, a potem jak gdyby nigdy nic, zajął się swoją robotą. 
        Natomiast ja, korzystając z okazji, że niewiele się dzieje, postanowiłam zejść na obiad. A najlepiej nas karmią w naszym barze.
        Dziś z naszego menu wybrałam Rollo z kurczaka z sosem koperkowym. Muszę przyznać, że różnorodność serwowanych tu dań, naprawdę mnie zaskakuje. Nigdy tak naprawdę nie wiesz, na co możesz się natknąć. Oprócz kilku standardowych i niezmiennych potraw, takich jak zapiekanki, makarony z sosem czy sałatki, podają tu dania, które zmieniają się niemalże każdego dnia. I są one naprawdę smaczne.
        Nieodłącznymi elementami podczas moich posiłków w barze, stały się notatki lub książki. Zawsze siadałam, gdzieś w kącie i uczyłam się lub czytałam. Tak było i tym razem. Zdążyłam włożyć kawałek kurczaka do ust i przewrócić zapisaną przeze mnie kartkę, kiedy ktoś usiadł naprzeciwko mnie.
- Cześć – rzuciłam, nie odrywając oczu od tekstu. Westchnęłam ciężko, odłożyłam widelec i włożyłam do zeszytu wizytówkę salonu fryzjerskiego, która robiła u mnie za zakładkę. Następnie położyłam notatnik obok i spojrzałam w brązowe oczy piłkarza.
- Cześć – odpowiedział Mario, przysuwając do siebie talerz z jakąś pieczenią.
        Nie byłam zaskoczona, widząc go przed sobą. To przeważnie jego spotykałam w barze i to przeważnie on odrywał mnie od nauki.
- Jak było na treningu?
- Trochę nas przysypało, więc trener zabrał nas na siłownię.
- Cóż za urozmaicenie – mruknęłam. Mario uśmiechnął się. Przez chwilę dłubał widelcem w talerzu, aby znów podnieść głowę i spojrzeć w moją stronę.
- Myślałem o tobie – powiedział nieco ciszej, a ja o mało co, a udławiłabym się kurczakiem. – Świetnie się bawiłem w kinie.
- Tak… było fajnie.
- Nie chcesz tego powtórzyć?
- Przystopuj na chwilę…
- Mówiłem ci już, że ładnie dziś wyglądasz?
- Mario możesz na chwilę się przymknąć – odparłam, nachylając się w jego stronę. Minęło kilka sekund zanim oderwałam od niego wzrok i znów ciężko wzdychając, oparłam się o krzesło.
- Dla ciebie wszystko – powiedział, a ja przetarłam palcami kąciki oczu. Wiedziałam już, że ta rozmowa będzie trudna. Musiałam jednak postawić między nami twardą granicę, poza którą żadne z nas nie będzie się wychylać.
- Słuchaj – zaczęłam, a Mario znów wlepił we mnie te swoje ciemne oczy. Na jego okrągłej twarzy nadal malował się szeroki uśmiech. Wyciągnął rękę w moją stronę, ale ja szybko zabrałam swoją dłoń. – Lubię cię… Naprawdę…
- Ja też cię lubię.
- Tyle, że chyba ty mnie lubisz inaczej – odparłam powoli. – Traktuję cię, jak kumpla. Dobrego kumpla i to się raczej nie zmieni. 
        Zapadła między nami niezręczna cisza. Mario przestał się uśmiechać, a ja miałam wrażenie, że miażdżę jego jakieś wygórowane wyobrażenie o mnie.
- To chodzi o wiek, tak? To, że jestem od ciebie młodszy? – Uniosłam brwi do góry. Nawet nie pomyślałam o takim argumencie.
- To tylko trzy lata – ciągnęłam swoje. – Żadna duża różnica. Chodzi o to, że po prostu… ja nie myślę o tobie w taki sam sposób, jak ty o mnie. Traktuję cię, jak kolegę, a raczej – zamyśliłam się – jak przyjaciela. Przyjaciela, którego też potrzebuje, ale który nie będzie do mnie startował przy każdej nadarzającej się okazji.
- Dobra – powiedział przeciągając sylaby. – Traktujesz mnie, jak przyjaciela?
- Dokładnie. – Znów pojawiła się cisza. Chciałam by się w końcu odezwał. I po chwili zrobił to.
- Dzięki, że mi to powiedziałaś – odparł i lekko uśmiechnął się, choć nie był to uśmiech, który tak dobrze znałam. – Że nie robiłaś głupich uników, tylko powiedziałaś mi to wprost. To wiele ułatwia. Przynajmniej wiem, na czym stoję i nie zrobię z siebie głupka.
- Kumple? – zapytałam, wyciągając w jego stronę rękę.
- Kumple – odparł i uścisnął ją.
- Ekstra, to teraz porzućmy ciężkie tematy i opowiedz mi ile wycisnąłeś dzisiaj na klatę – rzuciłam, a Mario zaczął się śmiać.

       Po obiedzie pożegnałam się z Mariem i pognałam do łazienki. Po skorzystaniu z toalety, stanęłam nad umywalką. Umyłam ręce i poprawiłam włosy. Spojrzałam w swoje odbicie i cicho westchnęłam. Choć rozmowa z Mariem była szybka i w miarę prosta, to jednak trochę energii mi zabrała. Widziałam też, że chłopak jest nieco zawiedziony moją deklaracją o zwykłej przyjaźni, ale nic na to poradzić nie mogłam. Nigdy świadomie nie dawałam mu żadnych znaków, że może liczyć na coś więcej. Nigdy też nie myślałam o nim w inny sposób, jak o kumplu.
       Wzruszyłam ramionami, jakby na potwierdzenie swoich własnych słów, które ukształtowały się w myślach. Następnie odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je.
- Cześć.
        Podskoczyłam i złapałam się kurczowo klamki, jakby ona była w stanie mnie obronić przed atakiem kolejnego piłkarza BVB. Usłyszałam śmiech i spojrzałam na rozbawionego Błaszczykowskiego.
- Jezu, ale ty musisz żyć w stresie – odparł, robiąc mi miejsce. Wyszłam z łazienki. – Prawie padłaś na zawał.
- Wykańczają mnie takie potwory, jak ty.
- Lena, Lena, Lena – odparł, zarzucając mi rękę na ramię. – Może masz coś na sumieniu?
- Ja? Może ty, skoro czaisz się przy łazience.
- Widziałem, jak wchodziłaś.
- I?
- Muszę z tobą, o czymś pogadać – powiedział tajemniczo.
- Słucham.
        Na korytarzu byliśmy tylko my. Kuba utkwił we mnie swoje niebieskie oczy. Przez chwilę miałam wrażenie, że Błaszczykowski wypali mi dziurę na środku czoła od tego uporczywego gapienia się, ale w końcu odpuścił i lekko uśmiechnął się.
- Muszę coś wiedzieć.
- Co?
- Chodzi o Łukasza…
- Co z nim?
- Tego chciałem się od ciebie dowiedzieć. – Uniosłam brwi do góry i spojrzałam na niego, jak na kosmitę. Kuba westchnął teatralnie i stuknął mnie łokciem w ramię.
- Daj spokój – mruknął. – Mnie możesz powiedzieć. Pokłóciliście się, nie?
- Pierwsze słyszę… Tak ci powiedział Łukasz?
- Chodzi o to… Chodzi o to, że… - Kuba rozejrzał się, jakby sprawdzał czy teren jest czysty. Na korytarzu nadal nie było nikogo oprócz nas. – Nie powiedział mi nic.
-To, w czym problem?
- No… właśnie… Nic mi nie powiedział – odparł nieco poirytowany.
- Ale my się nie pokłóciliśmy.
- Nie?
- No, nie.
- To ja nie rozumiem – rzucił, drapiąc się po policzku. – To dlaczego się nie spotykacie?
- Co, proszę?
- Czemu się nie umawiacie, jak normalni ludzie?
- Kuba, czy ty dostałeś piłką w głowę? – zapytałam z powagą.
- Nic mi nie jest.
- To, co siejesz panikę!
- Wiem! Unikacie się…
- Jezu… Czy ty wszędzie widzisz spiski?
- Ja po prostu… nie wiem. Chciałem dobrze. Myślałem, że się o coś posprzeczaliście. A że wszyscy się lubimy, to chciałem załagodzić konflikt.
- Konflikt, którego nie ma? – zapytałam ze śmiechem.
- Oj, tam. Zejdź ze mnie. Chciałem dobrze.
- Doceniam to – powiedziałam, klepiąc go po plecach. – Następnym razem nie panikuj, jak nie wiesz, o co chodzi.
- Aha! – Podniósł głos i wskazał na mnie palcem. – Czyli o coś jednak poszło.
- Nie, nie poszło.
- To czemu się nie spotkacie?
- Po pierwsze dużo pracy, a po drugie zbliżające się egzaminy. To wystarczy żeby nie mieć czasu na normalne życie. – Kuba zamrugał i uśmiechnął się.
- Teraz rozumiem. Po prostu się martwię…
- Nie Kuba, ty po prostu jesteś ciekawski – rzuciłam ze śmiechem. Błaszczykowski przewrócił oczami, a następnie wzruszył ramionami.
- To wszystko jasne – odparł.
- Bardziej być nie może. – Spojrzałam na komórkę. – Muszę już wracać do pracy.
- Jasne. Nie zatrzymuję cię dłużej.
- Do zobaczenia.
- Wpadnij do nas.
- Postaram się odwiedzić was jeszcze przed wyjazdem do Polski, ale niczego nie obiecuję.
        Kuba pokazał mi uniesiony kciuk do góry i ruszył w stronę pokoju trenera. Jeszcze przez chwilę odprowadzałam go wzrokiem. Kiedy zniknął za drzwiami, poszłam w stronę wind. Rozmowa z Kubą rozwaliła mnie na łopatki. Myślałam, że tylko kobiety widzą problemy, gdy ich nie ma, ale jak widać niektórzy faceci też tak mają. Zaśmiałam się pod nosem i wsiadłam do windy.

***
Można śmiało powiedzieć, że ten rozdział jest z serii: Lena kontra faceci. Ale jak widać, jakoś można się z nimi dogadać. Mam nadzieję, że ta część wam się spodobała. 

Przy okazji chcę was zaprosić na mój nowy blog - oczywiście jeśli lubicie czytać fan fiction o SPN :D, bo do niczego nie zmuszam. Chętnych zapraszam na po-drugiej-stronie-spn.blogspot.com . Już dzisiaj pojawi się tam prolog.

















A w taki sposób Robert Lewandowski pocieszał Maria po rozmowie z Leną. 
Chłopaki i ja pozdrawiają w te zimne dni :D 

9 komentarzy:

  1. Uwielbiam tu Kubę, serio. Bo jest tak nie okrzesany i pełen chęci niesienia pomocy że mnie to bawi. Ale co można zrobić. Taki on już jest. I w sumie uwielbiam to.
    Dobrze, że Lena sobie wszystko wyjaśniła z Mariem. Bo zaczął mnie swoiście irytować i chciałam go złapać by przemówić mu do rozsądku.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kuba rządzi, jest gorszy niż niejedna baba z tymi plotami. Ale tak naprawdę to w każdym zdrowym facecie, drzemie instynkt plotkarski.
    Ciesze się, że Lena spuściła Mario na drzewo, bo jakoś za nim nie przepadam( i wcale nie przez to, że się sprzedał i polazł do Bayernu).
    Brakowało mi Piszcza! Mam nadzieję, że w kolejnym odcinku się pokaże i że jemu jednak Błaszczykowska da szansę.
    Czekam na NN
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://tresmetrossobreencielo.blogspot.com Siódemka na Tres metros...zapraszam serdecznie :)

      Usuń
    2. http://ensuenoo.blogspot.com/ 15 stka na Ensueno, zapraszam serdecznie :)

      Usuń
  3. zapraszam na raz--jeszcze.blogspot.com gdzie pojawili sie bohaterowie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i do tego rozdział 22 na corka-trenera.blogspot.com :)

      Usuń
    2. i przedostatni rozdział na szukamy-sie.blogspot.com :D

      Usuń
  4. Świetny rozdział! <3 Mario i Lena zostali przyjaciółmi? I dobrze, jakoś nie wyobrażam, aby między nimi miało być coś więcej, nwm dlaczego ;d Hahaha.. Kuba jaki ciekawski sie zrobił XDD

    Pzdr :3
    + http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/22-rozdzial/ zapraszam ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. Błaszczykowski po prostu wymiata. Uwielbiam tu Kubę. Jestem za tym by Mario odczepił się od Leny. Może po tej rozmowie coś do niego dotrze i da dziewczynie spokój. Liczę na to.
    Czekam na tzw. nn :)
    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń